czwartek, 17 października 2013

[44-48] Film: "Star Trek Into Darkness" (2013); "Star Trek" (1979), "Star Trek: Gniew Khna" (1982); "Star Trek: W poszukiwaniu Spocka" (1984); "Star Trek: Powrót na ziemię" (1986)

Witam po długiej przerwie! Nie pisałem, bo za bardzo nie było o czym i co ważniejsze nie było kiedy:/ Mam teraz dość spore urwanie głowy, więc czuję, że częstotliwość umieszczania przeze mnie postów spadnie diametralnie, ale mam nadzieję, że nie na długo :)


Jednak znalazłem dziś chwilę aby podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat ostatnich podbojów "oglądalniczych" (ehh... to słowotwórstwo :]). Tym razem padło na serię Star Treka. Jako, że wreszcie pojawił się na BR najnowszy film z tejże, postanowiłem niezwłocznie nadrobić swoje zaległości i od razu po niego sięgnąłem. 



Aby przypomnieć sobie losy bohaterów i jeszcze raz przeżyć z nimi pierwszą przygodę powtórzyłem sobie też "Star Treka" z roku 2009. Nie mniej jednak, wracając do meritum, muszę przyznać, że aby w pełni sprawdzić co tam oni "napowymyślali" "Into Darkness" obejrzałem w 2 i 3D (głownie po to żeby sprawdzić jak się sprawuje mój nowy nabytek :D, muszę przyznać, że jest całkiem fajny i może nawet polubię 3D w rozdzielczości 1080p, ale na pewno nie w kinie w moim mieście :/). 

Star Trek: Into Darkness (2013)

Myślę, że przyszła już pora na podzielenie się moimi spostrzeżeniami na temat ww filmów. Zacznę może od tego, że zdecydowanie bardziej podobają mi się nowe produkcje, czyli głownie te dwie w reżyserii J.J. Abramsa. Są bardziej dynamiczne, bardziej kolorowe, więcej się w nich dzieje. Po protu są nowsze i mimo tego, iż wiem, że nie wszystko co nowe jest lepsze to w tym przypadku niezaprzeczalnie tak właśnie jest.

Takie widoki również działały na korzyść "nowych" produkcji :D

Najnowsza część, czyli "Into Darknes" dostarczyła mi wszystkiego tego co podobało mi się w części z roku 2009, a może i jeszcze więcej, bo miała zdecydowanie lepiej skrojonego głównego bohatera negatywnego. Benedict Cumberbatch jest naprawdę dobry i zapada w pamięć. Ocena na poziomie 9/10 jest także w pewnej części i jego zasługą :)

Star Trek (1979)

Natomiast krótko podsumowując części wcześniejsze rocznikowo, ale późniejsze jeśli chodzi o ciągłość sagi, to niestety muszę przyznać, że oglądało mi się je trochę jak telenowele. Wszystko było powolne i nudne. Ja wiem, że dla fanów Star Treka moje słowa to herezje, ale niestety taka jest prawda. W tym porównaniu zdecydowanie lepiej wypadają stare Star Warsy, bo wciągają i postrafią porwać widza już od pierwszych scen, a tutaj przez ponad 20 minut oglądałem jak se gościu leciał na statek, a prze kolejne 100 minut jak se leciał nie wiadomo, gdzie, nie wiadomo po co aż wreszcie znalazł starego satelitę i zamienił pastora z "Siódmego nieba" w nie wiadomo co :/ No sorry, ale tak się nie robi! Druga część też nie była lepsza. Podobnie nudna i smutna, choć miała jakieś nawiązanie do tej z roku 2013, chociażby w postaci "pierwszego złego". Niewiele to jednak pomogło. Obie części oceniłem zgodnie na 5/10.
 
Star Trek II: Gniew Khana (1982)

Lepiej zaczęło robić się dopiero w części trzeciej, czyli "Poszukiwaniu Spocka", który (uwaga SPOILER) niefortunnie pod koniec części drugiej zginął ratując statek i załogę. Tutaj jest już więcej dynamiki, a sama historia jest odrobinę bardziej absorbująca. Część trzecia zasługuje u mnie na solidne 6/10. 

Star Trek III: W poszukiwaniu Spocka (1984)

Najlepiej jednak, z tych starych epizodów, wypadła dotychczas część 4. Jest najciekawsza, najbardziej zabawna, ma najwięcej akcji i nie jest tak monotonna jak poprzednie. Ciekawie poprowadzona intryga z powrotem na ziemie do czasów filmowcom obecnych w celu znalezienia wielorybów, które mają rzekomo uratować świat trzy wieki później jest tak samo mało realna jak wszystkie poprzednie, ale przynajmniej dość dobrze i zajmująco opowiedziana. Ta część dostała ode mnie notę 7/10 i myślę, że będzie jedną z nielicznych, do których będę chciał powrócić. Głównie z powodu wielu komicznych sytuacji generowanych przez spotkanie się dwóch różnych światów, a w tym ultra logicznego Spocka i luzackiego do granic możliwości Kirka. Swoją drogą ciekawe jest to, że małżeństwo pastorostwo z ww. "Siódmego nieba" tak chętnie było angażowane o pracy przy tej sadze. W pierwszej części pastor, w czwartej pastorowa :D Zastanawiające.

Star Trek IV: Powrót na ziemię (1986)

Przede mną jeszcze tylko 6 części i będę mógł się pochwalić, że znam całość. Trzymajcie rękę na pulsie, bo pewnie będę pisał jak podobały mi się dalsze przygody załogi statku Enterprise. 

A jak Wam się podoba Star Trek? I czy bardziej lubicie stare, czy podobnie jak ja, te nowe odsłony sagi? Zapraszam do komentowania:)

8 komentarzy:

  1. Cholera, a ja kompletnie nie znam Star Treka. Zawsze wydawało mi się, że to jednak nie moje klimaty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe :) Ja też tak myślałem, ale spróbowałem i naprawdę jestem bardzo zadowolony, że poznałem tę historię. Do tego samego namawiam i Ciebie, ale proponuję abyś, podobnie jak ja, zaczął od tych nowszych części, bo te stare mogą Cię niepotrzebnie zniechęcić ;)

      Usuń
  2. Ja też uważam czwartą część za najlepszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli, jak rozumiem, dalej już ciekawiej niż w 4-tej części nie będzie?

      Usuń
  3. A ja myślałam że te stare części to był serial, ale mnie zaskoczyłeś. Bo na pewno były seriale w latach 90-tych, Enterprise i coś tam jeszcze. Tamto nie bardzo pamiętam, ale wydawało mi się, tak jak Tobie, strasznie przegadane. Jak to dziecku, podobały mi się głównie te ufoludy.

    Nowe serie oglądałam, nawet jakiś czas temu o nich u siebie pisałam. Wersja z 2009 roku bardzo mi się podobała, była dynamiczna, dowcipna, nie dłużyła się i nie było niepotrzebnych scen, aktorsko też dawała radę. Ostatnia część trochę mnie rozczarowała właśnie tym, że brakowało jej tego wszystkiego, co w jedynce. Było sporo niepotrzebnych ujęć i rozmów, które nie wnosiły wiele do akcji ale ją zapychały, było mroczniej (a ja mam jakąś alergię na ten mrok w filmach, już gdy w tytule jest słowo "dark" to trochę mnie to odrzuca), a Benedict zmiażdżył cały film. Bardzo go lubię, nie zrozum mnie źle, ale wolałabym zobaczyć film gdzie wszyscy aktorsko stoją na jednym poziomie, a nie gdzie jedna osoba gra, a drudzy miotają się bez celu. No i ten seksizm! Do czego poza golizną miała służyć pani, której zdjęcie wstawiłeś? To już wolałam zielone lasencje z 2009 roku, przynajmniej nie zapełniały tyle czasu na ekranie tylko po to, żeby się na dwie sekundy rozebrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial oczywiście też był i to jeszcze na długo przed filmem, bo moich odkryć wynika, że jego emisję rozpoczęto w 1966 roku.

      A co do "Into Darkness", to wydaje mi się, że taki szok przeżyłaś z racji tego, iż w pierwszej części po prostu nie było nikogo, kto by się wybijał aktorsko poza całą ekipę, a w tej części był nim właśnie Benedict i to powodowało, że aktorzy, który robili swoje, czyli grali tak samo jak w roku 2009 mogli Ci się wydawać mało zaangażowani w produkcję. Ja mimo wszystko nie mam do nich zastrzeżeń. Lubie Chekova, Scottiego, a i Kirk i Spock są nieźli. A to roznegliżowane dziewczę, masz racje, było zupełnie zbędne fabularnie (wystarczyłyby te dwie z ogonkami na początku ;)) Ale widocznie twórcy myśleli inaczej :/ Co nie zmienia faktu, że jako facet uważam, że roznegliżowana ładna pani na ekranie to zawsze plus :P

      Usuń
  4. Ja widziałam tylko najnowsze dziecko z tej sagi, ale mam chętkę na więcej!

    OdpowiedzUsuń