poniedziałek, 10 października 2016

[162] Film: "Pitbull. Nowe porządki" (2016)

Patryk Vega to dziwny gość. Pełen absurdalnych skrajności i przeciwieństw. Raz prezentuje nam mocnego jak nierozcieńczona księżycówka Pitbulla (raczej serial niż film) a zaraz potem dostajemy zakalcowate Ciacho


Później ni z gruchy, ni z pietruchy nijakiego i kiczowatego Hansa Klossa i równie srakie Last Minute. W między czasie dokłada świetny Instynkt - ponownie serial. Aby na dobitkę jebnąć nas rewelacyjnymi Służbami specjalnymi (również raczej serial). No i teraz czas na powrót do źródeł. Do Pitbulla, od którego wszystko się zaczęło (no prawie, bo byli przecież jeszcze Kryminalni). Tylko, że ten nowy Pitbull to już nie jest ten Pitbull jakiego znamy i szanujemy. Parafrazując wypowiedź jednego ze współwięźniów Kilera: "To ma być Pitbull?! To jakaś popierdułka, nie Pitbull."

Ale od początku, bo wielu z was chciało by pewnie zadać pytanie: co ty do niego cierpisz? Już odpowiadam. Wszystko niby jest tak, jak powinno być, ale jednak spod tego płaszczyka pitbullowatości wyłania się za dużo Ciacha z zakalcem. Zbyt wiele sprzeczności razi w tym filmie tak, że aż żal dupę ściska. Dziesięć lat temu psy to byli smutni faceci większość życia spędzający w obskurnych murach komendy (Gebels nawet tam sypiał jak go żona wyjebała z domu) lub na na nudnej obserwacji tudzież na różnego rodzaju realizacjach, które niekiedy były w chuj niebezpieczne. Jeździły zdezelowanymi polonezami i nie stać ich było na kupienie sobie wymarzonej pary butów czy też płacenie alimentów na dziecko. Teraz popierdalają nowiutkimi hujdajami, są jakby troszkę bardziej radośni, bardziej "męscy", ale mniej zmęczeni i... jakby się w policji trochę poprawiło. Jednak nie do końca, bo dalej nie mają możliwości otrzymania służbowego (operacyjnego?) telefonu komórkowego. Vega tymi drobnymi nieścisłościami sprawia, że w jego filmie pomieszane są reali późnych lat 90. z czasami współczesnym. Nie prezentuje się to dobrze. 
Niby jest "życie rodzinne", ale tak jakby go nie było...

Zabrakło też miejsca na dobrą historię. Film to zlepek oderwanych od siebie scen, z których ciężko wywnioskować o co tak naprawdę chodzi. Można powiedzieć, że policjanci już nie mają problemów rodzinnych, ani finansowych (a przynajmniej my, widzowie nie zostajemy o tym w jakiś istotny sposób poinformowani), bo rodzin nie ma tutaj wcale. Postaci policjantów oprócz pracy zupełnie w filmie nie funkcjonują. Vega skupia się bowiem na gangsterach. To ich historię chce przedstawić w tej odsłonie Pitbula. Choć i ona trąca trochę kiczowatością i próbą zabawy schematami, która jednak kończy się niezamierzoną parodią. Co gorsza, reżyser czerpie sam z siebie, ponieważ znajdziemy tutaj kilka szablonów poprzedniej części. Choćby to, że główny bohater - Majami starający się naśladować pod pewnymi aspektami Despero - również umawia się z dziewczyną gangstera (poprzednio była to córka gangstera, ale w sumie co za różnica). A i cała jego postać jest takim trochę Despero na sterydach, co wcale nie przekłada się na jakość a jedynie na groteskowość całej postaci.

Jakby to była kolejna głupia komedia to postać jak najbardziej ok, tutaj zupełnie nie.

Idźmy jednak dalej. To co wkurza w tym filmie najbardziej i niszczy cały klimat "poważnej walki z przestępczością" to ten debilek z siłowni. Zachwycanie się tego typu żartami jest spoko (choć mnie one nie śmieszą), bo każdy ma inne poczucie humoru, ale co za dużo to nie zdrowo. Zrozumiał bym jedną, no, dwie wstawki - humoreski z tym przygłupim osiłkiem, ale film jest po prostu nimi przeładowany. Nie wiem jednak dlaczego. Co przyświecało twórcy umieszczającemu tyle debilistycznych wstawek, w pseudo poważnym filmie o walce dobra ze złem. Z poważnego (nie, ten film nie jest poważny) filmu robi nam się po prostu farsa. 
Boguś w roli Babci robi co może, żeby wyglądać autentycznie

