niedziela, 27 kwietnia 2014

[57] Film: "Snowpiercer / Snowpiercer: Arka Przyszłości" (2013)

Już pewnie niektórzy z Was zaczęli podejrzewać, że tylko książki i książki. Nie ma obawy, filmy także oglądam, tylko jakoś zdecydowanie mniej chce mi się o nich ostatnio pisać. Jednak w najbliższym czasie pewnie pojawi się kilka recenzji filmowych z racji tego, że na dłuższy czas utknę na antologii reportaży "100/XX". Stąd też dziś pierwsza z nich. A będzie ona mianowicie dotyczyć filmu, który skończyłem oglądać kilka godzin temu (czyli nie już wcześniej obiecywana recenzja "42 - Prawdziwej historii amerykańskiej legendy", ani też "47 Roninów", choć i na nie przyjdzie pora), czyli "Snowpiercer'a" (z polskim podtytułem "Arka przyszłości", który ma się moim zdaniem do treści jak wół do karety).

Zamarznięty świat to wizja na rok 2031

Jeszcze, za pewne, nie wiecie, ale nie lubię kina post-apokaliptycznego, a ten film właśnie do takiej kategorii z grubsza można by zaliczyć. Stąd też moja, bardzo niska ocena dla "Drogi" (2009), która bazowała na nagrodzonej Pulitzerem książce Cormaca McCarthego, i brak zainteresowania innymi tego typu produkcjami. Jednak jakoś tak z nudów, przeglądając ofertę dostępnych filmów, zatrzymałem się na "Snowpiercerze", który zresztą także jest adaptacją, tym razem komiksu, i nacisnąłem play. Czy to był dobry wybór? Ja już zdecydowałem, a poniżej moje przemyślenia.

Rebelianci

Film Joon-ho Bonga (nie wiem kto zacz) opowiada nam o tym, jak po nieudanej próbie przeciwdziałania wciąż wzrastającemu globalnemu ociepleniu poprzez rozpylenie w atmosferze tajemniczego środka o nazwie CW7 (o którym zresztą w dalszej części filmu nie ma ani słowa), ziemię ogarnęło ogólne zlodowacenie, czyli inaczej mówiąc ponowna epoka lodowcowa. Jednak był sobie kiedyś pan Wilford (Ed Harris), który już od dziecka był zafascynowany "ciufciami". Marzył o tym, że kiedyś na stałe zamieszka w pociągu. Pan Wilford ziścił swoje marzenie. Jego pociąg jest ostatnim miejscem na ziemi, na którym panuje życie. Pociąg jest też samowystarczalny, ponieważ napędza go perpetum mobile, a jego odnawialne zapasy pozwalają przeżyć znajdującym się na jego pokładzie ludziom. Jednak pociąg, jak to pociąg, podzielony jest na klasy. My poznajemy tych z ogona, czyli tak jakby najniższy poziom w łańcuchu egzystencji. Zmuszeniu do życia w tragicznych warunkach od przeszło 17 lat (tyle akurat non stop kursuje dookoła ziemi Pociąg) mają już dość bycia traktowanymi jak zwierzęta. Postanawiają wszcząć rewoltę. Na ich czele staje młody Kapitan Ameryka...ups...przepraszam...Curtis (Chris Evans), który pod opieką swojego mentora Gilliama (John Hurt) obmyśla precyzyjny plan jak przejąc władzę nad Pociągiem. Jednak jak możecie się tego spodziewać nie wszystko idzie po ich myśli, a cały plan był tak naprawdę jedną wielką...nie napiszę, bo nie będziecie mieli radochy z seansu ;)

Szalona ministra Mason

Przejdźmy teraz do samego obrazu. Jak on został stworzony? Ano dziwacznie. I miejscami trochę surrealistycznie. Pan Wilford porównywany jest z Bogiem. Lokomotywa nazywana jest Świętą. W pociągu jest nawet szkoła, w której nawiedzona nauczycielka (w tej roli Alison Pill, która bardzo dobrze się sprawuje w roli nawiedzonych psychopatek, ale proszę, nie obsadzajcie jej już w żadnym filmie, który obejrzę!) wybrane dzieci uczą się o wydarzeniach jakie miały miejsce podczas podróży, np.  Rebelia Siedmiorga, czy też Insurekcja McGregora, czyli o buntach jakie zostały zdławione podczas tych 17 lat podróży. A także dość rozwiniętą administrację z panią ministrą (hahahahaha) Mason (świetna Tilda Swinton) na czele. Jedynie brudni rewolucjoniści wyglądają mniej więcej tak jak we wszystkich tego typu filmach. Jeśli natomiast chodzi o grę aktorską, to ona jest nawet w porządku. Postaci są dość wyraziste. Poznajemy dość dobrze historię najważniejszych z nich (po kawałku, bo po kawałku, ale pod koniec wiemy już wszystko co najważniejsze). Chris Evans może troszkę za często płacze, ale można mu to wybaczyć. 

Czas ruszać do boju

Jeśli chodzi o muzykę, nie pamiętam nawet, że jakaś była, więc szału nie zrobiła. Obrazy także nie, bo wszystko dzieje się w wąskich wagonach, czyli kadry są jakby ściśnięte i nie dają zbyt wielkiego pola do popisu. A zamrożony świat za oknami przesuwającego się pociągu jest...nudny. Ot, tu statek, tu jakiś domek, a tam znów kawałek śnieżnej góry. 

Nie ma to jak dobra edukacja, czyli nasza psychopatyczna nauczycielka

Wydaje się jakoby ten film miał nieść ze sobą jakieś przesłanie, ale ciężko mi powiedzieć jakie, więc jeśli ktoś kto już to oglądał wie, niech się podzieli. Ja osobiście wynudzić się nie wynudziłem, ale i filmy bez sensu mnie nie zachwycają z reguły, stąd też i ocena taka a nie inna. 

Ocena gatunkowa 5/10
Ocena ogólna 3/10

Nie mogło przecież zabraknąć też solidnej rąbanki

12 komentarzy:

  1. Niestety nie wiem jakie przesłanie niesie ze sobą ten film, gdyż z nudów usnąłem po 30 minutach i obudziłem się na ostatnie 10 minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh :) Nieźle. U mnie tak źle nie było. Może dlatego, że w środku dnia go oglądałem i nawet, odrobinkę mnie interesowało co będzie dalej. Jednak arcydzieło gatunku to to na pewno nie jest :/

      Usuń
  2. Eee tam, marudzicie, film fajny, choć jakiś taki prokomunistyczny. Z tą wielką rewolucją i te głupie dialogi, które ciągle mi się kojarzyły z czystym socjalizmem, który da wszystkim szczęście. No a na końcu się okazało, że jest też inna droga, ciężko powiedzieć czy lepsza. To nie był zły film, nie był też genialny, ot takie 7/10 bym dał, bo lubię takie klimaty, a z chipsami i piwem, to się naprawdę nieźle oglądało :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale 7/10 mam nadzieję, że jako ocenę w obrębie gatunku? Bo jeśli ogólną, to rzeczywiści musiało Ci się podobać ;)
      No masz rację, nie był najgorszy, bo jak wspomniałem, nie zasnąłem, ale ten brak końcowej puenty spowodował, że z 6/10 jakie chciałem początkowo dać spadł o jedno oczko niżej. Podobnie było w ocenie ogólnej.

      Usuń
  3. Oo nowy szablon na stronie. Chociaż pozostałość z poprzedniej została (czyli ukłon w stronę słabiej widzących :). Jeżeli chodzi o Snowpiercer. Straszny rozstrzał panuje wśród widzów. Ja należę do tych którzy film wielbią i już teraz stawiam go w czołówce sci-fi. Dałem mu 9/10, wszystko co chciałem już o nim napisałem :). Tu mogę tylko powtórzyć że jest to kolejny po "Zagadkach Zbrodni", "Host", "Madeo" film genialnego Koreańczyka. Muzyka, klimat, aktorzy, scenariusz, akcja. Jedyny minus to dupiaste efekty z zewnątrz pociągu. (które tak naprawdę mogłyby być pominięte. Film obroniłby się nawet bez tych ujęć).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że nie pokazanie tego co na zewnątrz mogłoby powodować u widzów niezadowolenie. Ale szkoda, że to co się pojawiło było takie marginalne i komputerowe do bólu :/

      A co do genialnego Koreańczyka i samego filmu, to nic z jego tworów wcześniej nie oglądałem, a i ten film nie przypadł mi zbyt do gustu. Cóż, nie moje klimaty po prostu, ale muszę mu oddać to, że przynajmniej mnie nie znudził, a to już coś ;)

      Usuń
  4. Przyznaję jak zawsze ciekawa recenzja,nawet jeśli sie nie zgadzamy,to przynajmniej mogę poznać Twój punkt widzenia :)
    Wiesz,czytając Twoją recenzję,pomyślałam że to bardziej męskie kino,dużo krwi i strzelanin,a tutaj jak widać niewielu panom jednak sie podoba....to o czymś świadczy.Według mnie,tak jak już pisałam,brakuje mu klimatu,słusznie dodałeś że to wszystko takie sztuczne...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło przeczytać, że ktoś uważa moje teksty za ciekawe. Dzięki :)

      A co do tego męskiego kina, to jak widzisz powyżsi dwaj panowie mają dośc pochlebne zdanie o tym filmie. Ja jednakowoż mam bardzo mieszane uczucia. Ale wynika to pewnie z tego, że nie znałem do tej pory kina jakie tworzy Joon-ho Bong i stąd te nieporozumienie. A i w ogóle kino koreańskie jest mi dość obce (jedynie "Oldboy" i "Pani zemsta we fragmentach"), więc nie potrafię się odnaleźć na styku tych dwóch szkół - zachodniej i właśnie azjatyckiej w jakiej reżyser się porusza.

      Cóż, może kolejny seans, jeśli kiedykolwiek nastąpi, pomoże mi w dostrzeżeniu czegoś co mi pierwotnie umknęło. Bo wciąż nie wiem jaki był cel nakręcenia tego filmu :|

      Usuń
  5. No super, a ja się na to wybieram do kina z moją rodzoną mamą i pewnie będę usatysfakcjonowana i wyjdzie, że się nie znam na kinie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mama może się poczuć troszkę zdegustowana :) No chyba, że gustuje takim futurystycznym postapokaliptycznym kinie. Byłbym jednak ostrożny z wyborem "Snowpiercera" na seans z rodzicielką ;)

      Usuń
    2. Moja mama kocha takie klimaty! To raczej mnie trzeba przekonywać, żebym się na takie tematy zdecydowała...

      Usuń
    3. Aha...no to ciekawą masz mamę :) A może bardziej Twoja mama ma bardzo interesujący gust. Ja bym swojej nigdy na taki film nie namówił :) Super!

      Usuń