czwartek, 17 marca 2016

[157] Film: "Teczka Ipcress" (1965)

Co nam wyjdzie jeśli weźmiemy Harry'ego Saltzmana (jednego ze współproducentów pierwszych 9 filmów o Bondzie), Michaela Caine'a i scenariusz filmu szpiegowskiego? Jeśli jest rok 1965, to z pewnością Teczka Ipcress.  


The Ipcress File jest pierwszym z pięciu filmów prezentujących perypetie agenta Harry'ego Palmera, w którego z powodzeniem wcielił się Michael Caine. Producentem pierwszych trzech filmów (kolejne dwa to Pogrzeb w Berlinie z 1966 i Mózg za miliard dolarów z 1967) był wspomniany już Saltzman. Jednakowoż pomimo dość ekspresowego tempa realizacji trzech pierwszych epizodów do serii wrócono dopiero w połowie lat 90. (Czerwona zagłada 1995 i Rosyjski łącznik 1996), co spowodowało, że Saltzman, przedwcześnie zmarły na atak serca w 1994 roku, nie mógł już odpowiadać za dwie ostatnie produkcje. 


Nie zmienia to jednak faktu, że Saltzman był w czasie kręcenia Teczki... jednym z niewielu odpowiednich ludzi do pracy przy filmowych szpiegach. Jako producent Doktora No, Pozdrowień z Rosji, Goldfingera i Operacji Piorun znał się już na rzeczy i rozumiał jakie prawa żądzą tym gatunkiem kina. Jego doświadczenie producenckie i chęć delikatnej gry z bardziej popularną serią o Bondzie sprawia, że dostajemy kawałek naprawdę ciekawego kina szpiegowskiego z lekką nutką ironii w tle.

Główna oś fabularna jest dość prosta. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w dziwnych okolicznościach znikają znani naukowcy. Niektórzy przechodzą na stronę wroga, jednak niektóry znikają bez wieści. Harry Pulmer zostaje oddelegowany do sekcji odpowiadającej za wyjaśnienie tej sprawy.


Główna postać kreowana przez Caine'a jest podobna do Bonda, swojego starszego o 4 lata kolegi po fachu. Pulmer jest cyniczny, niesubordynowany, zna się na dobrej muzyce i kuchni oraz znajduje przyjemności w obcowaniu z kobietami. Jednak, mimo podobieństw, te postaci są też diametralnie różne. Palmer nosi okulary, prochowiec i nie ma tak fantastycznej pracy jak Bond. Dzień wypełniają mu z reguły nudna obserwacja podejrzanych, jeszcze nudniejsze odprawy i zebrania oraz najnudniejsze wypełnianie papierków o przedziwnych symbolach (na co w filmie położony jest szczególny nacisk, dając niesamowicie komiczny efekt). 


Cały film trąci już dziś troszkę myszką. Nie jest też tak znany i popularny jak filmy z serii o Bondzie, więc i sentyment jakim go darzymy (nie wiem czy ktokolwiek z was w ogóle o nim słyszał) jest mniejszy lub żaden. Jest on jednak, dzięki swojej surowości i co za tym idzie większej powadze,  bardzo ciekawą alternatywą dla kolorowego i trochę bajkowego Bonda. Polecam zainteresować się tym obrazem choćby z uwagi na to, żeby zobaczyć trochę inny obraz życia filmowego szpiega lat 60.

Moja ocena: 7/10 (może trochę na wyrost, ale ten film po prostu coś w sobie ma!)
Ocena Ulinki: 4/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz