piątek, 18 listopada 2016

[59] Serial: "M*A*S*H" (1972-1983)

Dawno mnie nie było - załamał się mój system poniedziałkowych postów - ale musiałem chwilę przemyśleć o czym, a kiedy już wymyśliłem, jak chcę to napisać. A wiedzcie, że sprawa nie jest łatwa, jak zawsze wtedy, kiedy pisze się o czymś co się darzy wielką sympatią, a właśnie taki temat wybrałem. Łatwo wtedy popaść w chaotyczną serię zachwytów bez jakiejkolwiek dozy zasłużonej krytyki (nie ma wszak dzieł doskonałych, no... może poza mną :D), a tego bym nie chciał. Po kilku dniach ciężkiej pracy mogę was wreszcie zaprosić do lektury. 

Pierwszy zespół MASHa

Jak już zapewne zauważyliście, dziś będzie o serialu. Już dość wiekowym, ale co zadziwiające i działające na jego korzyść, wciąż aktualnym, bo choć M*A*S*H - a właśnie o nim będzie mowa - powstał przeszło czterdzieści lat temu wciąż potrafi bawić i wzruszać. A to chyba w serialu komediowym najważniejsze. Nie jest to jednak zwykła lekka rozrywka w stylu bezsensownych obyczajówek (jakieś Dharma i Greg czy inni Przyjaciele, które być może i śmieszą, ale są trywialne jak przedświąteczna reklama musztardy). Są wszak w tym serialu skrywane pod płaszczykiem błazenady i uszczypliwości dobro i życzliwość. Człowieczeństwo. Sprzeciw wobec działań złych, głupich, sprzecznych moralnie. I choć w większości odcinków kilku pierwszych sezonów te treści są zakopane dość głęboko pod warstwą humoru słownego czy też sytuacyjnego, to jednak pojawiają się zawsze, choćby przez chwile, z reguły jednak wybrzmiewają z całą swoją mocą w zakończeniu poszczególnych odcinków.

Ten drobny gest utwierdzający cię w przekonaniu, że zawsze możesz liczyć na przyjaciela

Zacznijmy może od tego o czym jest M*A*S*H. MASH to skrót od angielskiego Mobile Army Surgical Hospital, czyli Mobilnego Wojskowego Szpitala Chirurgicznego. Serial opowiada o grupie lekarzy właśnie w nim pracującej podczas tzw. akcji policyjnej w Korei, czyli innymi słowy trwającym trzy lata (1950-1953) konflikcie zbrojnym między KRLD (północnokoreańskimi) wspieranym przez ChRL a siłami ONZ (głównie amerykańskimi) wspierającymi wojska Republiki Korei (południowokoreańskie). Główny nacisk jest tutaj położony na funkcjonowanie szpitala, sprawy czysto medyczne, zniszczenie jakie niesie ze sobą wojna. Jej bezsens i drastyczne skutki jakimi w jej konsekwencji obarczana jest ludności cywilna jak i walczący w niej żołnierze (często młodzi chłopcy z poboru). Te treści w bardzo umiejętny sposób przetykane są wątkami z życia codziennego szpitala, drobnymi problemami załogi związanymi z niewygodami życia w namiocie, morderczymi godzinami na sali operacyjnej (często kilkunastoma albo kilkudziesięcioma bez chwili wytchnienia), tęsknotą za domem, rodziną, a także różnego rodzaju błazeństwami, które pozwalają choć na chwilę zapomnieć o koszmarze wojny.

Już coraz bliżej, żeby to była prawda
 
Na jakość tej produkcji wpływają świetne scenariusze poszczególnych odcinków. Historie przedstawione na przełomie tych 11 sezonów (w ponad 250 odcinkach) są krótkie, bo każdy z odcinków (poza ostatnim trwającym dwie i pół godziny) nie przekracza 25 minut, jednak spójne i treściwe. Rzadko trafia się epizod, który rozczarowuje, choć jest to chyba w głównej mierze rzecz gustu po prostu, bo wszystkie one stoją na podobnym poziomie (wahają się od 7 do 10 oczek w mojej 10 stopniowej skali).

