środa, 5 czerwca 2013

[18] Film: "Człowiek na krawędzi" / "Man on a Ledge" (2012)

Przyszła pora na kolejną recenzję. Tym razem film z gatunku thriller/kryminał pt. "Człowiek na krawędzi" w reżyserii Asgera Letha, do którego scenariusz napisał Pablo F. Fenjves. Przystępując do seansu prawie z "marszu" nie za bardzo wiedziałem z czym będę miał do czynienia. Nie udało mi się bowiem wcześniej przeczytać kompletnie nic na temat tej produkcji ani zobaczyć nawet trailera. Okazało się, że nie było jakoś super źle, ale mogło być lepiej.


Mamy tutaj do czynienia z Nickiem Cassidym (w tej roli Sam Worthington), byłym policjantem, skazanym na 25 lat więzienia (swoją drogą niezły tam mają wymiar sprawiedliwości, że za kradzież dają aż taką długą odsiadkę). Jadnak Nick nie zgadza się wyrokiem sądu. Uważa, że został wrobiony. Pod pretekstem uczestniczenia w pogrzebie ojca wychodzi z więzienia i mimo tego, że jest eskortowany przez dwóch strażników udaje mu się zbiec. Właściwa akcja rozpoczyna się w momencie kiedy Nick stoi na krawędzi 21 piętra pewnego hotelu i zamierza popełnić samobójstwo. A przynajmniej stara się wszystkich skłonić do tego, aby tak właśnie myśleli. Nick ma plan jak oczyścić się z zarzutów. Jednak to by było wszystko co można powiedzieć na temat fabuły, żeby nie zepsuć zabawy z oglądania filmu. 



A jeśli chodzi o sam film, to z jednej strony nie był zły. Ale z drugiej mnie troszkę rozczarował, bo zaczął być naprawdę wciągający dopiero na 20 minut przed końcem. Bo niby mamy w filmie wszystko to co powinno się tam znaleźć: akcję, intrygę, zagadkę, niby dobrze skonstruowanych bohaterów, ale jakoś to się nie łączy tak jak powinno. Film jest przewidywalny, a drugoplanowi bohaterowie wręcz denerwujący. Tu na szczególną uwagę zasługuje Ed Harris, jako czarny charakter, któremu ten film jakoś szczególnie się nie udał.  Dodatkowo jeszcze Podkomisarz Brenda Johnson, czyli Kyra Segdwick, w roli dziennikarskiej hieny, także jakoś mnie nie urzekła. 



Film stara się czerpać z dobrych wzorców kina wielkich przekrętów, jak choćby "Ocean's Eleven" i robi to w miarę znośnie, jednak nie jest to twór, który powalałby swoim całokształtem. Na szczęście dobra końcówka ratuje całą produkcję, dzięki czemu w umyśle widzów nie pozostaje obraz straconego czasu. Ja osobiście liczyłem na coś zupełnie innego, jednak po seansie nie czułem się zawiedziony.



Podsumowując, daję filmowi 6/10. Czas poświęcony na jego obejrzenie nie był czasem straconym, ale mógłby to być zręcznie zrobiony thriller. Polecam, ale bez ciśnienia. Raczej na odmóżdżenie po ciężkim dniu niż na seans, który chcemy aby zmroził nam krew w żyłach.

4 komentarze:

  1. Jakoś mnie nie nęci ten film ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaufam Ci i... filmu nie obejrzę. Oceans eleven i jemu podobni to wystarczająca grupka filmów :) Ostatnio oglądałam "Parker" - też o skoku. Takie se, ale Jason ładny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że obdarzasz mnie zaufaniem ;) A "Parkera" to i ja bym obejrzał :) Musze poszukać, czy gdzieś go nie dają ;)

      Usuń