czwartek, 6 czerwca 2013

[VS#1]NOWY CYKL "Książka czy film": "Moneyball. Nieczytsa gra" Michaela Lewisa vs "Moneyball" Benetta Millera (2011)

Jest nieopisanie wiele książek na podstawie, których powstawały filmy wielkie, całkiem przeciętne i żałosne. Także wiele książek zostało napisanych na podstawie scenariuszy filmowych - prawdopodobnie tylko po to, żeby dodatkowo skosić troszkę sianka (choć nie ukrywam, że kilka takowych przeczytałem i nawet mi się podobały). 

Ostatnio także  na pewnym blogu czytałem tekst o tym, że adaptacja filmowa nie może być ani lepsza ani gorsza od książkowego pierwowzoru, bo jest po prostu inna. Ja stanowczo nie zgadzam się z tym twierdzeniem, bo zawsze w jakiś sposób będziemy się odnosić do tego co przeczytaliśmy. Będziemy chcieli aby świat stworzony przez autora w utworze literackim (jeśli oczywiście nam się podobał) został odtworzony. Podobnie z klimatem, postaciami i wszelkimi drobiazgami, które są nam bliskie. Każda zmiana, która nie będzie po naszej myśli, będzie działać przeciwko filmowcom. A największe połajanki zbierze ten twórca, który chcąc opowiedzieć historię po swojemu, zmieni w naszym ukochanym świecie wszystko...i efekt będzie żenująco słaby. Takich rzeczy nie powinno się robić, a niestety jest ich aż nadto. I zawsze w pewnym momencie wydamy ten miażdżący werdykt: "Film był lepszy/gorszy od książki". Właśnie w związku z tymi rozważaniami postanowiłem stworzyć nowy cykl traktujący o porównaniu książki z filmową adaptacją.


Dziś chciałbym przedstawić krótkie porównanie książki (ciężko ją nazwać powieścią, więc pozostanę przy nazywaniu literackiego pierwowzoru po prostu książką) Moneyball. Nieczysta gra autorstwa Lewisa Michaela i filmu noszącego ten sam, choć krótszy tytuł, czyli po prostu Moneyball w reżyserii Bennetta Millera z Bradem Pittem w roli głównej. 

Michael Lewis


Zacznę od książki, która może być, dla ludzi nie obeznanych z zasadami tej nie znanej w końcu w Polsce gry, jej nazewnictwem i całą logiką, trudna w odbiorze. To jest jej pierwszą wadą. Ja mimo tego, że sam niezbyt biegle poruszam się po baseballu, to podstawowe zasady znam i rozumiem o co w tej grze chodzi. A dodatkowo bardzo lubię wszystkie książki traktujące o sporcie, bo przedstawiają z reguły ciekawe postaci, które miały nieprzeciętne życie i osiągnięcia o jakich zwykły, przeciętny Kowalski może tylko pomarzyć. Więc dla mnie nie było to aż taką przeszkodą. Jednak dla innych czytelników, którzy są całkiem zieloni i do tego losy sportowców, a w tym przypadku bardziej ludzi za nimi stojących (menadżerowie, dyrektorzy generalni klubów MLB, a nawet statystycy hobbyści) nie lubią i ich to nie interesuje, książka może się wydać zbyt trudna i nużąca. Jednak jak się w nią zagłębmy, to okaże się naprawdę intrygującą historią o tym, że w tym narodowym amerykańskim sporcie nie zawsze musi się liczyć tylko mocne wybicie i portfel grubo wypchany dolarami. 


Billy Beane, świetnie zapowiadający się młody gracz, który jest głównym bohaterem tej historii (choć występuje tu naprawdę dużo postaci) jest dyrektorem generalnym zespołu Oakland Atletics, czyli jednego z najbiedniejszych zespołów w lidze. Jak to ciekawie określił odgrywający jego postać w filmie Brad Pitt: "Są zespoły bogate i biedne, później 15 metrów mułu i dopiero my". Jednak co ciekawe zespół Oakland A's wygrywa. I to zaskakująco dużo meczy. W książce dokładnie przedstawiona jest historia strategii zwanej w skrócie moneyball. Czyli najtańszego wygrywania meczy. Czyli posługiwania się statystyką w obliczaniu wartości zawodnika, a nie przeczuciem. Czyli czymś co jest najbardziej pogardzane w świecie baseballu, bo tak naprawdę dyskredytuje wszystkich ludzi uważających się za znawców tego sportu, mających tak zwanego nosa czy inne przeczucie, a tak naprawdę gówno o nim wiedzących. Jednym słowem strategii, która jest znienawidzona przez cały światek baseballowy. Ale także strategii, która działa. Jest ekonomiczna i skuteczna (dajmy na to New York Yankee za jedno zwycięstwo w sezonie płacą 1,4 mln dolarów, a Oakland A's jedynie 225 tyś. dolarów - fajnie nie?;>). Książka dokładnie opisuje losy wszystkich ludzi zamieszanych w jej powstanie (tej strategii oczywiście), poczynając od Billa Jamesa, który był prekursorem liczenia baseaballu poprzez jego wyznawców, aż do wspomnianego Banea, który po tym jak nie osiągnął sukcesu jako zawodnik (choć kiedyś jakiś wiedzący przyszedł do niego i powiedział mu, że będzie wielką gwiazdą) został pierwszym byłym pierwszoligowym baseballistą, który na własne żądanie zamienił funkcję gracza na stanowisko dyrektora generalnego.

William Lamar "Billy" Beane III

Ponadto książka jest troszkę rozwlekła, chaotyczna i, tak jak już wspomniałem wcześniej, nie jasna dla ludzi nie znających świata baseballu zbyt dobrze. Opowiada historie wielu zawodników, ich kariery, rokowania, sukcesy i porażki. Są tu przedstawione wydarzenia mające miejsce przy każdym Drafcie (naborze zawodników amatorskich do lig profesjonalnych) i wiele innych zawirowań z kupnem i sprzedażą graczy.

Film natomiast to dość spójna historia o wielkim człowieku. Jego woli walki i determinacji aby nie przegrywać. Bo jak sam powiedział: "Ja zdecydowanie dużo bardziej nie lubię przegrywać niż kocham wygrywać. A to wielka różnica." Mamy tutaj głównie zmagania z ww. wiedzącymi, którzy nie są przygotowani na nowie myślenie. Nie chcą się pogodzić z tym, że stają się w tym sporcie zbędni. Bill buduje drużynę w oparciu o strategię moneyball. Robi to tylko i wyłącznie dlatego, że nie ma pieniędzy i jest zdesperowany, a dodatkowo ma na tyle otwarty umysł, żeby przyjąć nowy sposób myślenia o baseballu. Historia toczy się dynamicznie i wciąga widza w wir wydarzeń. Główny bohater jest dobrze skomponowany, i mimo, iż nawet możemy nie wiedzieć o co chodzi w grze, to wiemy o co chodzi jemu i potrafimy mu kibicować. Mamy tutaj także miejscami do czynienia z retrospekcjami, które mają nam pomóc poznać jego historię jako baseballisty. Pomaga to zrozumieć jego podejście do tego sportu; jego intencje i motywacje. A także jego niechęć do wszelkiego sortu skautów i poszukiwaczy młodych talentów. Przejmują nas jego losy. Pitt gra dobrze. Bardzo sympatycznie także wypada troszkę nieśmiały i przestraszony najbliższy współpracownik Billa Peter Brand (Jonah Hill), który jest jakby
Peter Brand (Jonah Hill)
idealnym przeciwieństwem swojego szefa - wybuchowego i rozgadanego Beane'a. Choć z tego co mi się udało zaobserwować, postać ta nie występuje w książce (choć przewinęło się tam tyle nazwisk, że mogę się mylić) i raczej jest filmowym odpowiednikiem najbliższego współpracownika Billa Paula DePodesty. W filmie są też wątki, które w książce prawie się nie pojawiają albo są tak marginalne, bądź nie istotne, że prawie niezauważalne. Jednym z nich jest wątek rodziny, a w szczególności córki Billa Beane'a. Mimo wszystko wątek ten w filmie dobrze się komponuje i wydaje się potrzebny, dla pokazania pewnych problemów i wątpliwości co do obranej drogi przez Billa. 

Wybicie dające drużynie Oakland A's rekordowe, 20te, zwycięstwo z rzędu

Podsumowując cały mój wywód, mogę zaprezentować następujące wnioski:) Książka z racji tego, że jest dość chaotyczna i trudna dla laika, jest dla mnie warta 6 punktów w dziesięciostopniowej skali. Film natomiast, przedstawiając spójną i wciągającą historię o ciekawym człowieku i jego zmaganiu się z niemożliwym (wygrywać w baseballu nie mają pieniędzy, to według większości znawców niemożliwe ;)) dostaje tych punktów 8 w takiej samej, dziesięciostopniowej skali. 

Książka - 6/10
Film - 8/10

A jakie są Wasz opinie? Czy taki porównawszy cykl jest ciekawy i potrzebny? I jakie jest Wasze zdanie na temat samego Moneyballa - filmu jak i książki. Zachęcam do dyskusji!

P.S. Przepraszam wszystkich, którzy czytali niepoprawioną i zbyt szybko opublikowaną wersję tego tekstu. W tej chwili powinno być już wszystko dobrze z literówkami, a mój wywód powinien nabrać większej spójności. 

4 komentarze:

  1. Wstyd się przyznać, ale ani nie czytałem, ani nie widziałem filmu. Chociaż w sumie większą ochotę mam na film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film polecam. Książka dla wytrwałych, naprawdę obeznanych i żądnych wiedzy ;)

      Usuń
  2. Film widziałam i bardzo podobała mi się drugoplanowa rola Jonaha Hilla. Aczkolwiek cały film uważam za dobry na niedzielne popołudnie, a nie na oscarową galę.

    Czuj się nominowany do Liebster Blog:
    http://filmowymelanz.blogspot.com/2013/06/liebster-blog.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki nie czytałem, ale film bardzo dobry. Również oceniłem go na 8:) Pitt oraz Hill stworzyli wiarygodne postacie, a sam pomysł wyszukiwania graczy genialny, zwłaszcza dla tych, którzy grają w różne managery sportowe powinien się podobać :P

    OdpowiedzUsuń