niedziela, 27 grudnia 2015

[130] Film: "Marsjanin / The Martian" - 2015

Marsjanina od samego początku ogląda się jak film na faktach. Nic w tym dziwnego, ponieważ jej scenarzyści bazowali na książce autorstwa Andy'ego Weira pod tym samym tytułem. Nie jest to jednak zapis niczyich wspomnień, a zwyczajna powieść science-fiction. Nie zmienia to jednak faktu, że prawdopodobieństwo przedstawianych wydarzeń jest tak duże, że do złudzenia przypomina prawdziwą historię. A jak nam się podobała ta najnowsza produkcja Ridleya Scotta? Zapraszamy na recenzję!


Na początku może kilka słów na temat fabuły. Film opowiada historię Marka Watney'a (Matt Damon), jednego z astronautów misji Ares 3, mającego zbadać powierzchnię planety Mars wraz z pięciorgiem innych astronautów z różnych krajów. Jednak 19 dnia (z 30 jakie miła trwać misja) dochodzi do potężnej burzy (kamiennej/piaskowej?) , która zmusza członków grupy do ucieczki na prom i natychmiastowego opuszczenia planety. W trakcie ewakuacji Mark zostaje trafiony kawałkiem talerza satelity i załoga traci z nim kontakt. Myśląc, że nie żyje z bólem serca postanawiają ratować własną skórę i dokończyć ewakuację bez niego. Następnego dnia rano okazuje się, że Mark został ranny, ale przeżył. Jeszcze chwilę wcześniej był jednym z pierwszych ludzi na Marsie, a teraz wszystko wskazuje na to, że może być pierwszym, który tutaj umrze. Mimo znikomych zapasów żywności i braku łączności Watney postanawia nie poddawać się i zrobić wszystko, żeby ocaleć. Film przedstawia w dość autentyczny sposób wszelkie próby przetrwania na tym nieprzyjaznym pustkowiu. 

- Houston, mamy problem. Ja żyje!

A teraz mamy dla was coś, czego jeszcze na tym blogu nie było. Postanowiliśmy z Pauliną podzielić się z wami swoimi opiniami na temat tej produkcji w jednym tekście. Tak dla urozmaicenia. Trochę niefortunnie zaczęliśmy od filmu, wobec którego mamy bardzo podobne odczucia, jednak może to i dobrze, bo przynajmniej w inauguracyjnym poście tego typu nie dojdzie do otwartej kłótni. ;) Nam się bardzo fajnie pisało, ale czekamy na opinię czy czyta się to równie dobrze!

- Co sądzisz o akcji?
Aruś (:P): Reżyser w dość zręczny sposób utrzymuje u swoich widzów stan ciągłego zaciekawienia prezentowanymi wydarzeniami. Na przemian podwyższając napięcie i rozluźniając je scenami humorystycznymi takimi, jak odnalezienie jedynie nagrań z muzyką disco albo prezentując często nieudane sposoby radzenia sobie marsjanina z rozwiązywaniem napotkanych problemów. I choć pojawiały się czasami sceny spowalniające akcje, które gdyby trwały odrobinę dłużej mogłyby się stać nużące, to jednak Scott w odpowiednim momencie podkręcał akcję jakimś niespodziewanym wydarzeniem nie dopuszczając do jej nadmiernego zastoju i nudy.

Nie ma to jak wykopki w kosmosie :D

Paulina: Poprowadzenie akcji filmu zachęca mnie to zapoznania się z książką na podstawie, której został on nakręcony. Mam ochotę pogłębić swoją wiedzę na temat hodowli ziemniaków na Marsie ;)
Pomimo, że sytuacja, w której znalazł się bohater była groteskowa (przeżyć dziurę w skafandrze, żeby zdać sobie sprawę, że się umrze samemu na obcej planecie), to jednak cały czas trzymałam kciuki (i uśmiechałam się pod nosem), żeby mu się udało jakoś przeżyć do czasu misji ratunkowej.

- A aktorzy i ich gra?
A.: Jak zwykle nie mam najmniejszych zastrzeżeń do Matta Damona. Jest on, moim zdaniem oprócz fabuły, najmocniejszym ogniwem całego filmu. Ale to normalne, bo to świetny aktor. Reszta obsady na czele z Jeffem Danielsem w roli dyrektora NASA również radzi sobie bardzo dobrze. Nie ma większych zgrzytów w obsadzie, a tym bardziej aktorów, którzy by wybitnie nie pasowali do roli.  

P.: Nawet Melissa Lewis (Jessica Chastain), która powinna być twardym dowódca posiadającym serce ze stali, a wyszła trochę rozmemłana jak to kobieta z wyrzutami sumienia, jakoś bardzo mocno nie psuła tego obrazu.



- A czy warto wspominać o muzyce?
A.: Powiem szczerze, że oprócz disco, o którym zapomniałem, a na które to właśnie Ty zwróciłaś moją uwagę, kompletnie nic nie pamiętam, a to oznacza, że była naprawdę dobra, bo idealnie wpisywała się w film i uzupełniała  poszczególne sceny budując napięcie lub je rozluźniając.

P.: Tak, ciekawym zabiegiem było odwołanie się do muzyki disco. Co by się nie mówiło, same hity. ;)
Podobno było kilka uwaga do Scott'a, że nie zaprosił do współpracy Vangelis'a, który świetnie się sprawdza w takich obrazach. Jednak uważam, że Harry Gregson-Williams całkiem zgrabnie sprostał zadaniu.

No to chyba nici z frytek. :/

- A jak wypadły zdjęcia?
A.: Dużo ładniutkich obrazków Marsa, na którego filmowcy zaadaptowali dolinę Wadi Rum leżącą w Jordanii. Skały z piaskowca i granitu bardzo dobrze imitowały jałowość i nieprzyjazny klimat Czerwonej Planety. No i kilka przyjemnych ujęć kosmosu też robiło wrażenie. 

P.: Duża w tym zasługa Dariusza Wolskiego - Polaka, który odpowiadał w tym filmie właśnie za zdjęcia ;), a rodaka zawsze miło zobaczyć na liście płac, i to w tak szacownym gronie.

Ale mnie ta jebana planeta umordowała! Muszę usiąść i chwile odpocząć...

- Czy polecasz?
A.: Zdecydowanie tak. Już sam trailer mnie zaciekawił, a film zupełnie nie rozczarował. Bardzo interesująca i prawdopodobna historia dobrze opowiedziana, zrealizowana i zagrana. 

P.: Polecam zdecydowanie. Kawał dobrego filmu. Znałam jedynie plakat z kinowego korytarza, nie miałam zielonego pojęcia o czym jest film, na odczepnego zasiadłam przed ekranem, ale ta historia mnie wciągnęła i przepadłam bez reszty. 

A.: Moja ocena: 8/10
P.: Moja ocena: 8/10 (chociaż cały czas się waham czy nie 9)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz