niedziela, 27 października 2013

[31] Książka: "Operacja kustosz" - Jolanta Maria Kaleta (2013)

Po raz kolejny sięgnąłem po powieść z tajemnicą z przeszłości w tle. Tak jak i w poprzedniej, czyli "Tajemnicy Kolumba" Steve'a Berrego (recenzja tutaj) i w tej historii do dziś nie znamy rozwiązania zagadki, a przedstawione zakończenia są tylko imaginacjami twórców. Ale to dobrze, bo to nie podręczniki historii, a powieści fabularne. Dodatkowym bodźcem był fakt, że książka przez pewien czas była bestsellerem w EMPIKu. 


Mamy tutaj do czynienia z poszukiwaniami zaginionego podczas wojny obrazu Rafaela "Portret młodzieńca", w którego kradzież zamieszany był sam Hans Frank. Akcja powieści, po początkowym przedstawieniu kilku wydarzeń z końca wojny, przenosi się do roku 1989. A w poszukiwania obrazu zaangażowani są m.in. dociekliwy i ambitny dziennikarza, który już pół życia bada sprawę zaginionego dzieła. Bezwzględny esbek, którego głównym życiowym celem jest dostatnie życie po wprowadzeniu reorganizacji w państwowych służbach. Grotołaz notorycznie zdradzający swoją żonę. Oraz jego żona, pracownica miejskiego archiwum. Dodatkowymi postaciami są także obcokrajowcy skoligaceni z osobami zaangażowanymi w kradzież bezcennego malowidła, którzy jak twierdzą, posiadają informacje o jego obecnym położeniu. Jak sami widzicie zarys historii jaką przedstawia Kaleta na pierwszy rzut oka jest bardzo zachęcający.

Sama autorka także wydaje się osobą jak najbardziej kompetentną do pisania tego typu literatury. Jest ona bowiem, z wykształcenia, historykiem sztuki. Jednak jak pewnie przekonaliście się już nie raz, samo wykształcenie to jeszcze nie wszystko. Potrzeba także pewnej iskry bożej, czyli predyspozycji, talentu, polotu i finezji aby napisać dobrą książkę. W trakcie czytania, kiedy zmagałem się z nieciekawą fabułą, zaskoczeniem okazało się dla mnie to, że nie jest to debiut tej autorki. Z tego co udało mi się ustalić podczas zbierania materiałów do tej recenzji, jest to już szósta jej powieść krążąca właśnie w podobnej do tej tematyce. 

Jak widzicie, sama historia jest dość interesująca. Dodatkowo prestiż bycia "bestsellerem" i dość długa kariera na polskiej scenie literackiej autorki skumulowane skłoniły mnie do sięgnięcia właśnie po tę książkę jeszcze przed "Inferno" Dana Browna, które swoją drogą już czeka na półce na swoją kolej. Niestety. Nic bardziej mylnego. Te wszystkie atuty na nic się zdały. Jak już zapewne się domyśliliście, książka nie otrzyma pozytywnej noty. Jest beznadziejna, a sposób w jaki autorka podchodzi do narracji i samej struktury swojej książki woła o pomstę do nieba. 


Książka ta szczyci się mianem sensacji, a gdzieniegdzie nawet sensacji połączonej z kryminałem. Halo!? Naprawdę? Ja ze swojej strony mogę napisać jedynie, że jest to bardzo nieudolne połączenie romansu z licha sensacyjną opowiastką. Jak to gdzieś w sieci przeczytałem: "z pod znaku Pana Samochodzika". I jest to święta prawda. Nie ma w tej książce nic co by trzymało w napięciu. Głównie dlatego, że bohaterowie wykreowani są w taki sposób, iż nie sposób ich dokładnie poznać i polubić. To natomiast powoduje, że w konsekwencji rozwoju wydarzeń, nie martwimy się czy coś się im stanie, bo nas nie obchodzą. Dodatkowo, czytając tę książkę, cały czas miałem problem z połapaniem się kto jest kim. Nie wiem dlaczego tak się działo, ale myliły mi się dwie główne postaci męskie.

Kolejną wadą tej książki była ostentacyjna, wręcz natarczywa maniera autorki, aby co kilka zdań wtrącać jak to mężczyźni są całymi dniami skupieni na zaspokajaniu swoich erotycznych pragnień. Na na litość Boską! Myślałem, że dostanę szału kiedy co dosłownie dwa, trzy akapity były wtrącenia typu: "spod kusej koszulki odznaczał się trójkącik jej majtek", "nie mógł się opanować aby nie zerknąć na jej zgrabne nogi", "obcisłe spodnie zmysłowo opinały jej jędrne pośladki", "rozdekoltowana obcisła bluzeczka uwydatniała jej odstające piersi". Ta groteskowa chęć pokazania męskiej psychiki, niechybnie stająca się osią fabularną książki, byłą główną przyczyną mojego niezadowolenia i braku radości z czytania. 

Swoją drogą, nie mam pojęcia dla kogo ta powieść właśnie w taki sposób została napisana. Bo chyba ani kobiety nie chcą przez 300 stron czytać jak zaślinieni faceci z obłędem w oczach cały czas myślą tylko o tym jakby tu dobrać się do ich majtek, ani tym bardziej mężczyźni nie lubią kiedy robi się z nich obłąkanych na punkcie seksu maniaków. 

Zauważyliście pewnie, że od dłuższego czasu piszę tylko o jednym i zastanawiacie się, gdzie się podziała zagadka poszukiwania zaginionego "Portretu młodzieńca"? No cóż, sam nie wiem, bo i w książce niewiele na ten tematy było napisane. Można by powiedzieć, że w 80% składała się z bredni o męskiej chuci i jedynie w 20% z lichej i bardzo miernej sensacji z PRLem w tle. I za to ostatnie także mam do autorki żal. Gdyby nie daty na początku każdego rozdziału, to ciężko byłoby przypisać tę powieść do jakiegokolwiek historycznego okresu. Kaleta zupełnie nie poradziła sobie z oddaniem ducha epoki i nastrojów w niej panujących.

Jeśli natomiast chodzi o plusy, to na siłę może nim być jedynie wątek poszukiwania obrazu, bo to głównie on powodował, że dotrwałem przy książce do końca. Podsumowując, uważam, że czytanie tej powieści jest stratą czasu i nie polecam jej nikomu. Moja ocena to 2/10. Cieszę się jedynie, że nabyłem tę książkę jako ebooka i do tego w promocji, bo wydanie na nią 35 zł, ceny która widnieje na wersji drukowanej w miękkiej okładce, jest dla mnie rozbojem w biały dzień.

12 komentarzy:

  1. No ej, Pan Samochodzik jest super!!!!!!

    Hm, to już druga książka w ostatnim czasie o której słyszę, która mówi o tym obrazie Rafaela. Druga to "Bezcenny" Miłoszewskiego, bardza fajna lektura, chociaż nie bez wad. Bardziej w stylu Dana Browna niż Pana Samochodzika (nad czym ja osobiście ubolewam). Kiedyś zresztą o niej pisałam.

    A zdajesz sobie sprawę że bycie na półce bestsellerów w Empiku to żaden wyznacznik? Można sobie wykupić miejsce na tej półce (Empik to w ogóle poroniony sklep. Hipokrytka ze mnie, bo sama tam kupuję, ale nie potrafię zdzierżyć tego monopolisty). To tak mało wiarygodna wydaje mi się łatka "bestselleru".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no! Dla mnie po prostu łączenie przygód jak rodem z Pana Samochodzika i obleśnych, namolnych, ciągłych aluzji do seksu jest po prostu połączeniem mało trafnym :/ Bo ja do Pana Samochodzika też nic nie mam :P

      I teraz właśnie powoli zaczynam rozumieć, co tak naprawdę znaczy określenie "bestseller" - że coś się dobrze sprzedaje :) Tylko i wyłącznie, nic więcej Nie niesie to za sobą żadnej wartości. Jeśli chodzi o prasę, to w Polsce najlepiej sprzedaje się "Fakt' i "SE", ale to raczej nie czyni z tych gazet wartych przeczytania :D

      A skoro w empiku jest taka a nie inna polityka, to rzeczywiści absurd. Dobrze, że ja przestałem już jakiś czas temu się tam w książki zaopatrywać :)

      Usuń
    2. Empik jest narzędziem szatana. Wydawnictwa płacą mu za umieszczanie książek na półkach, im więcej, tym na lepszej półce stoi. Wyobrażasz sobie coś takiego w księgarni? Oczywiście dzięki temu mogą sobie pozwolić na niższe ceny, a cierpią na tym najbardziej autorzy. Czytałam kiedyś całkiem rzeczowy artykuł na ten temat chyba w Newsweeku, ale było to już kilka lat temu i nie ma szans, żebym go znalazła.

      Ok, to już rozumiem, bo zdziwiłam się w pierwszej chwili jak można nie lubić Pana Samochodzika :D

      Usuń
    3. Ehh...nie wiedziałem, że to aż tak patologiczna sytuacja w tym empiku jest:/ No i szkoda autorów, bo ja wszyscy dobrze wiemy, to ich pula ze sprzedanego egzemplarza książki z reguły jest najmniejsza...

      Ja bym wolał żeby autorzy dostawali 80% a cała reszta podzieliła się tym co zostanie :D

      Usuń
    4. Chciałem tylko wspomnieć, że "Pan Samochodzik" jest zajebisty :D To książki na których się wychowałem (plus westerny Maya oczywiście). A pozycja wyżej - oczekiwałem, że zostanie zjechana, więc ocena nie jest dla mnie wielką niespodzianką. A za ten szowinizm trzeba piętnować - skoro kobiety mogą to i my powinniśmy :P

      Usuń
  2. No i przynajmniej wiem, że nie warto...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem bardzo zawiedziony, ale na LC widziałem oceny po 9/10 z opiniami, że jest to genialna książką.

      Nie chcę żebyś się sugerowała tylko moim zdaniem, ale ja wolałem wszystkich przestrzec przed tym gniotem, żeby mieć po prostu czyste sumienie. Jednak wydaje mi się, że zawsze warto choć jeden twór autora, który wydał ich już kilka, przetestować na sobie, bo może akurat "zasmakuje" ;)

      Usuń
  3. Mnie ta pełna nienawiści opinia zaintrygowała i powieść przeczytałam. Prawie to samo co Dan Brown, choć problem bardziej realny. Głównych bohaterów łatwo odróżnić, bo jeden to esbek, a drugi to kobieta, Marina. Seksu tyle co kot napłakał, ale może dla niektórych to rzeczywiście zbyt wiele, stąd te krytyczne uwagi. A jak ktoś nie żył w PRL-u, to nie może znać jego klimatu. Ja książkę polecam i nie żałuję pieniędzy wydanych na wersję papierową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia gustu.

      A poza tym mnie nie chodziło, że jest w niej mnóstwo seksu, a ciągłe do niego aluzje. Choć porównując z innymi autorami piszącymi w tym gatunku to jest go kilkakrotnie więcej. A bohaterów było zdecydowanie więcej niż jeden, bo ewidentnie zapominasz o dziennikarzu, mięśniaku który pomagał esbekowi i jeszcze kilku innych.

      A tak swoją drogą, to porównanie tego kaszana do autorów pokroju Dana Browna to tak jakby porównywać Kmiecika do chociażby Gilmoura.

      Ale cieszę się, że chociaż Tobie się podobało. W końcu ta kobieta musi dla kogoś pisać ;)

      Aha...i dzięki za stwierdzenie, że nie żyłem w PRL-u ;) Bo może rodząc się w '84 głębokiej komuny już nie pamiętam, ale te czasy, które opisuje autorka nie są mi obce, ale to taki malutki drobiazg...

      Usuń
  4. Otóż to - żaden Autor nie pisze dla wszystkich, a jeśli ktoś pisze dla wszystkich, to pisze dla nikogo. Miliony zaczytują się w "Twarzach Greya" a to nie znaczy, że wszystkim się podoba, bo ja uważam tę powieść z gniot. Urodziłam się trochę wcześniej niż Ty('75), więc doskonale pamiętam PRL, a zwłaszcza rok 1989. Poza tym jako kobieta, zgadzam się z Autorką, że seks w życiu mężczyzn tak bardzo dominuje, że każda ich minuta nim obcieka. Trzeba się odganiać od Was jak od upierdliwej muchy, choć to nie Wasza wina, lecz hormonów. Tę cechę widać Autorka dostrzegła. A może Krajewski przesadza, pisząc o alkoholowych nałogach swoich bohaterów? Wracając do bohaterów... Nie każda postać powieści jest jej bohaterem. Postaci pierwszoplanowe są dwie - esbek i archiwistka. Ten pierwszy jest świetnie zarysowany, jak żywy, Marina nie budzi zastrzeżeń. Pozostałe postaci mają za zadanie popychać akcję do przodu i nie jest ich zbyt wiele, co pozwala panować nad sytuacją, czego nie można powiedzieć np. o "Bezcennym". Ja przynajmniej nie miałam z tym problemów. Moje koleżanki także. Nas w szkole uczono czytania ze zrozumieniem. Więc może nie należałoby tak emocjonalnie podchodzić do książki, która obiektywnie patrząc ma swoje plusy i minusy, niesie jakieś wartości i jest porównywalna z tym, co na rynku, a wielu wypadkach nawet lepsza. Poza tym masz fajnego bloga, jesteś młody i świat leży u twych stóp, skąd więc tyle żółci? PS. Moim zdaniem obecnie Dan Brown pisze kaszany, gorsze od Operacji Kustosz. Czytałeś jego ostatnią książkę? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby racja z tym pisaniem dla wszystkich. Ale tutaj też miałbym zastrzeżenia. Weźmy na przykład film "Le Mans" ze Stevem McQueenem, który opowiada o życiu kierowcy wyścigowego i jest naprawdę dobry, ale podobać się będzie tylko ludziom, którzy żyją wyścigami. Inni się znudzą. A weźmy najnowszy twór Rona Howarda, który porusza, zdawałoby się ten sam temat, czyli także opowiada o wyścigach, ale jest zrobiony w taki sposób, że zachwyceni są nim wszyscy. I ci którzy kochają F1 i ci, którzy nigdy nie widzieli żadnego wyścigu. Z książkami jest tak samo. Jeżeli coś jest dobrze napisane to nie może się nie spodobać, a gniot trafi tylko do nielicznych.

      Twoja anonimowość nie pozwoliła mi określić Twojego wieku, ale masz rację, znasz te czasy lepiej ode mnie. Jednak mnie świat przedstawiony przez autorkę nie przekonał. Cóż, pewnie wpłynęło na to także wiele innych czynników.

      Co do tej męskiej chuci, to na dwoje babka wróżyła. Są przecież kobiety, którym tylko kołek osinowy pomoże, bo już nawet faceci nie wystarczają, więc takie generalizowanie jest z lekka bez sensu. I to jest kolejny element, który mnie w tej książce zmęczył.

      A co do bohaterów, to i tak będę się upierał, że mąż Mariny i dziennikarz byli zarysowani równie mocno co ona, a to daje już czterech bohaterów, więc z lekka za dużo.

      Książki Browna czytałem, oprócz tych pierwszych "Cyfrowej twierdzy" i "Zwodniczego punktu". A "Inferno" recenzowałem nawet kilka postów wcześniej i wydała mi się bardzo ciekawa. Dałem 8/10. Jak masz życzenie, to zapraszam do lektury.

      Dzięki za miłe słowa odnośnie bloga, a co do złości, to taki już jestem widocznie, że denerwuje mnie ludzka głupota, a ostatnimi czasy napotykam ją coraz częściej i w coraz to nowych przedziwnych miejscach i czasami nerwy mi puszczają ;)

      Również pozdrawiam i zapraszam do komentowania innych postów. Zawsze miło wymienić kilka zdań z kimś kto myśli inaczej. I potrafi zgrabnie przedstawić swoje racje.

      Usuń