poniedziałek, 25 września 2017

[177-181] Filmy o miłości

Czasem lubię sobie obejrzeć komedię romantyczną. Dziś przedstawiam zestawienie 6 tytułów, które widziałem na przestrzeni kilkunastu ostatnich dni. Filmy ułożone są w kolejności od najniżej ocenionego do tego, który otrzymał najwyższą notę. 

"Cudowne tu i teraz / The Spectacular Now"* (2013)
Ostatni z obejrzanych przeze mnie filmów okazał się tym najsłabszym. Nie był on wszak typowym melodramatem czy też komedią lub romansem, a raczej czymś w rodzaju połączenia wszystkich tych elementów, z których na pierwszy plan wysuwa się dramat. Mamy tutaj do czynienia z Sutterem siedemnastoletnim imprezowym chłopakiem, który nie stroni ani od alkoholu, ani od seksu (w tej roli Miles Teller). Kiedy go poznajemy właśnie rzuciła go dziewczyna a on sam nie do końca wie co chce zrobić z resztą swojego życia. Do roboty przychodzi przeważnie na gazie albo pije w pracy. Nie ma też parcia na dostanie się do koledżu. W pewnym momencie poznaje zupełnie inną dziewczynę niż te, z którymi spotykał się do tej pory. Dziewczyna czyta książki, uczy się dobrze, nie pije i nie pieprzy się ze wszystkim co posiada penisa. Ich związek dość szybko ewoluuje i wydaje się, że oboje są sobie niezbędni i pięknie się uzupełniają (choć w filmie tego nie widać zbyt dobrze, można się jedynie domyślać, że taki był zamysł scenarzystów i reżysera). Dzieciaki się niby wspierają, niby motywują do "zerwania z tyranią rodziców". Matka Aimee (w roli Aimee Shaillene Woodley) nie pozwala jej pojechać na studia, a matka Suttera nie pozwala mu się skontaktować z ojcem, który opuścił ich kiedy chłopak był bardzo mały. Jednak o ile dziewczyna robi to szczerze, to Sutter ma mętlik w głowie, sam nie wie czego i kogo chce. Obraża dziewczynę, bo jest rozczarowany osobą ojca (udało mu się z nim spotkać dzięki siostrze, która dała mu numer telefonu). Co jest dalej musicie sobie zobaczyć sami, ale ja uważam, że film jest nie spójny klimatycznie i gatunkowo. Początek jest zwykłą imprezową komedią, środek to ewidentnie klimat z filmów "fajny chłopak wyrywa ładną outsiderkę", a końcówka to ewidentny dramat w stylu "wszystko wokół się pierdzieli a ja nie wiem co mam zrobić". Jak dla mnie trochę tego za dużo i nie trzyma się to kupy. Stąd też moja adekwatna do całości ocena.

Moja ocena: 4/10

"Sex story / No Strings Attached" (2011)
Teraz kolej na dwa zupełnie różne filmy, które otrzymały taką samą notę. Pierwszy z nich, to Sex story z Ashtonem Kutcherem i Natalie Portman w rolach głównych. Film jest dość bezpruderyjny. Bohaterowie otwarcie rozmawiają o seksie i jestem pewny, że nie każdemu "oglądaczowi" taka konwencja się spodoba (podobno wiele w tej materii psuje również polskie tłumaczenie/lektor, ja właśnie taką wersję wybrałem). Jeśli chodzi o fabułę to mamy tutaj do czynienia z fajnym chłopakiem (takim milutkim, czułym etc., etc.) i dziewczyną upośledzoną emocjonalnie, która nie umie i nie chce okazywać uczuć a co za tym idzie angażować emocjonalnie w związek. Ci dwoje znają się od - powiedzmy - dzieciństwa (kiedyś na obozie letnim Adam chciał wsadzić Emmie palec w łatwy do odgadnięcia otwór) i na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat spotykali się zupełnie przypadkiem w różnych miejscach i okolicznościach. Po raz ostatni dochodzi do tego po tym jak zupełnie pijany Adam (po tym jak zostawiła go dziewczyna) budzi się całkiem goły w mieszkaniu Emmy. I całkiem przez przypadek dochodzi między nimi do niezobowiązującego seksu (wiecie, to zawsze jest "przez przypadek"). Od słowa do słowa zostają tzw. "friends with benefits", czyli mówiąc inaczej łączy ich tylko seks, bo praktycznie nawet się nie przyjaźnią. Jednak, o ile Emmie wydaje się to odpowiadać, o tyle masz miły i romantyczny chłopak Adam chce normalnego związku. Później jest śmiesznie, czasami niezręcznie, a wszystko kończy się tak, jak na tradycyjną komedię romantyczną przystało. I niby film sam w sobie nie jest najgorszy. Da się go obejrzeć i nawet czerpać z tego jakąś tam radość, ale najgorsi są w nim aktorzy. O ile nie lubię Kutchera w każdej jego roli (chłopak się po prostu nie nadaje, szkoda, że tylko ja to widzę...), o tyle Natalie Portman, która nie dość, że jest śliczną to jeszcze utalentowaną aktorką po prostu zabija ten film. Mimo tego da się obejrzeć i nawet czasami zaśmiać, choć nie jest to film, po którym bolałby was brzuch ze śmiechu.

Moja ocena: 6/10

"Ten niezręczny moment / That Awkward Moment" (2014)
Drugim filmem, który otrzymał tę samą notę jest Ten niezręczny moment, czyli historia trzech przyjaciół Jasona (Zac Efron), Daniela (Miles Teller) i Mickeya (Michael B. Jordan). Wszystko zaczyna się od tytułowego niezręcznego momentu, kiedy dziewczyna wypowiadając słowo "więc" pyta "do czego to wszystko prowadzi?". Jest to chwila, w której trzeba się zdeklarować czy koniec przygody, czy może jednak mamy ochotę na poważny związek. W takiej sytuacji znalazł się właśnie Jason. Jego odpowiedź sprawiła, że po chwili znów był "wolny". Mickey dowiaduje się natomiast, że jego żona pieprzy się z Haroldem (swoim prawnikiem) i że chce rozwodu. W tej sytuacji panowie postanawiają przez najbliższy czas pozostać singlami. Będą chodzić po barach, upijać się, grać na konsoli i czerpać radość ze swojego męskiego towarzystwa i samczych rytuałów takich, jak rozmawianie o kupie/sraniu, bekanie i puszczanie bąków bez skrępowania. Niestety, ich genialny plan bierze w łeb, kiedy najpierw Jason spotyka piękną pisarkę Elli (Imogen Poots) i chcąc nie chcąc się w niej zakochuje. Po chwili okazuje się, że Daniel zakochuje się w swojej "naganiaczce" lasek Chelsie (Mackenzie Davis) a Mickey stara się odzyskać uczucia żony Very (Jessica Lucas). Tytuł trochę nieadekwatny do fabuły, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze, że jest w miarę śmieszny, nie jest jakoś bardzo głupi, aktorzy radzą sobie przywozicie, jest kilka momentów, które zapadają w pamięć a całość jest strawna i przyjemna. 

Moja ocena: 6/10

"Trzy metry nad niebem / Tres metros sobre el cielo"* (2010)
Trzy metry nad niebem to hiszpański remake włoskiego melodramatu o tym samym tytule z 2004 roku. Jego bohaterami są młody buntownik Ache (Mario Casas) i Babi (María Valverde), dziewczyna z tzw. dobrego domu. Ci dwoje są od siebie tak różni, jak to tylko możliwe, ale jak to w historiach o miłości bywa zakochują się w sobie i wszystko jest świetnie do momentu, kiedy podczas jednego z wyścigów motocyklowych dochodzi do tragicznego wypadku, w którym uczestniczy Pollo (Álvaro Cervantes) - najbliższy przyjaciel Ache i chłopak najlepszej przyjaciółki Babi, Katiny (Marina Salas). To wydarzenie wpłynie na dalsze losy głównych bohaterów. Cały film jest jednak dość niespójny. Początek to infantylna romantyczna komedyjka o grzecznej księżniczce i małym furiacie, który jest we wszystkim najlepszy, wszystko wie najlepiej etc. I choć ciekawie to wyglądało w innych niż polskie lub amerykańskie realia, to tutaj zachwytów piać nie ma nad czym. Podobała mi się za to końcówka, która trochę przełamała stereotyp i nie była tak oczywista, jak można się było tego spodziewać. W miarę ładni i przyzwoicie grający aktorzy i piękne plenery też robiły swoje. I choć w połowie filmu chciałem mu wystawić zdecydowanie niższą ocenę wraz z końcem seansu musiałem zweryfikować swoje podejście do niego.

Moja ocena: 6.5/10

"Romans na dwie noce / Two Night Stand" (2014)
Romans na dwie noce to kolejna komedia romantyczna, która jest odrobinkę inna niż te, które do tej pory opisywałem. Mamy w niej do czynienia z dwójką młodych ludzi Alekiem (Miles Teller) i Megan (Analeigh Tipton). To akurat standard. Megan jest "skrzywdzoną dziewczyną wracającą do gry". Alec... zwykłym, przeciętnym facetem. Poznają się na portalu randkowym, który odwiedzają ludzie szukający partnera "na jedną noc" (a przynajmniej ja to tak zrozumiałem). Następnego dnia rano, kiedy dziewczyna chce wrócić do domu napotyka na swojej drodze śnieżycę, która unieruchamia całe miasto. Oboje utknęli ze sobą na... nie wiadomo jak długo. Po niemiłej wymianie zdań tuż przed próbą opuszczenia mieszkania przez Megan (spotykają się u niego) muszą dojść do porozumienia i jakoś bezkonfliktowo dotrwać do końca kataklizmu. Po przełamaniu początkowej niechęci i kilku wpadkach (np. zatkany kibel i wybite okno u sąsiadów w poszukiwaniu działającej toalety) zaczynają się poznawać i rozmawiać ze sobą coraz bardziej otwarcie. Najciekawsza i najzabawniejsza z całego filmu jest scena "konstruktywnej krytyki" zachowań seksualnych oraz późniejsze próby i testy przeprowadzane oczywiście "dla dobra nauki", które mają na celu polepszenia życia erotycznego ich przyszłych partnerów (towarzyszy temu świetny kawałek, który bardzo ładnie współgra z obrazami na ekranie). Jak skończy się ich dwudniowa "noc" dowiecie się po seansie. Ja osobiście polecam, bo jest to naprawdę przyjemny film. Nie taki słodki i głupkowaty, jak większość komedii romantycznych dostępnych w ostatnich latach. Do tego bardzo dobrze czujący się w takiej konwencji, jak zawsze świetny Miles Teller i urocza Analeigh Tipton o nieoczywistej urodzie, która z każdą minutą filmu zaczyna podobać się coraz bardziej. Czegoż chcieć więcej?

Moja ocena: 7/10

Życzę miłego seansu!
* Filmy te to adaptacje książek. Tim Tharp "Cudowne tu i teraz"; Federicco Moccia "Trzy metry nad niebem".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz