środa, 13 listopada 2013

[52] Film: "Piąta władza / The Fifth Estate" (2013)

Julian Assange doczekał się już szumu i skandalu medialnego, listu gończego o najwyższym priorytecie wystawionego przez rząd Szwecji, rzesz fanów i przeciwników na całym świecie, dwóch książek na swój temat, dwóch programów publicystycznych, których jest prowadzącym ( The Julian Assange Show oraz Julian Assange's The World Tomorrow emitowanych w kanale RT należącym do rosyjskiego rządu) a teraz jeszcze filmu fabularnego. Całkiem nieźle jak na gościa, który dopiero niedawno przekroczył 40-kę.

Wystarczy dwóch facetów z komputerami w plecakach aby wstrząsnąć posadami światowego ładu


Pomysł wydaje się ciekawy, bo i sama działalność Assange'a i WikiLeaks była, i wciąż jest tematem rozmów dla prasy, ale i zwykłych zjadaczy chleba, że o ludziach na tzw. wierchuszce tego ziemskiego padołu nie wspomnę. Dodatkowo wydarzenia są na tyle świeże, że wszyscy jako tako zorientowani nie będą mieli problemu z przypomnieniem sobie kontekstów. Nie pozostawało już nic innego jak jedynie zebrać dobrą ekipę i kręcić. 

Chwile największych emocji przed publikacją szokujących materiałów

Producentom udało się wybrnąć z tego zadania obronną ręką, bo o ile zatrudnienie Benedicta Cumberbatcha w roli Assange'a i Daniela Bruhla jako jego najbliższego współpracownika Daniela Berga, to nawet wybór reżysera, jakim jest Bill Condon, którego dotychczasowe dokonania mnie nie powaliły, nie okazał się chybiony. A i scenarzysta, Josh Singer, który dotychczas pracował jedynie przy serialach, choć nie byle jakich bo znalazła się między nimi i "Magia kłamstw", to jednak jest to zupełnie inna specyfika końcowego dzieła, poradził sobie całkiem dobrze.

Zatęchłe dziury w zapomnianych dzielnicach Berlina były ulubionymi miejscami spotkań hakerów tworzących zręby WikiLeaks

Film trzyma w napięciu i przez większość czasu jest retrospekcją, do wydarzeń widzianych w pierwszych minutach. Ogląda się to wszystko dobrze, akcja rozwija się poprawnie, nie ma nadmiernych dłużyzn, a jedynie momenty, które pozwalają widzowi na odetchnięcie od ciągłej akcji. 
Aktorzy także radzą sobie bardzo poprawnie. Assange w roli Cumberbatcha jest tajemniczym, zapatrzonym w siebie i swoją misję aktywistą. Bruhl jako Berg jest bardziej opanowany, myśli racjonalnie, więcej rzeczy analizuje, nie daje się tak ponieść emocjom jak jego "szef". Aktorzy dalszego planu także świetnie sobie radzą. Szczególnie David Thewlis jako jeden z wydawców "Guardiana".


Co do fabuły, to jest ona raczej, podobnie jak w przypadku wcześniej przeze mnie recenzowanego filmu "Rush", mało odkrywcza, bo film opowiada autentyczną historię, więc na pewno większość z widzów będzie mniej więcej znała bieg wydarzeń. Jednak jej przedstawienie jest już o wiele ciekawsze. Paranoiczna ochrona swojej prywatności połączona z dynamiką życia Assange'a naprawdę potrafi wciągnąć w wir wydarzeń. 

Zaczęło się robić gorąca. Amerykański rząd postanowił włączyć się do gry aby nie doszło do "tragedii"

Rozczarowaniem jest jedynie samo zakończenie, bo przez większość czasu twórcy starają się nas utrzymać w przekonaniu, że działalność jaką zajmował się Assange jest dobra i pożyteczna (a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie), jednak ostatnie wydarzenia i sceny, jakby temu zaprzeczają i próbują nam powiedzieć, że jednak co za dużo to nie zdrowo. I na ostatecznego bohatera kreują Berga. Niby racja, z tą przesadą, ale taki zaburzony odbiór całości mnie osobiście trochę skonfundował. Po prostu nie podobało mi się to. Bo autorzy nie pozostawili nam tych wydarzeń pod rozwagę, tylko jednoznacznie je sami ocenili. Słabo.


Ale mimo wszystko film warty uwagi. Ja oceniam go na 7/10 polecam.

10 komentarzy:

  1. Mam zamiar obejrzeć, po pierwsze ze względu na temat, a po drugie dla aktora wcielającego się w głównego bohatera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Cumberbatch jest naprawdę niezły, choć odrobinę charakterystyczny. Ale całe szczęście, że po wielkim sukcesie "Sherlocka" dają mu troszkę więcej pograć w filmach, bo wcześniej zostawał tylko teatr, co dla widzów z polski praktycznie wykluczało możliwość podziwiania jego kunsztu i charyzmy ;)

      Usuń
  2. No ciekawe jaki motyw przewodni faktycznie kierował Juliankiem :) Jakoś trudno mi uwierzyć w istnienie ostatniego sprawiedliwego strażnika ludzkiej wolności, ale z drugiej strony cieszę się, że ktoś utarł nosa Amerykanom :) Jestem rozdarty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie po człowieku, który wszędzie dopatruje się spisku (drugi Assange?;>) nie mogłem się spodziewać innej reakcji :P Obejrzyj, może akurat Ci się spodoba sam sposób przedstawienia tej historii nawet jeśli ona sama wydaje CI się z lekka podejrzana ;)

      Usuń
    2. To nie jest tak, że aż we wszystkim dopatruję się spisku :D Ale na pewne teorie jestem otwarty. Przecież w Ameryce i Anglii też mało kto wierzył w niemieckie obozy koncentracyjne, uważając je za jakieś chore teorie. Nauczony wieloma przypadkami z historii staram się mieć po prostu szersze spojrzenie ;)

      Usuń
    3. Toć wiem przecie ;) A wcześniejszy komentarz był raczej z tych należących do sfery żartów :D

      Usuń
    4. Tak czułem, ale wolałem się wytłumaczyć, bo w internecie czasem ciężko mi wywnioskować gdzie jest ironia :P

      Usuń
    5. No tak, Internet, mimo całego dobrodziejstwa jakie ze sobą niesie, nie jest jednak idealnym "miejscem" do wymiany poglądów. Lepszy zawsze będzie jakiś przytulny pub z dobrym piwem ;)

      Usuń
  3. Pomyślę nad tym filmem jeszcze, ale chyba się skuszę w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym filmem moim zdaniem można się obejść bez większego ciśnienia, ale w wolnej chwili warto go jednak obejrzeć. Choć nie trzeba tego robić w kinie. Duży ekran nie potęguje doznań :)

      Usuń