poniedziałek, 24 października 2016

[163] Film: "Mechanik. Konfrontacja" (2016)

Na pewno jest wśród Was grono osób lubiących Jasona Stathama. Ja także należę do grupy wielbicieli "talentu" Transportera, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że jego ostatnie wybory ról do zagrania stawiają cały jego image w nie najlepszym świetle. Coraz więcej filmów to niestety produkcje klasy B, które są kopią schematów, z których znamy Stathama już od wielu lat. Podobnie jest z kontynuacją Mechanika. Prawo zemsty - niezaprzeczalnego sukcesu komercyjnego - czyli Mechanikiem. Konfrontacją. Zapraszam na recenzję!


Hmm... które by tu wybrać zdjęcie? To na którym  jest z "gnatem", czy może to z "gnatem"? Wiem, dla odmiany wezmę to, na którym jest z "gnatem".

Film pod względem fabularnym jest kopią kopii nie dość, że samego pierwowzoru, który był kopią oryginału (w 1972 roku w postać utalentowanego hitmana-samotnika wcielił się Charles Bronson), to jeszcze wielu innych filmów, z których znamy Stathama. Po raz kolejny jest on bowiem samotnym, twardym facetem, który umie się bić i zabijać ludzi. I na tym można byłoby skończyć, gdyby nie to, że po raz kolejny się zakochał (wątek miłosny również przeplata się wielokrotnie w filmach z jego udziałem) i to tak mocno, że dla ledwo poznanej dziewczyny (ten wątek również się powtarza) jest w stanie zrobić bardzo wiele, jeśli nie wszystko. No i teraz będzie już wszystko. Cała reszta jest bardzo słabo zmontowanym zlepkiem bezsensownych wymian zdań, nielogicznych posunięć bohaterów i kilku zręcznie zmontowanych i dobrze wymyślonych sekwencji zabójstw. 

Smutne cycki Pani Alby
Film drażni płytkością scenariusza i słabą grą aktorską obsady towarzyszącej Stathamowi, bo ten radzi sobie całkiem dobrze. W końcu gra rolę, w którą wcielał się już wielokrotnie. Niestety Jessica Alba, która partneruje mu w tej produkcji jako pokrzywdzona ślicznotka, na której życie zasadza się dawny "przyjaciel" a obecnie wróg Bishopa (tak się nazywa postać kreowana przez Stathama) jest słaba jak czwarty napar z tej samej porcji rokitnika. Równie słabi jak Alba są pozostali aktorzy grający z tutaj przeciwników lub ofiary Mechanika. Filmowi nie pomaga również ekstrawagancki i kreowany na ekscentrycznego "rockstara" Tommy Lee Jones w roli handlarza broni (zresztą widzieliśmy już podobną, i znacznie lepszą tego typu kreację w jego wykonaniu w Liberatorze). 

Pomarańczowe Lenonki i pedalska bródka nie wystarczą, żeby stworzyć interesującą postać

Całość jest jedną wielką niestrawną papką, którą z trudem da się przełknąć jedynie dzięki wspomnianym wcześniej scenom przygotowań i samych zabójstw (wiem, że to brzmi bezdusznie i dziwnie, ale cóż, takie czasy) oraz w miarę przyzwoitej grze Stathama (choć bardzo ubolewam nad tym, że cały czas gra tę samą postać).

Moja ocena: bardzo słabe 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz