piątek, 9 maja 2014

[67-70] Filmowy Flesz #7: Tetralogia "Krwawego sportu"

Dziś, dla odmiany, postanowiłem zrecenzować kilka filmów :D Wybór padł na niedawno odświeżoną przeze mnie serię filmów o wspólnej nazwie "Bloodsport". Z tego co udało mi się zauważyć jest ich łącznie 4, choć tylko dwa z nich mają wspólnego bohatera - Alexa Cardo - a w trzech wystąpił ten sam aktor - Daniel Bernhardt. Zaskakujący jest także fakt, iż dwie z nich zostały nakręcone w tym samym roku, ale o tym wszystkim postaram się napisać więcej poniżej. Zapraszam!


"Krwawy sport" (1988)

Pierwsza część "Krwawego sportu" jest w pewnych kręgach filmem kultowym. Moim zdaniem dzieje się tak z kilku względów. Po pierwsze, jest to film świetnie zrealizowany, opowiadający spójną i logiczną historię bez większych nonsensów często pojawiających się w tego rodzaju obrazach. Drugim elementem jest obsadzenie w głównej roli ikony kina kopanego - Jean Claude Van Dame'a - dla którego był to debiutancki występ w roli pierwszoplanowej, który tak naprawdę ugruntował jego karierę. Niepodważalnym atutem jest także fakt, że przedstawia on autentyczną historią życia Franka Duxa, który swoją droga był choreografem i koordynatorem walk w tym obrazie. Kolejnym mocnym punktem jest muzyka. Świetne kawałki instrumentalne skomponowane przez Paula Hertzoga (który tworzył muzykę także do "Kickboxera" nakręconego rok później z JCVD w roli głównej) idealnie oddają i uzupełniają klimat wszystkich scen niezależnie od ich dynamiki. Rewelacyjne są także utwory śpiewane wykonywane przez Stan'a Bush'a ("Fight to Survive" i "On My Own"), a także "Steal the Night" Michaela Bishopa. Naturalne relacje między bohaterami, bez większych naciągnięć i wymuszeń i piękna historia o zwycięstwie ducha nad ciałem, wielkiej lojalności oraz honorze wojownika to te elementy, które czynią z tego filmu niezapomnianą opowieść. Tak w kilku słowach można streścić jeden z najlepszych filmów o sztukach wali ery lat 80. i 90. Po prostu mistrzostwo świata i niedościgniony wzór. Dla poparcia moich słów mogę tylko dodać, że musiałem kupić swój własny egzemplarz DVD, bo kaseta się zjechała i nie dało się już oglądać :)

W czerwonym kole autentyczny Frank Dux występujący w "Bloodsport"


Ocena gatunkowa 10/10
Ocena ogólna 8/10


"Krwawy sport 2" (1996)

"Krwawy sport 2" nie jest kontynuacją pierwszej części. Autorzy tego obrazu - Alan Mehres (reżyseria) i Jeff Schechter (scenariusz) - zaczerpnęli z pierwowzoru jedynie motyw kumite jako konfrontacji najlepszych wojowników świata. Cała reszta jest już zupełnie nową opowieścią. Nową i jakby bardziej wydumaną. Scenariusz bowiem zawiera o wiele więcej intryg, wątków i akcji. W pierwszej części był tylko amerykański żołnierz, który występem na kumite chciał uczcić pamięć swojego umierającego mistrza i dwóch agentów starających się mu w tym przeszkodzić. Tutaj film rozpoczyna się sceną kradzieży zabytkowego i drogocennego miecza, wrobieniem złodzieja, odsiadką i dopiero później następuje spotkanie z wyjątkowym człowiekiem - mistrzem Sunem (James Hong) - który odmieni i nada sensu życiu Alexowi Cardo (Daniel Bernhardt), głównemu bohaterowi tej historii. W kolejnej fazie filmu następuje przemiana duchowa, i chęć zadośćuczynienia wyrządzonych  krzywd materializująca się jako udział w kumite i przy okazji odzyskanie miecza, który ma być w nim nagrodą dla zwycięzcy. Schemat zupełnie inny, ale i film świeższy o blisko dekadę, więc nie ma się co dziwić. Jednak wydaje mi się, że mimo odświeżenia obrazu twórcy starali się pozostawić jak najwięcej elementów kojarzących się i nawiązujących do pierwowzoru. Pierwszym z nich jest obecność Ray'a Jacksona (Donald Gibb), czyli najbliższego przyjaciela Franka Duxa z jedynki, który pomaga Alexowi w ogóle dostać się na kumite. Drugim jest wybór aktora podobnego w swojej fizjonomii jak i zachowaniu do JCVD. I choć Bernhardt może się wydać odrobinę przerysowany naśladując słynny wytrzeszcz oczu JCVD i te dziwne okrzyki, to jednak jest w nim coś co niezaprzeczalnie pasuje do tej postaci. No i wreszcie ostateczna konfrontacja z tym złym. W pierwszej części był to Chong Li, w którego świetnie wcielił się Bolo Yeung, tutaj natomiast Demonem - bo tak nazywa się główny antagonista naszego bohatera - jest strażnik, którego Alex miał nieprzyjemność poznać w więzieniu, grany przez Ong Soo Hana. Jednak pojawiło się w "Bloodsport 2", jak wspomniałem wcześniej, także wiele nowych elementów. Jednym z nich jest kobieta-wojowniczka, co już później nie miało miejsca w żadnym epizodzie. Także wątek sensacyjny jest dużo bardziej rozbudowany. Film, choć do pierwowzoru mu daleko, choćby biorąc pod uwagę samą muzykę czy klimat opowieści, jest jednak dobrą kontynuacją przewodniego pomysłu i na pewno warto zwrócić na niego uwagę. Dobre sceny walki i zachowanie wszystkich elementów gatunku plasuje go w mojej czołówce tego rodzaju obrazów ze schyłkowego już etapu popularności kina kopanego. 

Ocena gatunkowa 7.5/10
Ocena ogólna 5.5/10


"Krwawy sport 3" (1996)

"Krwawy sport 3", zrealizowany dokładnie w tym samym roku co część 2, jest naturalną kontynuacją poprzedniczki. Mamy tutaj ponownie spotkanie z Alexem Cardo, tym razem człowiekiem już uczciwym, który czerpie zyski z hazardu i handlu dziełami sztuki. Spłacił już wszystkie swoje długi, dzięki czemu jego mistrz mógł wyjść na wolność, a on sam jest wojownikiem spełnionym i nie chce już walczyć. Jednak jak wiemy Alex jest mistrzem kumite, a kolejne już tuż tuż. I choć dość zdecydowanie odmawia, to zawsze znajdą się ludzie chcący zrobić wszytko, aby nakłonić innych wszelkimi sposobami do spełniania ich zachcianek. Tak też dzieje się w przypadku Duvaliera ( John Rhys-Davies), który jako organizator planuje zbić na kumite wielkie pieniądze zapraszając najgroźniejszych zawodników i hazardzistów, który będą obstawiać. A wszystko i tak ma się skończyć po jego myśli. Alex jednak nie decyduje się na udział w rywalizacji, w związku z czym Duvalier postanawia zabić mistrza Suna aby tym skłonić go do uczestnictwa. Jednak kiedy i ten zabieg nie daje rezultatów Duvalier postanawia za wszelka cenę nie dopuścić Alexa do turnieju i całe swoje nadzieje na wygraną pokłada w Bestii (Nicholas R. Oleson). Alex w tym czasie postanawia udać się do brata mistrza Suna - sędziego poprzedniego kumite - mistrza Atacado (Master Hee Il Cho). Tam ma nadzieję odnaleźć spokój ducha po stracie i znaleźć odpowiedni sposób na pomszczenie Suna. Oczywiście, jak zapewne wszyscy się już domyślacie, Alex znajduje sposób na to, aby wziąć udział w turnieju i tam stacza szereg walk, które prowadzą go nieuchronnie do starcia z Bestią. Cała opowieść jest w miarę zgrabna, choć w tej części wkrada się już sporo nieścisłości, jak choćby to, po co mistrz (Alex) jedzie do innego mistrza (Atacado) po to, aby ten znów go uczył jak dzieciaka? Albo już później, w trakcie walk, kiedy to zawodnicy wchodzą na matę w butach a co niektóry nawet z bronią (jeden z nich ma bicz) :/ Trochę to wszystko trąca absurdem, bo można by od razu wziąć kałacha i wszystkich powystrzelać, ale spoko, zostawmy to. Co do klimatu, to jest on bardzo zbliżony do części 2 z racji tego, że oba filmy były prawdopodobnie albo kręcone w tym samym momencie, albo w niewielkim odstępie czasu przez tę samą ekipę. Jednak mimo wszystko "Bloodsport 3" wydaje mi się odrobinkę przesadzony i wydumany. Choć także wart uwagi.

