piątek, 8 maja 2015

[127] Książka: "Przewrotny plan" - Philip Kerr (2004)

Miało już nie być Kerra, hokus pokus jest Kerr :) Jakoś tak wyszło, że trafiłem na książkę nie dość, że nie związaną z poprzednio opisywanym cyklem (i w ogóle nie należącą do gatunku kryminału), to jeszcze w miarę nową (w porównaniu z poprzednio opisywanymi) i nie mogłem się oprzeć pokusie, żeby nie sprawdzić czy po tylu latach autor wciąż jest w tak dobrej formie jak poprzednio. Musze przyznać, że trochę się rozczarowałem.

Książka ta nosi tytuł Przewrotny plan (w oryginale Leverage) i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pewna ciekawostka. Ta konkretna powieść nie została wydana w języku angielskim (sic!), czyli ojczystym autora. Dostępne na rynku wersje językowe to: niemiecka, duńska, włoska, holenderska i polska. Trochę dziwne, ale to tylko taka mała dygresja. Najwyższy czas przejść do meritum.

Jak już wspomniałem Przewrotny plan to thriller, a dokładniej rzecz ujmując thriller finansowy. Jednak jego fabuła jest tak przewrotna, że ciężko ją streścić bez spojlerowania. Jedyne co mogę zdradzić, to fakt, że pewien bankrut (były multimilioner) zatrudnia szefową kuchni, byłą wojskową, ale też i niegdysiejszą pensjonariuszkę zakładu karnego, do przekrętu na ogromną skalę, w który zaangażowanych będzie 21 najbogatszych ludzi świata, sam top z listy 400 najbogatszych ludzi magazynu "Forbes". Więcej nie napisze, bo zdradzę całą zabawę z odkrywania na własną rękę zawiłej intrygi.

No właśnie, zawiłej intrygi. Po przedarciu się przez meandry fabuły z przykrością muszę stwierdzić, że jak dla mnie to za dużo było tych zwrotów akcji. Czułem jakby autor na siłę chciał przyfajnować swoją historię. Dodatkowo męczyła mnie zbyt rozbudowana obsada i ten schematyczny zdawkowy, ale mimo wszystko za długi opis każdej nowej postaci pojawiającej się na scenie. Jak na tak doświadczonego pisarza wydało mi się to trochę dziecinne. I gdyby to była pierwsza jego powieść, to bez problemu bym mu to wybaczył, ale o dziwo jego pierwsza powieść była od tej dużo lepsza.

Mnie ta książka nie zaciekawiła, nie oczarowała, nie porwała zabójczo poplątaną intrygą, a wręcz do pewnego stopnia znudziła o czym najlepiej świadczy fakt, że była to do tej pory najdłużej przeze mnie czytana powieść autorstwa Kerra.

Podsumowując, to nie moje klimaty. Zdecydowanie bardziej wolę cykl o Bernardzie Guntherze i konwencję czarnego kryminału, w której Kerr, moim zdaniem, odnajduje się o niebo lepiej niż w thrillerze. Mnie ta książka zwyczajnie się nie podobała, jednak nie było w niej jakichś rażących błędów. Ot, kwestia gustu. Stąd też przypuszczam, że pewnie znajdą się osoby, które z czystym sumieniem dadzą jej nawet siedem oczek w dziesięciostopniowej skali i nie będzie w tym nic złego. Ode mnie jednak zdecydowanie mniej.

Moja ocena 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz