piątek, 19 lutego 2016

[151] Film: "McFarland, USA" (2015)

Są tacy aktorzy, którzy idealnie nadają się do pewnych ról. Jednym z nich jest Kevin Costner, któremu świetnie wychodzą wszelkiego rodzaju poczciwcy o twardej skorupce, lecz przede wszystkim dobrym sercu. McFarland, USA jest disney'owską produkcją opowiadającą historię jednego z nich.
 

No, może nie do końca.  Bo choć Costner wciela się w główną postać, to film opowiada również o pewnej grupce młodych meksykanów, którym dzięki samozaparciu i wierze we własne możliwości udaje się osiągnąć niespotykany sukces. A przynajmniej taki, o który nikt ich wcześniej nie podejrzewał. 

McFarland to mała zapadła mieścina w hrabstwie Kern w Kalifornii, licząca niespełna dwanaście i pół tysiąca mieszkańców i niecałe siedem kilometrów kwadratowych powierzchni. To coś takiego jak nasze Błonie lub Aleksandrów Kujawski. Jednak w przeciwieństwie do naszych miasteczek McFarland ma się czym pochwalić. A ta historia była na tyle ciekawa, że za jej opowiedzenie wzięła się jedna z najlepiej radzących sobie z tego typu opowieściami/produkcjami wytwórnia Disney. 

Reżyser Niki Caro przedstawia w swoim filmie prawdziwą historię Jima Whitea (Costner), byłego trenera futbolu amerykańskiego, który w 1987 roku po tym jak uderzył swojego zawodnika w przerwie meczu został zwolniony i "zesłany" na prowincję, właśnie do McFarland. Tam przypadła mu w udziale posada nauczyciela przyrody, W-Fu i stanowisko asystenta trenera tamtejszej drużyny futbolowej. Po krótkim spięciu z głównym trenerem Jim postanawia znaleźć swoje własne miejsce, wykorzystując do tego potencjał biegowy młodych meksykańskich chłopców, których uczy wychowania fizycznego. I tak powstaje pierwsza, w tej zapadłej mieścinie, siedmioosobowa drużyna biegaczy przełajowych. Jednak nie jest to tylko film o sporcie. White jest biały w mieście zamieszkałym głównie przez meksykanów. Miasteczko jest nudne i biedne, a on jest przyzwyczajony do trochę innych standardów życia. Jednak los płata nam różne figle i jednym z nich było odnalezienie w tym środowisku i miejscu - zamieszkałym przez uczynnych i ciężko pracujących ludzi o dobrych sercach - swojego miejsca na świecie. 


Brzmi to może trochę banalnie i patetycznie, ale wcale takie nie jest. Film nie bije nas po głowie jakimiś morałami czy też nachalnym dydaktyzmem. Stara się w dyskretny sposób pokazać, że to, co wydaje nam się czasem niemożliwe do osiągnięcia lub też do zaakceptowania, może być nie dość, że zasięgu naszych możliwości, ale też po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, najlepszym co na w życiu spotkało. McFarland, USA to przyjemna, pełna humoru i ciepła opowieść o wzajemnym szacunku, przyjaźni i przełamywaniu barier oraz stereotypów. Polecam.

Moja ocena: 6.5/10  
Ocena Ulinki: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz