sobota, 15 kwietnia 2017

[60] Serial: "Iron Fist" (2017)

Ten post mógłby być przyczynkiem do pogłębionej analizy chujowatości Netflixowych seriali spod znaku Marvela, jednak z racji tego, że mi się nie chcę poprzestanę na niepogłębionej analizie oraz ich najnowszym wyczynie, a mianowicie Iron Fiście.

Jak wszyscy dobrze wiemy (wszyscy, którzy choć w minimalnym stopniu oglądają wszelakie ekranizacje cudownych komiksów) wychodzą one raz lepsze raz gorsze. Jednak powoli niepisaną regułą staje się fakt, że wszystko co weźmie w swoje ręce Netflix zostaje tak spierdolone jak to tylko możliwe. Zaczęło się od dość miernego Daredevila, którego, mimo wszystko, pierwszy sezon dało się jakoś obejrzeć (na drugi nie starczyło mi samozaparcia). Później przyszła kolej na żałość w postaci Jessiki Jones, która w swojej serialowej odsłonie wydaje się najbardziej SŁABĄ postacią komiksową jaką wymyślono. Z tego co pamiętam nie dałem rady przebrnąć przez wszystkie odcinki pierwszego sezonu. A największy udział w tym miała z pewnością odtwórczyni tytułowej postaci (nazwisko pominę, żeby nie robić jej przykrości :D), która była po prostu źle obsadzona. Luke Cage darowałem sobie bez oglądania, ponieważ postać tego burkliwego murzyna nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia już w Jessice, a nie chciałem nie potrzebnie marnować swojego cennego czasu, który mógłbym przeznaczyć na picie, myślenie o seksie i ciekawe lektury... 

Jednak ostatnio coś mi się z głową porobiło, że całkiem zapomniałem o swoich złych doświadczeniach ze wcześniejszymi produkcjami Netflixa i sięgnąłem po Iron Fista. Było to prawdopodobnie spowodowane tym, że lubię wszelkiego rodzaju brednie (nie oburzać się, ponieważ to co możemy znaleźć w komiksie a co za tym idzie także w jego ekranizacji to mogą być tylko i wyłącznie brednie) na temat dalekowschodnich sztuk walki i tamtejszej filozofii. No i po raz kolejny doszedłem do wniosku, że Netflix mnie już raczej nie zaskoczy. Serial jest słaby jak herbata z 4 parzenia a odtwórcy głównych ról, z bardzo małymi wyjątkami albo bez talentu, albo dopasowani jak przysłowiowa pięść do nosa. 

Ale to nie wszystko, problem tkwi przede wszystkim w kulawej i nielogicznej fabule. Mamy wszak do czynienia z "mistrzem" wschodnich sztuk walki, któremu wpierdol potrafi spuścić byle najemnik/ochroniarz (akcja w archiwum szpitala w poszukiwaniu dokumentów potwierdzających tożsamość). Dodatkowo nasz "mistrz", który powinien mieć opanowany w sposób mistrzowski swoją wewnętrzną harmonię żeby móc korzystać z siły swojego chi (sorki jeśli bredzę ale zupełnie się na tym nie znam) miota się jak nastolatka, która chciałaby a boi się... Tak nie stały i niezrównoważony emocjonalnie przypał to mógłby w tym ichnim Kundunie być co najwyżej pomywaczem lub czyścicielem kozłów a nie Ironfistem. Ale spoko, nie moja rzecz. Moją jest jedynie to, że więcej już nie dam się skusić na żaden serial o superbohaterze, który będzie sygnowany logiem tej stacji. 

Sorki, że nie streszczam i nie wprowadzam, ale zwyczajnie mi się nie chce. I tak nie warto tego oglądać, więc po co wam wiedzieć o czym to jest. A  z drugiej strony skoro to serial Marvela to o czym może być...?

Moja ocena: 4-/10

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

[224] Książka: "Sześć grobów do Monachium" - Mario Puzo (wyd. oryg 1967)

No i stało się. Przeczytałem drugą, po Ojcu chrzestnym, książkę Mario Puzo. I powiem szczerze, że powoli zaczynam rozumieć dlaczego The God Father stał się takim klasykiem i zyskał uznanie nie tylko wśród czytelników, ale również widzów na całym świcie (jak zapewne się orientujecie Puzo był współtwórcą scenariusza). Ale dziś będzie o czymś innym. Sześć grobów do Monachium to thriller psychologiczny opowiadający o chęci zemsty. Zemsty za wszelką cenę.

Książka ta została napisana przez Puzo w 1967 (w dwa lata przed Ojcem chrzestnym) jako jedyna z jego powieści pod pseudonimem Mario Cleri. Być może Puzo się jej wstydził, jednak z czystym sumieniem twierdzę, że nie ma czego. Wróćmy jednak do książki. Znajdziemy w niej wszystko to, co tak charakterystyczne dla twórczości Włocha: włoską mafię, życie w powojennych Niemczech, działalność tajnych agentów Amerykańskiego wywiadu. Oraz chęć zemsty. Ta książka jest nią wręcz przepojona. 

Głównym bohaterem Six Graves to Munich jest Michael Rogan, genialny matematyk, który po dość nudnym życiu postanowił wreszcie wykorzystać swój nieprzeciętny umysł dla dobra narodu amerykańskiego i wstąpił do służby wywiadowczej. Podczas II wojny światowej jego komórka szpiegowska na terenie okupowanej Francji zostaje jednak rozszyfrowana przez nazistów, a on wraz z żoną trafia do monachijskiego Pałacu Sprawiedliwości na serię przesłuchań. Po śmierci podczas tortur swojej ciężarnej żony i wielu tygodniach poniżania i bicia załamuje się i zdradza Niemcom wszystkie znane sobie szyfry o kody. W zamian za to ma zostać przez nich uwolniony. Niestety, to była tylko gra, ponieważ grupa siedmiu przesłuchujących go oficerów i tak postanawia go zabić. Strzelają mu w tył głowy w momencie kiedy stoi już przebrany w cywilne ciuchy gotowy do wyjścia na wolność. Jego ciało zostaje porzucone na dziedzińcu pałacu wśród dziesiątek innych zwłok. Rogan jednak nie umiera. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności kula odbija się od czaszki i nie uszkadza mózgu. Po kilku dniach zostaje odnaleziony przez oddziały amerykańskie wkraczające do miasta. Po wielu miesiącach rekonwalescencji i wstawieniu metalowej płytki uzupełniającej kości czaszki Rogan stara się wrócić do normalnego życia. Po pewnym czasie dorabia się milionów na produkcji sprzętu komputerowego (choć po tym "wypadku" może pracować tylko godzinę dziennie, bo jego mózg nie wytrzymuje większych obciążeń). W dziesięć lat po nieudanej próbie morderstwa na jego osobie postanawia wymierzyć swoim oprawcę zasłużoną, w jego mniemaniu, zemstę, aby wreszcie, raz na zawsze, uwolnić się od dręczących go co noc koszmarów z Pałacu Sprawiedliwości i pomścić żonę, swoje nienarodzone dziecko oraz swoje cierpienie. Na swojej drodze spotyka Rosalie, która w momencie ich spotkania pracuje jako prostytutka w jednym z hamburskich domów publicznych na ul St. Pauli. Ta przedziwna para (Rosalie jest piękną młodą Niemką z dość mroczną przeszłością) zakochuje się w sobie i dziewczyna postanawia pomóc Mikeowi w jego planach.  

W tej dość krótkiej powieści (niespełna 260 stron) Puzo zręcznie prezentuje rys charakterologiczny każdej z postaci; ich motywacje popychające do takich a nie innych decyzji i wyborów życiowych. W bardzo ciekawy sposób przedstawia również wątek zemsty za wszelką cenę, ponieważ z każdym kolejnym rozdziałem nie wydaje się ona dla czytelnika już taka zasadna, jednak każdy z bohaterów ma swoje racje i postępuje zgodnie ze swoimi zapatrywaniami nie kierując się żadnymi racjonalnymi albo obiektywnymi opiniami z zewnątrz. Dotyczy to głównie Rogana, choć nie tylko.

Całość czyta się błyskawicznie (ja skończyłem książkę w jeden wieczór), ponieważ zarówno styl i prowadzenie akcji są mistrzowskie jak na ten typ literatury. Nie ma w niej żadnych mielizn fabularny, cała opowieść posuwa się do przodu w dość szybkim tempie biorąc nawet pod uwagę liczne retrospekcje przedstawiające nam najważniejsze wątki z przeszłości głównych bohaterów. Nie pozostaje mi nic innego jak wyrazić pragnienia, aby takich książek było więcej.

Moja ocena 7!/10

piątek, 7 kwietnia 2017

[223] Książka: "SS-GB" - Len Deighton (wyd. oryg.1978)

Przeglądając ostatnio serialowe nowości natrafiłem na coś o przedziwnym tytule SS-GB. Zaintrygowało mnie to do tego stopnia, że postanowiłem sprawdzić co to takiego. Okazuje się, że serial jest adaptacją książki Lena Deightona o tym samym tytule. 

Akcja książki (podobnie zresztą jak serialu) dzieje się w okupowanej przez Niemcy Wielkiej Brytanii, czyli w alternatywnej rzeczywistości. Mamy listopad 1941 roku. Kilka miesięcy po przegranej Bitwie o Anglię. Churchill został skazany i rozstrzelany. Król Jerzy VI jest więziony w Tower. Społeczeństwo powoli przyzwyczaja się do warunków okupacyjnego życia. 

Normalnie działa również policja i, oczywiście, Scotland Yard. No, prawie normalnie, bo jest podporządkowana SS. Nie przeszkadza jej to jednak prowadzić standardowych działań służbowych. Wszystko zaczyna się od śledztwa w sprawie zabójstwa młodego londyńczyka, który okazuje się naukowcem, a zwykłe morderstwo przeradza się w ogromny spisek, w który zamieszani są prawie wszyscy, którzy coś znaczą w okupowanej Anglii. 

Śledztwo początkowo prowadzi nadinspektor Douglas Archer (najskuteczniejszy śledczy Scotland Yardu) wraz ze swoim dawnym mentorem, a obecnie podwładnym, sierżantem detektywem Harrym Woodsem. Jednak tuż po jego rozpoczęciu z Berlina, wprost od samego reichsfuhrera SS Heinricha Himmlera przyjeżdża do Londynu dr Oskar Huth, który przejmuje pieczę nad całym dochodzeniem.

Tego typu opowieść nie mogła się obyć bez tajemniczej nieznajomej. Tak też jest i tutaj. Archer w trakcie śledztwa poznaje piękną Barbarę Bargę, amerykańską dziennikarkę i korespondentkę wojenną. Jednak jej pojawienie się tylko komplikuje całą sprawę i, wydawałoby się, w miarę poukładane życie Archera.

Wszystko zaczyna się bardzo ciekawie i dopiero w momencie, kiedy śledztwo schodzi na dalszy plan a głównym wątkiem stają się sprawy (pseudo) szpiegowskie akcja traci swoje, jak dotąd, dobre tempo, a całość zaczyna być miejscami nieznośnie nudna i przegadana. Dałoby się to wszystko znieść, gdyby nie dość rozczarowujące zakończenie całej historii, które jest trochę jak walnięcie z liścia wszystkich czytelników spragnionych czegoś naprawdę wielkiego (skoro przez większą część czasu się nudzili jak mopsy). Jednak autor postanowił polecieć schematem uśmiercając przy tym całkiem sporą liczbę bohaterów. 

Osobiście, nie polecam i sam się teraz zastanawiam, czy warto tracić czas na serial, który, jak czytałem, jest podobno bardzo dokładnym odwzorowaniem książki.

Moja ocena: 4/10

wtorek, 4 kwietnia 2017

[222] Książka: "Lista Schindlera" – Thomas Keneally (1982)



W Talmudzie jest zapisane „Kto ratuje jedno życie, ratuje świat cały”. Taki cytat został wygrawerowany na wewnętrznej stronie pierścienia Oskara Schindlera, który był prezentem dla niego od wdzięcznych za uratowanie życia obywateli żydowskich.  A kim był Oskar Schindler? Możemy go poznać w książce Thomasa Keneally Lista Schindlera.

 „[…] historia Oskara Schindlera zaczyna się niezbyt sympatycznie – wśród barbarzyńskich najeźdźców, esesmańskich hedonistów, w obecności wątłej, sponiewieranej dziewczyny i z pewnym tworem wyobraźni, który jakimś sposobem stał się równie popularny jak dziwka o złotym sercu: dobrym Niemcem”.  
 Oskar jest przedsiębiorcą i handlowcem, który w 1938 roku przyjeżdża do Krakowa w celu zbicia majątku. Zostaje dyrektorem w fabryce produkującej naczynia emaliowane, a później dodatkowo elementy do broni. Jest człowiekiem, który dołożył starań, żeby poznać system, w którym musi obecnie funkcjonować, jednak nie ma odwagi prowadzić walki z nim w jawny sposób, ale ma wielką odwagę utrzymać  przy życiu za wszelką cenę swoich pracowników. Owymi pracownika są mieszkańcy getta krakowskiego, a także mieszkańcy przymusowego obozu pracy Płaszów – Żydzi. Według Oskara wielce wykwalifikowani robotnicy, bez których cały system gospodarczy padnie.
Na kartach książki poznajemy historię życia Oskara oraz jego działalności jako Dyrektora DEF (Deutsche Emaillewarenfabrik) „Emalia”. Dowiadujemy się z niej, że nie tylko był bawidamkiem, bogaczem, członkiem Abwehry, ale także pomagał syjonistom w szmuglowaniu pieniędzy dla działalności partyzanckiej oraz przekazywaniem informacji do Izraela. Nie szczędząc wysiłków oraz nakładów finansowych, w czasach gdzie większą wartość od sakiewki diamentów miały kilogramy czarnorynkowej herbaty, papierosów i gorzały, stara się zapewnić swoim pracownikom byt oraz względne poczucie bezpieczeństwa. Kupuje żywność na czarnym rynku, żeby zwiększyć rządowe racje. Zabrania na teren fabryki wstępu żołnierzom SS, żeby nie rozpraszali jego wysoce wykwalifikowanych pracowników przy produkcji ważnych gospodarczo menażek i łusek. W momencie kiedy dowiaduje się o planach likwidacji getta w Krakowie, dzięki licznym znajomością oraz wysokim łapówkąom udaje mu się na terenie fabryki zorganizować obóz pracy. A kiedy dochodzą do niego plotki o planach likwidacji obozów przymusowej pracy oraz zmianie kwalifikacji obozu w Płaszowie na koncentracyjny udaje mu się przenieść fabrykę (znajomości i prezenty) na względnie bezpieczne Morawy, ratując tym samym setki ludzi. 
Po przeniesieniu fabryki w 1944 na Morawy, produkcja jest już tylko mydleniem oczu. Fabryka staje się miejscem przetrwania, w której każdy ma nadzieje, że uda się przeżyć, bo przecież jest Schindler, który nie pozwolił zginąć w komorach gazowych i dzięki niemu jest nadzieja na jakieś jutro.
Po wojnie Oskarowi  nigdy nie udało się już poprowadzić żadnego biznesu, który by tak świetnie prosperował jak ten wojenny; każdy następny  kończył się bankructwem, ale nigdy nie zapomnieli o nim i zawsze wspierali go ludzie, którym pomógł zachować życie – Schindlerjude.
Za swoją działalność został uhonorowany odznaczeniami. Pierwsze przyznał zarząd miasta Tel Awiw - tabliczka w Parku Bohaterów. Następnie w Jerozolimie został ogłoszony Sprawiedliwym, posadził drzewko chlebowe w Alei Sprawiedliwych, która prowadzi do muzeum Yad Vaszem. Był też Krzyż Zasługi od niemieckiego rządu niemiecki, Papieski Krzyż Rycerski św. Sylwestra od biskupa Limburga.
Współpracował przy tropieniu zbrodniarzy wojennych.
Zmarł 9 października 1974 roku na atak serca. W testamencie zapisał, że chciałby zostać pochowany w Jerozolimie.

Książka, choć ciekawa i przejmująca, nie odpowiada jednak na wszystkie pytania jakie zadaje sobie czytelnik podczas lektury. Nie dowiemy się z niej wszak skąd u Schindlera taka obsesja na punkcie ratowania Żydów. 
Autorowi nie udaje się także przez cały czas utrzymać naszego zainteresowania na tym samym, wysokim poziomie. Między fragmentami naprawdę zajmującymi zdarzają się i takie, które mniej absorbują naszą uwagę lub są wręcz nudne.

Całość, mimo wskazanych wad, oceniam wysoko i polecam jako uzupełnienie lub wręcz substytut filmu.