czwartek, 31 października 2013

[32] Książka: "Inferno" - Dan Brown (2013)

Całe szczęście, że są na świecie twórcy tacy jak Quentin Tarantino czy Dan Brown, bo inaczej byłoby smutno i nudno. A tak mamy pewność, że jeśli w natłoku zachwalanego chłamu znajdziemy coś sygnowanego ich nazwiskiem, będzie trzymało poziom. Tak jest w przypadku filmów QT, który za jaki temat by się nie wziął, to zamienia go w coś oryginalnego i nietuzinkowego, nie zapominając przy tym aby było ciekawe i wciągające. Podobnie jest z pisarstwem Dan Browna. 



Tak, tak, wiem, że na pewno znajdą się malkontenci i inni hejterzy, którzy powiedzą, że Brown doi z ludzi kasę nie wychodząc poza pewien sprawdzony schemat. Ale widzicie. W tym przypadku słowem klucz jest "sprawdzony". Jeśli się sprawdza, to czemu tego nie kontynuować, póki trzyma poziom?. A ja osobiście uważam, że sprawdza się doskonale. I nie wyobrażam sobie jakbym zaczął odbierać przygody profesora Roberta Langdona, gdyby autor coś mi w nich namieszał. Zaburzył ich konstrukcję, czy pozmieniał stałe i lubiane przeze mnie elementy. Z cyklami wydawniczymi jest tak jak z serialami, niby chcemy żeby każdy odcinek opowiadał o czymś innym, nowym, odkrywczym, ale jak za bardzo nam się zmieni sposób jego opowiedzenia, to nie będziemy zadowoleni, bo w gruncie rzeczy nie lubimy być zaskakiwanymi :D


Brown trzonu, na którym oparł wszystkie dotychczasowe przygody Langdona nie zmienił. Cały czas mamy do czynienia z harvardzkim profesorkiem od ikonografii i historii sztuki, który dzięki swojej ogromnej wiedzy jako jedyny jest w stanie rozwikłać zagadkę, która pozwoli uratować świat/dzieło sztuki/zabytek/osobę (niepotrzebne skreślić) przed jakimś szaleńcem czy innym niebezpieczeństwem. Jak zwykle pomaga mu w tym jakaś urodziwa niewiasta. Jak można się było spodziewać mamy też bardzo potężną organizację, której "macki" sięgają bardzo daleko, i która może bardzo wiele. No i nie obyło się też bez szaleńca, który postanowił wprowadzić w życie swój "wspaniały" pomysł. Wszystko po staremu.

Brown zaszalał jednak z tematem, inaczej mówiąc, z motywem przewodnim swojej najnowszej powieści i z poprowadzeniem akcji. Zacznę może od tego drugiego, a to co najciekawsze zostawię na sam koniec. Pamiętacie takie powiedzenie Hitchcocka: "Film powinien zaczynać się trzęsieniem ziemi, a później napięcie powinno już tylko rosnąć"? No to chyba autor wziął je sobie bardzo do serca pisząc swoja najnowszą powieść. W "Inferno" bowiem, trafiamy w sam środek akcji i od początku nic nie wiedząc, podobnie jak główny bohater, miotamy się po omacku. Z każdą kolejną stroną odnajdujemy następny klocuszek układanki, która z chwili na chwilę staje się coraz bardziej przerażająca. 



Bo popatrzcie tylko na kilka pierwszych stron. Langdon budzi się w szpitalu. Ma pozszywaną głowę. Nic nie pamięta, bo ma tzw. amnezje wsteczną. Wydaje mu się, że powinien być sobota, jest poniedziałek. Powinien być w Massachusetts, a jest we Florencji. Przed jego oczami pojawiają się wciąż jakieś dziwaczne i przerażające wizje z piękną siwą kobietą w roli głównej. A co najgorsze, do szpitala wpada kobieta z irokezem na głowie, próbująca go zabić. Nieźle prawda? Też tak myślę.

Teraz temat. Brown po raz pierwszy wziął na "warsztat" problem, który jest naprawdę ważny i w trakcie rozwijania fabuły przedstawił możliwe opcje jego rozwiązania. Tym problemem jest przeludnienie ziemi i nieuchronna wizja katastrofy jaką będzie wyczerpanie wszystkich surowców naturalnych dostępnych obecnie na naszej planecie. 


Brown pięknie splótł ten ważki problem z fabułą i symbolika jednego z największych dzieł w historii ludzkości - "Boskiej komedii" Dantego Alighieri. I muszę przyznać, że poradził sobie naprawdę świetnie. Mamy tutaj sprawdzonego głównego bohatera, który jak zwykle spisuje się świetnie. Mamy także grono bardzo krwistych, "soczystych" i rzeczywistych postaci drugoplanowych z piękną i tajemnicza Sienną Brooks i tajemniczym zielonookim złym charakterem na czele. Jeśli chodzi o prowadzenie akcji, Brown nie popełnia tego błędu, który zarzucałem w poprzednich recenzjach Berremu i Kalecie. Nie wprowadza chaosu zbyt dużą ilością wątków związanych z pobocznymi postaciami (albo równoprawnymi, bo w przypadku "Tajemnicy Kolumba" i "Operacji Kustosz" ciężko było powiedzieć kto był bohaterem nr 1). Tutaj mamy Langdona i dr Brooks, których watek jest tym najważniejszym i najbardziej widocznym i tylko krótkie wstawki z działania, bądź też planów czy retrospekcje związane z postaciami pobocznymi. One są potrzebne, bo intrygują i potęgują tajemnicę, ale jeśli są przeładowane i zbyt obszerne, to zapominamy o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Brown dawkuje je idealnie. Nie pozwala nam się znudzić, bo wciąż dostarcza nam nowych zaskakujących informacji, a w między czasie solidnie prowadzi wątek przewodni. 

Kontrowersyjne działo Vasariego w Pałacu Vecchio w Izbie Pięciuset

Całość czyta się naprawdę rewelacyjnie i niestety trochę za szybko. I jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do zakończenia, które było jakieś takie nijakie. Ale to już chyba tradycja w jego książkach. Człowiek cały w nerwach, przedzierając się przez kolejne strony liczy na jakieś "jebnięcie", a tutaj okazuje się , że autor wybrał wariant delikatniejszy i nie tak szokujący. Ale tak było i w "Kodzie" i w "Aniołach" i pewnie w "Zaginionym symbolu". Piszę pewnie, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć w ogóle tej części (chyba trzeba przeczytać jeszcze raz :D). Ale wydaje mi się też, że to niby rozczarowujące zakończenie może wynikać z faktu, że w trakcie całej lektury autor generuje w czytelniku takie napięcie, że finał już przestaje robić wrażenie. Albo wręcz przeciwnie, jest taki aby nie doprowadzić nas do zawału serca, a spokojnie wytracić "prędkość" i rozładować napięcie na ostatnich kilkunastu stronach. 

Portret Dantego Alighieri pędzla Botticellego

Podsumowując - więcej Danów Brownów! Albo niech szybciej pisze, bo jego książki naprawdę sprawiają wiele przyjemności i dają sporą rozrywkę w trakcie czytania. Książkę oceniam na 8/10. Pewnie gdyby zakończenie było odrobinę inne byłoby 9, ale i tak jest bardzo dobrze. Zdecydowanie polecam!

10 komentarzy:

  1. Ja może nie jestem największym fanem Browna, ale rozumiem jego fenomen i wcale nie zamierzam się w hejtera bawić, choć nie ukrywam, że czasem ta próba łatwego zysku przez autora może mnie nieco irytować. Do "Inferno" będę się przykładał, mam to gdzieś tam w dalszych planach, ale raczej nie na najbliższy okres.

    P.S. U nas na blogu zmiana nazwy i adresu. Nowe recenzje pojawiają się już na: http://mechaniczna-kulturacja.blogspot.com/

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie można mieć za złe komuś kto znalazł sposób na życie i czerpanie zysków, że z tego korzysta. Robi tak King, Grisham, Martin, to może i Brown. Ja lubię ten rodzaj rozrywki, a jak widać po wielu nieudolnych naśladowcach takie pisanie wcale nie jest takie proste.

    Dzięki za info o zmianie nazwy. Będę zaglądał ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, że książki te sprawiają wiele przyjemności. Mi strasznie to przypomina Indianę Jonesa :P Schemat jest fajny, ale mi się już powoli nudzi, a co by nie mówić Brown zmienia u siebie o wiele mniej niż np. King. Jednak takie 7/10 też bym mu dał za całokształt ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Indiana Jones też, ale mnie się to bardziej kojarzy ze "Skarbem Narodów" a w szczególności z pierwszą częścią,, bo druga już nie była taka dobra.

      Ja póki co się nie nudzę. I mam nadzieję, że każda kolejna książka będzie tak dokładnie napisana i pełna fascynujących szczegółów i szokujących hipotez.

      Nawet Sapkowski wrócił do postaci wiedźmina, więc wiesz jak jest ;) Właśnie czytam i muszę powiedzieć, że miło jest znów po obcować z tą postacią i z tym autorem w niezłej formie, ale no już niestety nie to co na początku lat 90. :/

      Usuń
  4. Fakt - książkom Browna faktycznie bliżej do Skarbu Narodów.

    Sapkowskiego szkoda, ale to może my się zrobiliśmy bardziej wymagający? :D Musiałbym odświeżyć całą serię i zrobić jakieś porównanie, ale na to raczej nie starczy mi czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, tak się akurat szczęśliwie składa, że kiedyś dużo czytałem Sapkowskiego, i dobrze pamiętam jego dokonania w krótkiej formie. A i powieści nie są mi całkiem zapomniane ;)

      W "Sezonie burz" czuć rękę ASa, ale jeśli miałbym porównywać, to tę z najsłabszych dokonań z 'Sagi o wiedźminie'. Do kunsztu z opowiadań, niestety daleko ;/

      Usuń
  5. Uwielbiam serię o profesorze Langdonie. Szczególnie podobała mi się (książka) "Anioły i Demony" (filmem byłam dość rozczarowana...).
    Brown nie jest może pisarzem o wyżynach artyzmu, ale miło się czyta jego powieści, a co najważniejsze nie obrażają inteligencji czytelnika. Niestety mam dwie powieści Browna w plecy, ale mam w planach nadrobienie tych zaległości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o film to i ja jestem mocno rozczarowany. Szczególnie wyborem pierwszoplanowego bohatera męskiego - Zupełnie Tom Hanks nie pasuje :(

      Książki są spoko i ja tez chyba najbardziej lubię 'Anioły i demony', a 'Inferno' i "Kod...' oceniam bardzo podobnie. Teraz właśnie kończę po raz drugi czytanie 'Zaginionego symbolu' i już wiem dlaczego prawie nie pamiętałem pierwszego 'czytania'. Bo ta książka jest najsłabsza ze wszystkich. Ale i tak dam jej co najmniej 6/10, bo mimo wszystko jest niezła.

      Oby udało Ci się jak najszybciej nadrobić zaległości ;)

      Usuń
  6. Wbrew wielu, którzy go krytykują, że nie wykazuje nic nowego, że powiela schematyczność akcji, to ja zawsze będę go bronić, dlaczego? Bo w jego książkach jest bardzo ciekawie, dużo akcji, napięcia, adrenaliny, nie wiadomo co przyniesie kolejna strona i wykorzystuje wiele innych informacji. Nie czytałam "Cyfrowej twierdzy" i tej najnowszej ksiązki jego, ale niewątpliwie nadrobię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełnie się z Tobą zgadzam. Mnie tez ta schematyczność nie przeszkadza, póki potrafi mnie zaciekawić tematem. A do tej pory nie zawodzi, no może lekko w "Zaginionym symbolu", ale i tak nie było źle.

      A "Cyfrowa twierdza" i "Zwodniczy punkt" podobno nie są tak dobre jak jego późniejsze dokonania, ale może mimo to warto przeczytać.

      "Inferno" polecam :)

      Usuń