Zastanawialiście się kiedyś jak to wygląda? Oto plan obozu

Walter "Radar" O'Reilly
Nie należy tutaj zapomnieć jednak o postaciach i aktorach je kreujących, bo to w nich tkwi główna siła produkcji. W wielu przypadkach są to największe role jakie udało im się zagrać w całej swojej karierze. Problemem mogło być w przypadku aktorów bardzo charakterystycznych i mało do tej pory znanych. Casami zbyt bardzo zrośli się z kreowaną przez siebie postacią i nie potrafili się już później z niej otrząsnąć i wyzwolić. Największy kłopot maił z tym chyba Gary Burghoff wcielający się w postać kaprala Waltera "Radara" O'Reilly, który poza różnego rodzaju odmianami postaci z M*A*S*Ha zagrał tylko kilka pomniejszych epizodów w filmach o niewiele mówiących nam dziś tytułach. Nie da się jednak zaprzeczyć, że stworzona przez niego postać "Radara" była jedną z najzabawniejszych i najbardziej popularnych (tuż po zakończeniu emisji serialu - choć sam Burghoff nie dotrwał z nim do końca rezygnując na początku ósmego sezonu - otrzymał swój własny serial pt.: W*A*L*T*E*R, w którym jego postać wstępuje do policji, został on jednak anulowany po wyemitowaniu 17 lipca 1984 pilota i nigdy nie wszedł do produkcji). "Radar" to bardzo młody, poczciwy, lekko naiwny, kochający zwierzęta i śpiący z pluszowym misiem chłopiec (choć w rzeczywistości w chwili rozpoczęcia zdjęć miał 29 lat!) z prowincji, który dzięki swojej zaradności i rozumieniu reguł rządzących armią potrafił sprawić, że szpital, po mimo pozornego bałaganu, funkcjonuje nader sprawnie. Jako ciekawostkę mogę dodać, że Burghoff jest jedynym aktorem, który zagrał tak w serialu jak i poprzedzającym go filmie fabularnym pod tym samym tytułem w reżyserii Roberta Altmana z roku 1970. "Radar" jest też jedną z dwóch najbardziej lubianych przeze mnie postaci M*A*S*Ha.

Na ekranie nigdy nie zobaczyliśmy serialowego ojca "Sokolego Oka". Wystąpili z nim jednak jego młodszy brat Antony (w środku) i prawdziwy ojciec Robert (z prawej).

Mulcahy, Klinger, Soon-Lee i Potter
Innymi postaciami, w których późniejszej karierze pojawiły się produkcje w jakiś sposób związane z M*A*S*Hem byli Jamie Farr (serialowy kapral Max Klinger), włochaty facet z wydatnym nosem, który przebierając się w sukienki chciał wydostać się z wojska na podstawie paragrafu 8 (o niepoczytalności) - swoją drogą postać dość sympatyczna; Harry Morgan - serialowy pułkownik Sherman T. Potter, który od 4 sezonu zastąpił na stanowisku dowódcy niezapomnianego ppłk. Henry'ego Blake'a (McLean Stevenson) oraz ojciec Mulcahy (William Christopher) poczciwy i dobroduszny kapłan jezuita z bokserską przeszłością. Oni wspólnie wystąpili w trwającym niecałe dwa sezony serialu AfterMASH opowiadającym o jednym z wojskowych szpitali, gdzie spotkali się wspólnie po wojnie w Korei. Pierwszy sezon serialu został bardzo dobrze przyjęty jednak podczas emisji drugiej serii gwałtownie zaczął tracić oglądalność i w połowie jej trwania został anulowany. Na ekranie oprócz wymienionych postaci możemy zobaczyć również Soon-Lee (Rosalind Chao) poznana w odcinku specjalnym "Goodbye, Farewell and Amen" żona Klingera.

Mam szczerą nadzieję, że oni na planie naprawdę się lubili i bawili co najmniej tak dobrze, jak my podczas oglądania ich przygód.

Henry Blake
Powróćmy jednak do M*A*S*Ha i jego bohaterów. Moją ulubioną postacią jest zdecydowanie Henry Blake. Jak to kiedyś powiedział "Sokole Oko" Pierce "świetny gość od pępka w każdą stronę" oraz "wzór pijaka". Nie brzmi to może zbyt dumnie (a na pewno druga część tej wypowiedzi) jednak na obronę tej postaci mogę dodać to, że jest to jeden z najsympatyczniejszych a zarazem odrobinę nieporadnych i zagubionych facetów jakich kiedykolwiek widziałem w serialu czy filmie. Miłośnik wędkarstwa, kobiet i gorzały (o tym już chyba było). Pierwszego hobby zupełnie nie rozumiem, dwa kolejne jak najbardziej szanuje. Henry to "idealny" dowódca. Może nie rodzi sobie zbyt dobrze z administracją (ale w końcu od czego ma "Radara"?), jednak jest świetnym, miłym w obejściu lekarzem tolerujących wybryki swojego niesfornego personelu (a często
Sherman T. Potter
także sam w nich uczestniczącym). Jego następca, pułkownik Sherman Potter to stary, doświadczony wojak. W przeciwieństwie do Blake'a jest zawodowym żołnierzem. Uczestniczył w I i w II wojnie światowej. Jednak nie jest to typowy twardogłowy trep, i choć wydaje się surowszy od swojego poprzednika to ma tożsamy ze swoimi podwładnymi pogląd na temat wojny dzięki czemu ich wspólna egzystencja w tej drelichowej dyzenterii na kółkach jest o wiele znośniejsza. Potter to były kawalerzysta, miłośnik koni, który uważa, iż najlepszym sposobem na uporanie się z szaleństwem wojny jest znalezienie sobie hobby, on maluje. Choć nie zawładnął moim sercem w takim stopniu jak Henry Blake, to jednak jest to spoko staruszek z biglem. Jako ciekawostkę można dodać, że Harry Morgan przed tym jak dołączył do ekipy na stałe zagrał gościnnie generała Bartforda Hamiltona Steele'a w pierwszym odcinku trzeciej serii.

B.J. Hunnicutt
Kolejną postacią, którą darzę podobną sympatią co pułkownika Pottera jest drugi kompan do picia i żartów "Sokolego Oka" - kapitan B.J. Hunnicutt (Mike Farrell). Jest to lojalny towarzysz wszystkich wygłupów Pierce'a (czasami wprowadza w życie swoje własne), lecz w przeciwieństwie do "Trappera Johna" jest wiernym i kochającym mężem i ojcem. Jest też - jak podsumował go kiedyś zaprzyjaźniony lekarz psychiatra major Freedman (Allan Arbus) - chodzącą przyzwoitością w butach rozmiar 49. I to chyba najlepsza charakterystyka tej postaci. W równym stopniu co dwie powyższe postaci lubię majora Franka a właściwie Franklina Delano Mariona "Szczurzego Pyska/Łasicogębego" Burnsa (genialna kreacja Larry'ego Linville'a). Człowieka głupiego, trepa i służbistę pełną gębą, beznadziejnego i niekompetentnego lekarza. Dusigrosza przywiązanego do każdego centa. Faceta, który z powodu majątku
Frank Burns
żony nie chce się na stałe związać z kochanką, major Margaret Houlihan znaną też jako "Gorące Wargi", bojąc się, że straci kasę. Jednakowoż postać ta jest tak pięknie wykreowana, że widząc bezsensowne tyrady Burnsa zamiast złości czuję rozbawienie i pewien rodzaj politowania. Moim zdaniem majstersztyk, gdyż jest wielką sztuką zagrać rolę tak jednoznacznie złą moralnie i charakterologicznie budząc jednocześnie u widza tak pozytywne uczucia. Niestety Larry Linville musiał zrezygnować ze swojego udziału produkcji (w sezonie szóstym), ponieważ producenci stwierdzili, że w serialu jest potrzebny ktoś kto będzie lepszą niż troszkę zbyt jednowymiarowy Frank Burns przeciwwagą dla dwójki żartownisiów w osobach Piercea i Hunnicutta. Takim oto sposobem do M*A*S*Ha trafił David Ogden Stiers kreujący postać majora
Karolek Winchester III
Charlesa Winchestera III, inteligenta o arystokratycznych manierach i jednocześnie świetnego chirurga pochodzącego z bogatej bostońskiej rodziny. Człowieka zarozumiałego, wręcz megalomana, który w przeciwieństwie do Franka nie interesuje się wojskową dyscypliną i armią w ogóle, a skupia się raczej na dogadzaniu sobie i prowokowaniu konfliktów wśród członków szpitalnej społeczności. Winchester jest postacią ciekawą, dużo bardziej złożoną niż prostolinijny i jednowymiarowy Burns. Są w nim pokłady złośliwości i zarozumialstwa, ale też prawość i moralność, która zdecydowanie odróżnia go od "Szczurzego Pyska". Wprowadzając tę postać twórcy uzyskali zamierzony efekt, czyli odpowiednią przeciwwagę dla dwójki Pierce-Hunnicutt. Dodam jeszcze tylko, że jest to jedna z tych postaci, co do których mam dość mieszane uczucia, nie zmienia to jednak faktu, że gra Stiersa jest na najwyższym poziomie.
"Little party never killed nobody"

Ostatnimi postaciami, które darzę sympatią to kapral Max Klinger i ojciec Mulcahy. Ich role nie są jakoś specjalnie rozbudowane w związku z tym wspominam o nich na końcu tej wyliczanki, jednak (obok Pirce'a i Houlihan) pojawiają się oni w prawie każdym odcinku wszystkich serii (jedynie w pilocie serialu postać kapelana gra inny aktor, George Morgan), więc nie sposób o nich nie napisać. Od siódmego sezonu zdecydowanie większe pole do popisu otrzymuje Jamie Farr, ponieważ jego Klinger, po tym jak Radar" wraca do domu, żeby pomóc matce w prowadzeniu gospodarstwa w związku ze śmiercią jego wuja, zajmuje jego miejsce. Wyskakuje zatem z damskich ciuszków i staje się pisarzem, co początkowo nie wychodzi mu zbyt dobrze, jednak po pewnym czasie nabiera wprawy, przyzwyczaja się do nowej roli i sprawia, że szpital znów funkcjonuje na granicy normalności i szaleństwa, czyli standardowo.
Klinger i Mulcahy

"Sokole Oko" Pierce
Przejdźmy teraz do postaci, w moim odczuciu, mniej "fajnych". Pewnie wielu z was to zdziwi, a niektórych również zbulwersuje, ale nie przepadam za głównym bohaterem tego sitcomu, kapitanem Benjaminem Franklinem "Sokole Oko" Piercem w wykonaniu Alana Aldy. Alda stworzył postać wiecznego pacyfisty, który na obłęd wojny znalazł swoje własne remedium - (patologiczne wręcz) poczucie humoru pomieszane z pijaństwem i cudzołóstwem. I choć nie mam nic do jego poglądów, to jednak aż tak rozwinięte dowcipkowanie ze wszystkiego, ze wszystkich, zawsze i wszędzie jest dla mnie nie do przełknięcia. Jego postać bardzo często zamiast zamierzonego rozbawienia wzbudzała we mnie irytację. I choć Alda świetnie wywiązuje się ze swojej roli, to jednak mnie nie kupił. Jako ciekawostkę można dodać, że Alda stwierdził, iż przyjmie rolę "Sokolego Oka" dopiero wtedy, kiedy producenci zagwarantują mu, że w każdym odcinku pojawi się scena na sali operacyjnej, aby jak najbardziej zintensyfikować oddziaływanie psychologiczne serialu mówiące, że wojna w Korei była bardzo krwawym i niepotrzebnym konfliktem. Należy również dodać, że ten serialowy pacyfista w rzeczywistości przez sześć miesięcy służył jako artylerzysta właśnie w Korei.
"Hawkeye", mimo swoich wad, zawsze był wiernym przyjacielem

Margaret Houlihan
Kolejną, tym razem bohaterką, stojącą po stronie postaci mniej udanych, jest jedyna kobieta odgrywająca, tak w szpitalu, jak i w fabule, znaczącą rolę - major Margaret "Gorące Wargi" Houlihan (Loretta Swit). Pani major to wspomniana już wcześniej kochanka majora Burnes'a, która oddała swoje życie armii. Służbistka, kobieta stanowcza i twarda, kochająca wojskowy dryl i debilne zasady rządzące armią. Jednak "Gorące Wargi" jest również kobietą pełną skrajności, ponieważ pod płaszczykiem służbistości kryje się namiętna i uwodzicielska kochanka w bardzo pokrętny sposób szukająca ciepła i akceptacji tak mężczyzny swojego życia (kimkolwiek by on w danym momencie nie był), jak i współtowarzyszy niedoli. Przez pierwsze pięć sezonów scenarzyści konsekwentnie parowali oboje majorów - tworząc z nich związek okryty tajemnicą Poliszynela - i ustawiali ich w opozycji do kapitanów Pirce'a i McIntyre'a a później Hunnicutta. Jednak po tym jak "Gorące Wargi" się zaręczyła z ppłk. Donaldem Penobscottem (ciekawostką jest fakt, że postać ta wystąpiła fizycznie tylko w dwóch odcinkach i w każdym z nich grał ją inny aktor; w odcinku "Margaret's Marriage" Beeson Carroll, a w "The M*A*S*H Olympics" były zawodnik NFL i aktor Mike Henry), całkowicie zerwała swoje stosunki z wąskoustym majorem Burnsem. Jej związek nie przetrwał jednak długo i w ostatnich sezonach pani major ponownie została lekko zgorzkniałą, samotną kobietą. Mimo tej "dwubiegunowości" postać wydaje mi się ona zbyt jednowymiarowa i nudna. Podobne odczucia mam w stosunku do
"Trapper John" McIntyre
kapitana Johna Francisa Xaviera "Trappera Johna" McIntyre'a (Wayne Rogers). Krótko mówiąc: "Nie lubię gościa". Jeśli miałbym się rozpisywać na temat jego charakterystyki, to jest to gorsza wersja Pierce'a. Nie dość, że żonaty, co stawia w złym świetle jego figlowanie z pielęgniarkami (Pierce jest kawalerem, a Blake jest ciapciakiem a z jego flirtów nic nigdy nie wychodzi, więc w ich przypadku jest to jak najbardziej wybaczalne), to jeszcze taki trochę ordynus i prostak. Swoją drogą to głównie arogancja i zarozumiałość Rogersa spowodowała, że zastąpił go w Mike Farrell. Ze scenariusza wynikało bowiem, że postaci "Sokolego Oka" i "Trappera" będą w serialu odgrywały równorzędną rolę i choć fabuły odcinków pierwszych trzech sezonów na to pozwalały, to jednak postać grana przez Rogersa nigdy nie zaskarbiła sobie takiej sympatii, jak "Hawkeye" Aldy. Ten konflikt spowodował odejście Rogersa wraz z końcem trzeciej serii. Wtedy właśnie na jego miejsce pojawił się Farrell.
"Hawkeye" i "Trapper" niemal jak bliźniacy. Nie do odróżnienia

Oprócz tych najważniejszych postaci w serialu przewinęła się również masa postaci drugo- i trzecioplanowych (takich jak personel szpitala: sanitariusze, kierowcy, pielęgniarki etc.), a także tych występujących gościnnie. O tych pierwszych nie będę wspominał, bo zajęłoby to zbyt wiele miejsca z uwagi na ich liczebność i niewiele wniosło do tematu z uwagi na ich
Sidney Freedman
epizodyczność. Do tych drugich natomiast z pewnością należy zaliczyć wspomnianego już majora Freedmana. Pojawia się on w szeregu odcinków poczynając od "Deal Me Out" (2 sezon), a na ostatnim "Goodbye, Farewell and Amen" kończąc. Major Freedman jest wojskowy psychiatrą (może też asystować w operacjach), wielokrotnie pomagającym personelowi MASHa w radzeniu sobie z trudnymi przypadkami (jak choćby pilot bombowca, który po nieudanym bombardowaniu, w wyniku którego zginęła ludność cywilna odkrył w sobie Jezusa i przybrał jego tożsamość) lub też ich własnymi problemami (koszmary senne Pirce'a oraz depresja Pottera po nieudanej operacji). Ciekawostką związaną z tą postacią jest fakt, że w momencie, kiedy z serialu odchodził Burghoff ("Radar") producenci chcieli włączyć Arbusa do stałej obsady serialu. Ten jednak odmówił stwierdzając, że w zupełności zadowala go rola "guest star". Innym bohaterem, który przewijał się w na tyle dużej ilości odcinków, że jego postać mogła zapaść w pamięć jest pułkownik Sam Flagg (Edward Winter). To zwariowany, nieuważny i dość irracjonalnie działający agent CIA. Raczej żałosny niż śmieszny.


I agree
Jak wspomniałem na wstępie chciałbym się zająć nie tylko pozytywami, ale też rzeczami, które twórcom nie do końca wyszły. Podstawowym mankamentem jest marginalność postaci kobiecych w serialu. Na równi z innymi głównymi bohaterami męskimi jest tutaj wszak praktycznie tylko major Houlihan, a cała reszta pielęgniarek pojawia się epizodycznie nawet jeśli występują w dużej ilości odcinków. Są, podobnie zresztą jak "Gorące Wargi", tylko obiektem seksualnych praktyk męskiej części personelu (co jest drugim błędem twórców). Cała akcja dzieje się raczej dookoła i z udziałem mężczyzn na pierwszym planie. Moim zdaniem jest to trochę zmarnowany potencjał fabularny, ale widocznie takie były czasy. W sumie wolę takie rozwiązanie niż tę aktualną poprawność polityczną, która nie pozwala praktycznie stworzyć serialu bez kobiety na ważnym stanowisku, kilku kolorowych, geja, lesbijki i transwestyty. Aż się rzygać chce. Jak to się zwykło mawiać podczas tzw. spowiedzi świętej, więcej grzechów (scenarzystów i twórców) nie pamiętam... etc., etc. Bo tak naprawdę oprócz delikatnej irytacji jaka budzi się niekiedy we mnie na widok poczynań Aldy i Rogersa oraz tego, że nie wszystkie odcinki oglądam z taką samą ochotą, jak inne, wszystko w tym serialu mi się podoba.
"There Is Nothing Like A Nurse"

Reasumując, moim zdaniem jest to jedna z 5 najlepszych produkcji telewizyjnych wszech czasów, która bawi, śmieszy, złości, rozczula, wzrusza i nigdy się nie nudzi. A co najważniejsze, mimo upływu lat wciąż w wielu kwestiach jest najbardziej na czasie. Dobrym podsumowaniem popularności serialu i potwierdzeniem moich wniosków jest fakt, że finałowy odcinek, wspomniany już wcześniej "Goodbye, Farewell and Amen" w dniu jego premiery - 28 lutego 1983 roku - obejrzało w Stanach Zjednoczonych 77% widowni, czyli 106 mln Amerykanów. Rekord ten został pobity dopiero w 2010 roku i to nie za sprawą serialu telewizyjnego a 44 finału Superbowl.


Moja ocena: 10!/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz