czwartek, 18 czerwca 2015

[135] Książka: "Siedem dni z życia psa" - Dariusz Loranty (2015)

Jak pewnie zauważyliście, ostatnimi czasy trochę czytam książek, w których o swoim życiu zawodowym opowiadają ludzie związani z organami ścigania (w Polsce jak i poza granicami kraju). W przypadku tej książki nie jest inaczej, bo tytułowy pies, to oczywiście policjant - literacki odpowiednik Dariusza Lornatego, gdyż książka ta jest mocno inspirowana wspomnieniami z życia autora. Czy jednak jest ona ciekawa, dobra? Czy spełniła pokładane w niej oczekiwania? Zapraszam na recenzję!

Napiszę krótko - nie, nie podobało mi się. I w sumie, jak już kilka poprzednich recenzji, w tym momencie mógłbym skończyć, ale szacunek dla drugiego człowieka (autora) i moich nielicznych czytelników nie pozwala mi potraktować tej książki w ramach hasła "nie, bo nie".

Czytając ją miałem wrażenie, że autor to całkiem ogarnięty pies, któremu jednak (co w końcu nie takie znów dziwne, bo nie każdy jest Vidockiem albo innym Pinkertonem) nie starcza talentu do pisania. Skąd takie odczucia? Ano stąd, że kiedy w całości pisze o policyjnych akcjach, opisuje procedury, przepisy prawne (których jest stosunkowo mało), a także uwarunkowania służbowe poszczególnych etatów (opisuje, że był negocjatorem w oddziale antyterrorystycznym, ale nie tylko) czy też innych jednostek, wszystko jest w umiarkowanym porządku. Nie ma tu jakiegoś niesłychanego kunsztu pisarskiego w tworzeniu napięcia i przykuwaniu uwagi odbiorcy, nie ma też żadnej intrygi, zagadki do rozwiązania, bo to nie taka do końca fabuła w tradycyjnym tego słowa znaczeniu (po prostu siedem dni tygodnia, które nie koniecznie następują po sobie a między niektórymi mija nawet kilka lat), ale czyta się to znośnie z umiarkowanym zainteresowaniem. 

Jednak, kiedy Loranty przechodzi do pisania o życiu osobistym lub też jedynie luźno powiązanym z pracą zawodową (np. coś co dzieje się na komendzie jednak poza służbą), to jest po prostu straszne! Jedno wielkie  G R A F O M A Ń S T W O  w najczystszej formie! Miejscami jest tak żałośnie, że nie wiadomo czy śmiać się z rozpaczy czy płakać... też z rozpaczy, że ktoś pozwolił to wydać w takiej formie. Autor próbuje być tak fajny, taki super zabawny, że aż mu to nie wychodzi. Te momenty, a było ich ze 2/3 książki są koszmarnie złe. Mam setki cytatów, jednak z racji, że jest to książka papierowa przytoczę tylko kilka z nich. Zacznę może od tego pierwszego proroczego:

"Czy będzie to grafomański epos dla nikogo, oceni czytelnik." - Tak zaczyna autor przedostatni akapit wstępu i wydaje się, jakby coś przeczuwał!

"Czwartym jest najstarszy wiekiem aspirant Szczur, który dołączył do nich z Głównej. Ta wspaniała czwórka bardzo często dojeżdża do Szczytna zaszczurzoną mazdą, czyli autem, którego właścicielem jest aspirant Szczur." - No, tych zdań nie powstydziłoby się żaden twórca szkolnego wypracowania.

"Bernard jest osobnikiem, który alkohol wchłania niczym ożywcze górskie powietrze. Natura obdarzyła go talentem, że potrafi przyjąć go w ilościach ponadprzeciętnych, a osobiste przymioty sprawiają, że czyni to z radością i odpowiedzialnością." - Naprawdę...? Tylko po co to jest tak pseudo-śmiesznie napisane, i to chyba raczej jakieś predyspozycje pycho-fizyczne a nie talent, że można wódę jak mleko łoić, ale spoko, nie moja rzecz, ja tylko za to językowe pokractwo kasę zapłaciłem.

"Kto tylko miał odtwarzacz albo lepiej wideo, mógł z kaset obejrzeć prawie każdą produkcję filmową." - A dlaczego to akurat "lepiej wideo"? Funkcja odtwarzania była w obu, więc co to, kurwa, za różnica jest!

"Grzegorza nie każdy film interesował. Nie obchodziły go dzieła laureatów amerykańskiego Oscara ani francuskiego Cezara. Nie preferował filmów o sztukach walki, tak bardzo popularnych wśród młodzieży. Upajał się filmową produkcją niemiecką, która nielegalnie zalewała polski rynek wideo. Typowy niemiecki film wybierany przez Grzegorza nie miał zawiłej fabuły albo malowniczych scen, nawet gra aktorów była bez znaczenia. Były to filmy przeznaczone do pobudzania, hm, powiedzmy samczej wyobraźni." - A nie lepiej było napisać, że Grzegorz po prostu lubił pornole i darować sobie 
te gimnastykę słowną :/ Boże! widzisz i nie grzmisz!

"Wychodzą z pokoju jednocześnie. Nie spoglądają na siebie, tylko niemal bezgłośnie mówią sobie >>do widzenia<<.
Być może japońscy naukowcy w swoim wiekopomnym odkryciu nie badali populacji europejskiej. Skupili się na swojej nacji, a naukowe odkrycie niefrasobliwie przypisali całej ludzkości." - WTF?! Nie mam zupełnie pojęcia do czego tyczy się to ostatnie zdanie o naukowcach. Ale to najmniejszego. Nic wcześniej nie jest z nim tematycznie powiązane...

"Ubrana jest w czarną spódnicę mini, tak króciutką, że widzi taką po raz pierwszy na kobiecie, a nie na fotografii." - A na tej fotografii to samą spódnicę wiedział, tak?

"Czwartek jest dniem tygodnia, którego nazwa pochodzi od cyfry cztery. Bo jest czwartym dniem pracy." - No to żeś teraz powiedział... Nobla mu! Jak Wałęsie :]

"Najbardziej chciałby zjeść owoce morza. Może dlatego, że niedane mu było jeszcze nigdy ich degustować, a może, bo lubi oglądać filmy przyrodnicze o rafie koralowej." - Idąc tym tokiem myślenia, ja lubię oglądać wyścigi samochodowe, a że nigdy nie miałem okazji degustować samochodu, więc teraz mam ochotę na ragoût ze skrzyni biegów i purée ze spalonej opony a to wszystko okraszone wiórkami błotnika.

"Dotąd jadał zawsze rodzime, swojskie posiłki, zapijając je tylko i wyłącznie przezroczystymi płynami." - A nie prościej było napisać, że lubił pierogi i wódę?! Nosz kurwa, jak mnie ta słowna bezsensowna galopad męczyła podczas lektury, to moje...

"Członkowie komisji spojrzeli na niego, czuł jakby oczyma go sztyletowali." - Tylko mnie się wydaje, że z tym zdaniem jest coś nie w porządku?

"Po pracy delektuje się produktami rodzimych wytwórców: mieszaninami wody i soku z domieszką spirytusu, utrwalanymi naturalnym pierwiastkiem, siarką." - No i po raz kolejny włączył się szalony grafoman-dowcipniś. A nie można było po ludzku napisać, że walił wino pod sklepem...

"Bernard ma stać z daleka. Wyprostowany i na wprost drzwi." - Można powiedzieć, że to zdanie jest brawurowo napisane! Swoją drogą jeszcze nigdy nie stałem "z daleka", ale widocznie w policji umie się więcej :)

Ok, kończę to, bo nie ma sensu się nad człowiekiem pastwić. Nie wyszło mu. A to, że w posłowiu napisał, że teraz jest pisarzem? Cóż, każdy może się pomylić. Mam jednak nadzieję, że poprzestanie na tych dwóch tworach (wydał jeszcze "Spowiedź psa", którą niestety też kupiłem i zaraz będę czytał). Gdyby nie to, że pojawiło się tutaj kilka ciekawych opowieści z życia policjanta (na służbie), to książka by poległa sromotnie, jednak dzięki temu wspięła się dwa oczka wyżej. 

Moja ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz