niedziela, 20 października 2013

[49] Film: "Ślepy traf / Runner runner" (2013)

Mam dla Was radę, jeśli chcecie iść do kina i zobaczyć fajny film, to...nie wybierajcie "Ślepego trafu" z Benem Affleckiem i Justinem Timberlakem w rolach głównych. Nie ma w tym filmie nic co mogłoby być warte uwagi. Poczynając od reżysera - Bena Furmana - który jak dotychczas niczym ciekawym pochwalić się nie może (z tego filmu także dumny być nie powinien). Poprzez tzw. ozdobę płci żeńskiej - Gemme Arterton, która rzeczywiście tylko dobrze wygląda. Kończąc na odtwórcy głównej roli, czyli księciu popu Justinie, który niech już lepiej przy muzyce zostanie, bo drugi Frank Sinatra to z niego raczej nie będzie.


"Mam dla Ciebie propozycję Riche..."

To tyle na wstępie i w sumie na tym można by poprzestać, ale jako, że ma to być pełnowymiarowa recenzja hollywoodzkiego "hita", to jeszcze chwilę się po uzewnętrzniam i dokładniej napiszę co i jak z tym filmem jest. Zacznę może od tego, że historia jest płytka i całkowicie niewciągająca. Widz zaczyna się zastanawiać jak to się wszystko może skończyć dopiero na jakieś 30 minut przed końcem, czyli 60 po rozpoczęciu seansu. A to jak na film, który ma się wpisywać w gatunek thriller/kryminał/dramat to zdecydowanie zbyt późno. 

"Będziemy się świetnie bawić! Kocham Kostarykę!"

Moim skromnym zdaniem powodem takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim źle obsadzona główna rola. Justin Timberlake jakoś tym razem nie sprostał zadaniu. I być może nie był najgorszy w "The Social Network", to niestety jedna jaskółka wiosny nie czyni i w tym filmie zupełnie nie podołał roli. Może dlatego, że to nie był jakiś tam ogon a pierwszoplanówka, która wymaga od aktora pokazania głębi charakteru swojego bohatera i jakichś przeżyć wewnętrznych, rozterek, i uczuć (w końcu to dramat). Richie Furst od samego początku jest postacią nam (mnie na pewno) obojętną. Nie interesuje mnie historia jaką ma do opowiedzenia. Nie interesują mnie problemy z jakimi się zmaga, ani czy mu się wreszcie powiedzie, czy też nie. A Richie mimo wszystko ma do opowiedzenia historię. Jego historia jest może i ciekawa, ale została źle opowiedziana. A co Richie nam mówi? 
 
"...Czy ja jestem frajerem, czy to ta rola jest tak źle napisana? Hmm..."

Mówi, że jest studentem Princeton, który jakiś czas temu pracując na Wall Street był tuż tuż od dużych pieniędzy, które przeszły mu koło nosa przez kryzys jaki dopadł USA (i resztę świata). Teraz na uniwersytecie pisze pracę z ekonomii w między czasie zajmując się hazardem, a dokładnie werbowaniem graczy dla różnych stron internetowych za co dostaje prowizję. W pewnym momencie ktoś go kapuje do dziekana, a ten stawia ultimatum, że albo koniec z hazardem na uczelni, albo koniec z Richiem na uczelni. Jednak sprawa nie jest tak prosta, bo Richie, żeby zostać musi zapłacić czesne, a żeby zapłacić to musi zarabiać pieniądze, a że zabroniono mu robić to w taki jak dotychczas sposób, to postanawia je wygrać w pokera na jednej ze stron należących  do niejakiego Iwana Blocka (Ben Affleck). I mimo tego, że Richie (podobno) jest świetnym graczem...to przegrywa. Wszystko. Jest jednak przekonany, że został oszukany, bo z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że nikt nie może mieć takiego szczęścia jak jego przeciwnik. Potwierdzają to także obliczenia jego kolegów matematyków z Princeton. W związku z takim obrotem sprawy Richie podejmuje decyzję, że jedynym sposobem na odzyskanie kasy jest spotkanie się z Blockiem i opowiedzenie mu o tym w cztery oczy. W tym celu jedzie na Kostarykę. 

"Dlaczego nie chcesz mi dać wszystkiego o czym zawsze marzyłem za darmo?! Ja sobie wtedy pójdę i będę szczęśliwy...A ty...a ty...chcesz żeby oni mnie bili!

Niby zapowiada się ciekawie, ale wcale tak nie jest. Tak to wygląda, bo ja Wam to ciekawie opowiadam. Film tego nie robi. Niestety. A na Kostaryce jest jeszcze gorzej, ale nie zdradzę już co tam się dzieję, bo nie chcę psuć resztki frajdy tym, którzy jednak odważą się ten film obejrzeć. 

"Witamy w prawdziwym życiu Richie!"

Myślę, że tak naprawdę, jeśli już trzeba szukać zalet tego filmu, a w obiektywnej recenzji wypadałoby to zrobić, to można do nich zaliczyć występ Bena Afflecka. Chłop z czasem dojrzał, okrzepł i nabrał dostojniejszego wyglądu. Już nie chce mi się śmiać jak widzę go w filmach, bo wiem, że nie jest taki zły jak kiedyś o nim myślałem i wiem, że wtedy kiedy ma dobry scenariusz, to potrafi bardzo dobrze zagrać (tak jak choćby w "Operacji Argo"). W tym filmie to także głównie on ciągnął historię do przodu. To on sprawiał, że mimo wszystko trwałem przed ekranem marginalnie zainteresowany historią przedstawianą w filmie. To on powodował, że film był choć odrobinę tajemniczy i mroczny (choć to chyba zbyt mocne określenie). 

"Ale jestem ładna...wszyscy faceci się ślinią. Super! Kurczę, ale przecież to jest film, powinnam też chyba umieć grać... A co mi tam, to przecież nie moja sprawa! Niech inni się martwią :D"

Co do Gemmy się nie wypowiem, bo znów wyjdzie na to, że jestem męskim szowinistą i seksistą :P

"Masz robić to czego żądam, albo w ryj!"


Wydaje mi się, że takie, a nie inne poprowadzenie tej historii (chodzi tu głównie o początek, w którym było powiedziane, że coraz więcej młodych ludzi na całym świecie uzależnia się od internetowego hazardu) miało na celu pokazanie problemu jakim jest światek internetowego hazardu. Że jest brudny i niebezpieczny. Że ludzie pokroju Iwana Blocka, to najgorsi zbrodniarze. I że tylko młodzi inteligentni i sprytni amerykanie w połączeniu z agentami FBI mogą się temu przeciwstawić, przy okazji odkrawając sobie kawałek z tortu ludzi takich jak Block. Nie wyszło. Trudno. Czasami tak bywa.

Gamoń....                                          Dziewczyna... i                                                Zbój

















Podsumowując całość, film w mojej opinie zasługuje niestety na niewysoką notę 4/10. I szczerze odradzę go wszystkim tym, którzy chcą miło spędzić czas przed ekranem. Natomiast masochiści powinni być zachwyceni ;D

8 komentarzy:

  1. Ja nigdy w Timberlaku nie widziałam godnego uwagi aktora, więc i film z nim mnie nie kręci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sam nie wiem co o nim myśleć :/ Bo w sumie wiele filmów z nim nie widziałem, a te które jednak zobaczyłem wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiły. Wydaje mi się, że lepiej by się stało jakby się skupił na śpiewaniu :D

      Usuń
  2. Wystarczyło, że zobaczyłam plakat i już wszystko wiedziałam o tym filmie. Łącznie z tym, że nie chcę go oglądać;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty;> Taki piękny plakat przecież to jest :P

      Usuń
  3. To wszystko przez to, że w filmie zagrał zły Justin :D Bieber zrobiłby to dużo lepiej :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Do kina nie pójdę, ale nie przeczę że może nastąpić taki moment kiedy będę chciała się odmóżdżyć i wtedy sięgnę po ten film :) Chwile słabości zdarzają się nawet najlepszym.
    Dziwi mnie tylko udział Afflecka w tym projekcie. Myślałam, że "Operacją Argo" przeskoczył już do innego rodzaju filmów... (tzn. filmów bez gwiazdek pokroju Justina)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mnie też to trochę zastanawia, bo oprócz niego nie ma w tym filmie nikogo naprawdę "wartościowego". I nie wiem po co wziął w tym projekcie udział. Może myślał, że coś z tego wyjdzie i pewnie gdyby nie taki a nie inny reżyser i cała reszta tej żałosnej obsady, to mógłby być naprawdę niezły kryminalny thriller. A tak to wyszła pożywka dla amerykańskich nastolatków.

      Ale w sumie można. Moja kobieta 6/10 dała, więc może się aż tak mocno nie rozczarujesz jeśli już dojrzejesz do seansu ;)

      Usuń