Ocena gatunkowa 7/10
Ocena ogólna 5/10


"Krwawy sport 4 / Bloodsport: The Dark Kumite" (1999)

W tym miejscu najodpowiedniejszym było by po prosu napisanie: "NIE OGLĄDAJCIE TEGO POD ŻADNYM POZOREM, BO JEST TO GNIOT JAKICH MAŁO", ale jak przystało na profesjonalistę spróbuję to zrecenzować. "Krwawy sport 4" jest przede wszystkim filmem dziwnym i w sumie nie za bardzo wiem po co stworzonym. Rok 1999 jest momentem kiedy takie obrazy przestają mieć rację bytu, jednakowoż twórcy, tym razem zupełnie inni niż poprzednicy (Elvis Restaino - reżyseria i George Sunders - scenariusz) postanowili jeszcze raz, tym razem ostatni, odgrzać motyw kumite. I tak jak napisałem we wstępie, choć w głównego bohatera tego filmu wciela się Daniel Bernhardt, to nie gra on już Alexa Cardo, a Jonhna Kellera, policjanta, który pod zmienionym nazwiskiem i przykrywką odsiadywania wyroku ma rozwikłać historię tajemniczych zgonów jakie mają miejsce w więzieniu Fuego Penal. Wkrótce dowiaduje się, że za wszystko odpowiedzialny jest Justin Caesar (Ivan Ivanov), który urządza krwawe pojedynki na śmierć i życie. Aby pomścić śmierć przyjaciela i zakończyć sprawę zgonów Keller musi stanąć na więziennym ringu. Hmm...brzmi beznadziejnie, prawda? No i niestety takie jest. Ordynarna stylistyka, bijąca po oczach kolorystyka, żałośnie słaby scenariusz oraz gra (jeśli w ogóle można o niej mówić) rodem z filmów klasy Z. Nie, moi drodzy. Seria "Bloodsport" kończy się na części trzeciej. Koniec i kropka. Tego szajsu nawet z sadomasochistycznej ciekawości nie włączajcie; wystarczy, że ja się męczyłem. 

Ocena gatunkowa 1/10
Ocena ogólna 1/10




2 komentarze:

  1. Tylko część pierwsza. Reszta to jakieś popłuczyny. To prawda że Bloodsport był furtką dla Jean-Clauda, i już nic nie mogło powstrzymać kolejnych angaży. Pamiętam ten klimat azjatyckich uliczek i zakamarków, no i znak firmowy aktora, czyli szpagacik rzecz jasna :) Podejrzewam że twórcy by dodać trochę egzotyki chcieli pokazać taki wachlarz "wojowników". Troszkę to trąci naiwnością, bo nie wierzę że koleś od wrestlingu zdecydowałby się na udział w takim hardcorze :) W filmie się to oczywiście sprawdza doskonale. Dla mnie też jest to gigant gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, trochę to nierealne, żeby aż tak różne style wali konkurowały ze sobą w jednym turnieju, bo jest tam przecież też zawodnik sumo i chyba nie ma tylko boksera, takiego tradycyjnego, nie używającego kopnięć. Ale jest to bardzo fajny pomysł żeby zebrać, jak zresztą było powiedziane w filmie, najlepszych zawodników z całego świata reprezentujących różne style i wyłonić najlepszego fightera a zarazem najbardziej skuteczny styl walki. Trochę bajka, ale działa na wyobraźnię. A motyw później też odgrzany w "Queście" z 1996 (zauważ że to ta sama data co dwa kolejne "Bloodsporty"; swoją drogą ciekawe czy jakoś się to ze sobą łączy?) także z JCVD i o zgrozo Rogerem Moorem.

      A co do reszty filmów, to mam do nich chyba zbyt duży sentyment żeby ich tak po prostu nie lubić i w moim rankingu zawsze będą wysoko, choć genialne, to one na pewno nie są ;)

      Usuń