Podobnie jest z Babcią i Zupą. Są tak hollywoodzcy, że aż boli. Babcia (Bogusław Linda) stara się nawiązać do swoich najlepszych ról, jednak scenariusz mu na to nie pozwala. Robi chłop co może, pręży się, klnie, strzela, obija pałą kiboli, ale jest w jego postaci tyle nielogiczności i niedopowiedzeń, że wszystko to wydaje się jakieś przerysowane. Dla przykładu spójrzmy chociażby na fragment biografii Babci rozpoczynający film. Jedzie sobie chłop zwykłym targańcem na mecz. Jedzie z kibolami. Ale też z synem. W miarę młodym, nastoletnim. Jedzie ubrany w barwy klubowe Legii (chyba) na mech z Lechem (chyba). W pewnym momencie maszynista natrafia na barykadę na torach i musi skład zatrzymać. W tej samej chwili nadciągają już w stronę pociągu kibole drużyny przeciwnej. Dochodzi do otwartej walki, w której poważnie poturbowany zostaje syn Babci. Wnet akcja filmu przenosi się cztery lata do przodu i nasza Babcia (fajnie to zabrzmiało :D) zmierza pięknym mercedesem serii G z logiem Brabusa na grillu na podbój Warszawy. A dokładniej Mokotowa. Ale teraz moje pytanie jest następujące: czy on stał się gangsterem po tym jak jakiś kibol zajebał jego dzieciaka maczugą (swoją drogą niezły wyczyn w tym wieku mieć nastoletniego syna, ale mniejsza z tym), żeby się zemścić (między innymi), czy był już gangusem wcześniej? Ale jeśli odpowiedź na drugą część pytania jest twierdząca, to na chuj się tarmosił z tymi wszystkim kibolami zwykłym targańcem zamiast sobie luksusowo pojechać np. merolem czy polecieć samolotem? Dla atmosfery? Dla adrenaliny? No to fajnie, że wziął ze sobą syna. No i kolejne pytanie. Po co wróciła po tych czterech latach Babcia (bo merol był na niemieckich blachach) do naszego dziwnego kraju? Tylko po to, żeby przejąć kontrolę nad Mokotowem i zbierać bekę z budek z kebabem i frajerów co handlują zielskiem na bazarze, czy po to, aby się zemścić? No i co robił w Raichu? Uczył się fachu, zdobywał pozycję? Bardzo to wszystko bez sensu. 
Podobno dobra w roli "dziewczyny gangstera-policnajta" Ostaszewska

No i oczywiście postaci kobiece. Są słabo-dobre. Niby ta okropna aktorka co zwykle płacze (Maja Ostaszewska) byłą w miarę niezła w roli dziewczyny gangusa, ale Dygant była żałosna jak zwykle. Granie kurwy, a później dziewczyny Zupy wyszło jej tak jak mi próby debiutu w balecie. Słabo jeśli nie żałośnie.  Na szczęście więcej aktorek na pierwszym planie nie było, ale Vega już chce naprawić ten "błąd" i kręci Pitbulla o kobietach, co, jak podejrzewam, będzie jeszcze większą porażką od omawianego tworu.  
Zupa czyli Czeczot w roli psychola. Nawet nieźle, ale jakoś tak zbyt fajnie

Jest co prawda kilka zaskoczeń. np. Krzysztof Czeczot wcielający się w postać Zupy, "zawodowo" prawej ręki Babci, a prywatnie niezłego psychola. Jego gra jest interesująca, a sama postać dość smutna. Podobnie jest w przypadku Majami i debiutu kinowego Piotra Stramowskieg, który jest groźny, muskularny i odważny w pracy, jednak ogólnie jego postać jest dość płaska pod względem charakterologicznym i głębi osobowości. Podobnie jest z większością bohaterów. Film jest przeładowany głupotami w stylu akcji i ulubionym koksem całej Polski - Tomaszem Oświecińskim, a brakuje miejsca na rozwinięcie portretów psychologicznych postaci, co było dużym atutem poprzednich filmów Vegi (a przynajmniej tych z gatunku kryminału/kina sensacyjnego).
Akcja z panem, który wszystkich "walił" w dupę zupełnie nie potrzebna

Zauważyłem również, że Vega chciał wcisnąć do tej fabuły jak najwięcej wątków ze swojej książki Złe psy co zdecydowanie nie wyszło mu na dobre. Tam swoje historie opowiadało mu kilkunastu warszawskich policjantów. I o ile w poprzedniej części miał pięciu bohaterów (Despero, Gebels, Metyl, Benek i Nielat) do snucia opowieści, o tyle tutaj wszytko musiał upchnąć w biografie jednego policjanta i kilku gangsterów.  Co za tym idzie w filmie pojawia się wiele niepotrzebnych wstawek i pobocznych zupełnie przypadkowych, wykorzystanych tylko w jednej scenie bohaterów. Moim zdaniem pomysł chybiony.
Jedyna postać, która nie zmieniła się od czasów pierwszego Pitbulla - Barszczyk. Wciąż kretyn.

Choć reżyserowi udało się zebrać na planie sporą gromadkę gwiazd poprzetykaną nowicjuszami i twarzami mniej znanymi, to jednak właśnie przez bezsensowne potknięcia i nieporozumienia scenariuszowe z całego tego przedsięwzięcia wychodzi parodia kina akcji, a nie poważny film o polskim światku przestępczym z elementami zamierzonego pastiszu i zabawą schematami. 

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz