czwartek, 28 maja 2015

[131] Książka: "Kisielewscy: Jan August, Zygmunt, Stefan, Wacek" - Mariusz Urbanek (2006)

Dzisiejsza książka to, po raz trzeci w ostatnim czasie biografia autorstwa Mariusza Urbanka, tym razem, podobnie jak ta pierwsza, zbiorowa, ponieważ pisarz wziął na warsztat rodzinę Kisielewskich, która w przeciwieństwie do poprzednio opisywanego Jerzego Waldorfa, powinna być troszkę lepiej znana wszystkim czytaczom, a przynajmniej jeden z jej członków. Co o niej sądzę? Zapraszam na recenzję!

Zacznę może od tego, że Urbanek po raz kolejny świetnie portretuje czas, miejsce i ludzi, w których i między którymi przyszło żyć bohaterom jego książek. I oprócz rzetelnie napisanych, pełnych ciekawych historii, cytatów, anegdot życiorysów dostajemy również, że użyję tutaj takiego stwierdzenia, korepetycje z historii. 

Jednak najważniejsi pozostają postacie pierwszoplanowe, w tym przypadku Kisielewscy. Autor rozpoczyna dość dawno, ponieważ od sportretowania Augusta - ojca Jana Augusta (starszy brat) oraz Zygmunta (młodszy brat), który miał spory wpływ na to jak potoczyły się dalsze losy jego dzieci (akurat tych dwóch z trzeciej żony, ponieważ wszystkich miał łącznie dziewiętnaścioro, z czego jedenaścioro przeżyło).

Jeśli chodzi o charakterystykę postaci zaprezentowanych w książce, oddam na chwilę głos Urbankowi, bo wydaje mi się, że jego słowa będą tutaj najlepszą rekomendacją z kim mamy do czynienia:

"Jan August, Zygmunt, Stefan, Wacek... (...).
O pierwszym pisano "najbłyskotliwszy meteor polskiego teatru". Zanim oszalał, napisał właściwie tylko dwie sztuki, po których okrzyknięto go geniuszem; trzecia powstała po skróceniu pierwszej, czwarta nie trafiła nawet na deski teatrów. Cała reszta - nawet to, że był współzałożycielem i pierwszym dyrektorem legendarnego Zielonego Balonika - była tylko mniej ważnym dodatkiem. Ale i tak wszedł do historii polskiego dramatu. Nikt lepiej niż on nie opisał tej szczególnej formacji artystyczno-intelektualnej, jaką była krakowska cyganeria końca XIX wieku.
Drugi, młodszy brat pierwszego, przez całe życie musiał walczyć z opinią mniej utalentowanego. Mimo kilku powieści i paru tomów opowiadań nie udało mu się. W dodatku za najlepszą uznano książkę, w której opisał dzieciństwo swoje i brata. Dopiero po latach doceniono, jak precyzyjnie odbija się w jego powieściach obraz Polski trwającej w beznadziejnym oczekiwaniu na wolność, w której nadejście coraz mniej osób wierzy.
Trzeci ukończył konserwatorium i całe życie komponował muzykę symfoniczną. Oprócz tego pisał. Leopold Tyrmand uznał, że jego pieśni i suity mogą istnieć lub nie, jest mu to obojętne... i zdaje się całemu światu też. Jeśli natomiast Stefan coś napisze, to ma się wrażenie, że w świecie czegoś zabrakłoby, gdyby to właśnie napisane nie zostało. Kiedyś bez jego felietonów trudno byłoby wytrzymać absurdy PRL, dziś bez jego publicystyki jeszcze trudniej byłoby zrozumieć twór, jakim była ludowa Polska.
Czwarty uważany był za wielki talent pianistyczny. Został artystą variétés i wraz ze swoim partnerem zrobił tak naprawdę jedyną w okresie PRL prawdziwą karierę na zachodzie Europy. Wybrał muzykę rozrywkową, bo nie bardzo lubił "marnować" czas w sali prób. Choć najbardziej pasjonowała go polityka. Powtarzał, że przed nim był już jeden pianista, który został premierem wolnej Rzeczypospolitej. On będzie następnym po Ignacym Janie Paderewskim. Ale nie doczekał rewolucji 1989 roku."

Z tego fragmentu nie dowiemy się, że Jan August był wielkim megalomanem, który już w bardzo młodym wieku zasmakował sławy (miał lat niespełna 20 kiedy jego talent eksplodował), która zepsuła go na resztę życia. Krytykował wszystko co nie wyszło spod jego ręki i do końca życia był zagorzałym przeciwnikiem twórczości Georga Bernarda Shawa. Nie dowiemy się również tego, że Stefan Kisielewski zwany Kisielem był wielkim przyjacielem Czesława Miłosza, z którym na gali noblowskiej toczył pamiętny pojedynek na miny, oraz lubił powiedzieć każdemu prawdę prosto w oczy. Ani też tego, że Wacek (KLIK) za wielką wygraną w ruletkę zamiast kupić swojej dziewczynie nowe Porsche przywiózł jej apaszkę, bo akurat salon był zamknięty a kasyno wciąż otwarte. Książka natomiast jest pełna tego typu historii. Z nich wszystkich najmniej ciekawą, choć nie całkiem nieciekawą, wydaje się ta dotycząca Zygmunta, jednak i jego postać została opisana bardzo solidnie i nie po macoszemu.

Miłosz vs. Kisiel; Sztokholm, 1980

Podsumowując, dochodzę do wniosku, że zdecydowanie bardziej podobają mi się tzw. biografie zbiorowe autorstwa Urbanka (tak było z genialnymi lwowskimi matematykami i tak jest z Kisielewskimi), choć może to wynikać po prostu z faktu, że te postaci, jak i ich postawa życiowa i osiągnięcia, bardziej przykuły moją uwagę. W opozycji do nich stoją dwie jednostkowe biografie dotyczące życia Jerzego Waldorffa, i chyba również Władysława Broniewskiego, choć to się może jeszcze zmienić bo jestem dopiero na około 20% książki. Nie zmienia się tylko jedno, dobry, lekki styl autora i przystępne oraz wystarczająco obszerne doprecyzowywanie zjawisk i kontekstów związanych z omawianymi postaciami. Książka ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie "skończę" z Urbankiem dopóki nie przeczytam wszystkich, moim zdaniem, najciekawszych biografii jego autorstwa, a jest ich jeszcze kilka, chociażby wspomniany tu Broniewski, ale także m.in. Tuwim, Brzechwa i Tyrmand. 

Moja ocena 7.5/10


P.S. Dziś miałem mały remont na blogu (pojawił się nowy kolor "ścian", troszkę inna czcionka i układ "dodatków"), bo wyszedłem z założenia, że poprzednia szata graficzna już mi się troszkę opatrzyła, jednak nie chciałem również się za bardzo od niej oddalić stąd też takie salomonowe rozwiązanie ;) Uprzedzając pytania, od razu na wstępie powiem, że książki są moje. Fotografia też. Ci bardziej spostrzegawczy dostrzegą na pewno kilka ciekawostek ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz