czwartek, 28 stycznia 2016

[139] Film: "Most szpiegów / Bridge of Spies" (2015)

Most szpiegów był filmem, na który czekałem prawie tak bardzo, jak na Strażników galaktyki. Niestety, w obu przypadkach moje oczekiwania zakończyły się bolesnym zderzeniem z hollywoodzką szmirą z dobrymi nazwiskami na plakacie. Najnowszy film Stevena Spielberga jest produkcją zdecydowanie poniżej oczekiwań. I z pewnością nie ma szans w wyścigu po tegorocznego Oscara w kategorii Best Picture.


Już sam zwiastun tego filmu wprowadza widzów w błąd. Widzimy na nim bowiem, że coś się w nim dzieje, że są tam jakieś emocje i, że akcja powinna trzymać w napięciu do ostatnich minut. Jednak nic z tego. Film jest przegadany, nudny a cała historia, jak i jej bohaterowie, tak naprawdę gówno nas obchodzą. I to jest chyba największy problem tej produkcji. Most szpiegów to film na faktach o naprawdę ciekawej postaci. James B. Donovan (Tom Hanks) to oficer amerykańskiej marynarki, prawnik (będący asystentem sędziego Roberta H. Jacksona w procesach Norymberskich w 1945 roku) oraz polityczny negocjator. 21 grudnia 1962 roku po nieudanej Inwazji w Zatoce Świń na Kubie udało mu się wynegocjować z Castro zwolnienie 1113 zakładników za 53 mln $ w lekarstwach i żywności zebranych z prywatnych datków oraz od firm spodziewających się za to ulg podatkowych. Pod koniec negocjacji, 3 czerwca 1963 roku, Donovan zapewnił zwolnienie łącznie 9703 zakładnikom przetrzymywanym na Kubie. Film ten nie opowiada jednak o tych wydarzeniach. Przedstawia losy obrony, a także późniejszej wymiany radzieckiego szpiega, pułkownika Rudolfa Abla (Mark Rylance)  na amerykańskiego pilota samolotu zwiadowczego U-2 zestrzelonego podczas wykonywania zadania nad terenem radzieckim, porucznika Francisa Gary'ego Powersa (Austin Stowell) oraz amerykańskiego studenta schwytanego przez władze NRD, Frederica Pryora (Will Rogers), między trzema stronami: USA, ZSRR oraz NRD. Do wymiany doszło w 1962 roku na słynnym moście Glinicke, zwanym od tej pory mostem szpiegów będącym wówczas jednym z punktów granicznych między Berlinem Wschodnim i Zachodnim. Jako ciekawostkę mogę dodać, że po tym samym moście 23 lata później do domu wrócił również Marian Zacharski schwytany w Stanach Zjednoczonych i oskarżony o szpiegostwo (jego i trzech innych agentów wymieniono na 23 amerykańskich szpiegów). 


Wróćmy jednak do filmu, w którym teoretycznie znajdziemy wszystkie elementy składowe dobrego i trzymającego w napięciu dramatu na poły prawniczego, na poły szpiegowskiego. Jest tutaj prawnik angażujący się w sprawę od samego początku skazaną na porażkę (Abel został osądzony zanim wszedł na salę sądową, a jego proces miał jedynie za zadanie pokazać jak praworządne i sprawiedliwe są amerykańskie władze). Jest późniejszy zwrot akcji, który nie pozwala wykonać zasądzonego wyroku śmierci (o co usilnie walczy Donovan), a mianowicie nieudana misja Powersa i schwytanie go przez Rosjan. Są sceny przesłuchań z obu stron. Jest też zupełnie przypadkowy student, który pojawiając się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie przez co zostaje schwytany i posądzony przez władze NRD o szpiegostwo, będzie w tym całym procesie kością niezgody między sprawiedliwym i poprawnym moralnie Donovanem, a bezdusznym rządem USA. Jest w końcu cała masa targów i tzw. badania przeciwnika w temacie ustępstw na jakie jest się w stanie zgodzić. Nie może zabraknąć również ciągłych nacisków ze strony amerykańskich władz na jak najszybszą wymianę. Te elementy powinny sprawiać, że podczas tego prawie dwu i pół godzinnego seansu powinniśmy siedzieć w ciągłym napięciu i emocjonować się losami głównych bohaterów. Niestety są to jednak płonne nadzieje. Film zupełnie nie trzyma nas w napięciu a sylwetki głównych postaci są naszkicowane w taki sposób, że niewiele obchodzą nas ich dalsze losy. Może jedynie poza Ablem, który przecież w tej historii jest tym złym.


Brak emocji i napięcia jakie powinien nieść ze sobą taki film to mój główny i tak właściwie jedyny zarzut. Nie mam natomiast zupełnie nic do większości aktorów, którzy radzą sobie całkiem poprawnie (najbardziej błyszczy stonowany Mark Rylance w roli pułkownika Abla). A i kostiumy oraz scenografia robi bardzo dobre wrażenie (bardzo ładnie prezentuje się Wrocław jako zrujnowany powojenny Berlin). Jednak całkowita miałkość realizatorska tej historii sprawia, że nie mogę go przez to uznać za film choćby dobry. Jest jak to przedstawienie teatralne, na którym był Antek Sławek z żoną i swoją siostrą Magdą Karwowską w 9 odcinku Czterdziestolatka: "Ładny, ale nudny". I o ile w przypadku Lincolna udało się Spielbergowi wybrnąć całkiem zręcznie z biograficznej historii tworząc film monumentalny ze świetnymi kreacjami aktorskimi (szczególnie Daniela Day-Lewisa), o tyle tym razem zmarnował naprawdę ciekawą historię tworząc plastikowy hollywoodzki gniot, do końca którego w pełnym skupieniu dotrwają tylko najwytrwalsi widzowie.

Moja ocena: 4/10
Ocena Ulinki: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz