niedziela, 7 maja 2017

[3] II Festiwal Smaków Food Tracków, czyli obrzarstwo pełną gębą (6-7.05.2017; Olsztyn)

Kocham jeść... wróć... Jeszcze kilka lat temu jedzenie było jedną z moich miłości, życiową pasją. Eh, to były piękne czasy, teraz ze względów zdrowotnych został mi już tylko rum i koty ;) Są jednak dni, kiedy moja silna wolna jest bardzo słaba, łamię wszelkie swoje zasady i grzeszę. I taki właśnie był pierwszy weekend maja w Olsztynie. Pełen kulinarnego grzechu.

6-7.05.2017 odbył się u Mańka w mieście II Festiwal Smaków Food Truck. Na pierwszy się nie załapaliśmy, ponieważ kilka razy zmianie ulegała data imprezy i jak się w końcu odbyła to mieliśmy inne zobowiązania, więc nie możemy porównać obu imprez. Poza tym padał deszcz (wrr...), jednak drugiej edycji nie mogliśmy przepuścić, zważywszy, że szczególnie pierwszego dnia, dopisała pogoda. Przechodząc do meritum sprawy, postanowiliśmy kupować po jednej porcji dań i się dzielić potrawami, żeby nie przekarmić naszych brzuszków, ale też spróbować jak najwięcej ;). Na pierwszy ogień naszej kulinarnej wędrówki poszedł wybór Mańka - pizza pepperoni Z pieca rodem.


Z pieca rodem... pizza z pieca opalanego drewnem i to wszystko w samochodzie :D

Pepperoni (skład) - sos pomidorowy, mozzarella, salami, papryka pepperoni, oregano.

Moja opinia: Cisto cienkie, brzeg dopieczony lekko chrupiący, papryczka oddana Mańkowi, sos smaczny. Jak dla mnie troszkę za dużo sera, ale ogólnie nie najgorszy wyrób. 3/5

Maniek komentuje: Dużo sera (lubię), smaczny sos i całkiem niezłe salami. Mimo mojego uwielbienia dla pepperoni to akurat tym razem mogłoby go być mniej, ale i tak było spoko. Najgorszym dodatkiem było oregano (nie lubię pizzy z oregano), a to było dodatkowo suszone, sypnięte na sam wierzch pizzy co skończyło się tym, że po posiłku musiałem wydłubywać je spomiędzy zębów. Mimo wszystko 4/5.

Drugim daniem, które testowaliśmy były pierożki gotowane na parze, rarytas kuchni tybetańskiej - Tsong Kha Momo
Drugiego dnia festiwalu już zabrakło pierożków, więc rzeczywiście musiały być smaczne ;)


Pierożki (skład) - indyk z grzybami mung

Moja opinia: Bardzo smaczne pierożki, nadzienie dobrze doprawione, indyk soczysty a grzybki chrupiące.
Pierożki dim sum ostatnimi czasy stają się bardzo popularne i pierogarnie serwujące ten typ pierożków wyrastają jak przysłowiowe  grzyby po deszczu, jednak nie w każdym miejscu trafiają się smaczne pierożki. W większości przybytków smakują jak rozmrożona "mieszanka chińska na patelnie". Na pierożki się skusiłam ze względu na Mańka, bo jeszcze nie miał okazji skosztować dim sum i powiem szczerze, że się trochę bałam, że będzie chińska mrożonka, jednak to były niepotrzebne obawy, bo pierożki były na wysokim poziomie. 4.5/5

Maniek komentuje: Pierożki bardzo smaczne, choć w mojej opinii zabrakło do nich jakiegoś wywaru; coś koło rosołu byłoby jak najbardziej na miejscu, choć same z sosem sojowym też przyjemnie wchodziły. 4/5

Kolejnym wyborem na "smakowej wycieczce" były frytki z manioku serwowane przez znajomych z Kołowozu.
Fast food stawiający na zdrowe składniki :)
Moja opinia: Frytki z manioku - ciekawa alternatywa dla rodzimego ziemniaka. Chrupiące z wierzchu, lekko twarde w środku, wypieczone na piękny złoty kolor. Maniok do tej pory jadłam jedynie w swoich daniach deserowych, ale frytki okazały się całkiem smaczne. W smaku przypominają coś pomiędzy kartoflem a korzeniem selera albo pietruszki :) 4/5

Maniek komentuje: Twarde. To pierwsze odczucie. Nie tylko z wierzchu, ale też w środku. Dla mnie zbyt mdłe i choć cieszę się, że ich spróbowałem, to jednak nie będzie to mój ulubiony dodatek do dań. 3/5

Przedostatnim naszym wyborem pierwszego dnia imprezy był "hamburger szefa" od Kill Grill.
Długie oczekiwanie warte grzechu

Hamburger szefa (skład) - bułka, wołowy antrykot, sałata, rukola, majonez bekonowy, chutney z cebuli, grilowany bekon, żółty ser.

Moja opinia: Jeden z lepszych hamburgerów jaki miałam okazję zjeść. Na bułę czekaliśmy 58 minut, a zjedliśmy w 4 minuty :) Kotlet soczysty, bułka mięciutka, sos i chutney smaczny. Wszystko razem po prostu idealne. 4.5/5

Maniek komentuje: Myślałem, że zniosę jajo czekając! Albo, że się uwędzę (średnio co 3-5 minut byłem owiewany dymem z grilla, na którym skwierczały kotlety). Ale kiedy czas oczekiwania dobiegł końca przyszło wreszcie kulinarno-smakowe spełnienie. Zjadło się już w życiu kilka (kilkanaście?) różnych burgerów z różnych garkuchni i zdecydowanie ten był najlepszy! Wszystko zagrało. Nic nie psuło kompozycji smakowej. No, może poza tym, że hamburger nas olał pod koniec konsumpcji, ale to już zupełnie inna historia... 4.5/5

Ostatni wyborem były Belgijki.
Duże, chrupiące i najszybciej robione
Moja ocena: Frytki grube, zrumienione, posolone. Choć kupione na sam koniec dnia nie czuć w nich było przesmażonego oleju. Poprawne danie :) 4.5/5

Maniek komentuje: Lubię fryty. Mimo długiej kolejki wszystko szło sprawnie i szybko. Produkt końcowy nie zawiódł. Frytki grube, mięsiste, nie spalone, ale też nie niedosmażone. Zjedzone z solą, ponieważ z uwagi na moją towarzyszkę, która nie może majonezu zamówione bez sosu (dopiero później uzyskałem informację, że miałem wziąć "pod siebie" ze sosem... trudno się mówi). 4-/5

Nie mogło też zabraknąć oczywiście deseru - hiszpańskie churros.
Pechowiec zlotu - awaria za awarią
Churros - cisto parzone, smażone na głębokim tłuszczu.

Moja ocena: Lubię :) Smażone pałeczki z ciasta parzonego, posypane cukrem pudrem i cynamonem. 4/5 Zabrakło mi płynnej gorzkiej czekolady, bo nutella to nie to samo.

Maniek komentuje: Ciekawy badylek <rolf>. Troszkę gumowaty i rzeczywiście zabrakło czekolady, ale ogólnie bardzo przyjemny. 3.5/5

Pierwszego dnia chcieliśmy jeszcze załapać się na zupę od Akita - japoński ramen. Jednak nie było nam to dane. Chłopaki otworzyli swój kram z poślizgiem, a my spieszyliśmy się do kina; po kinie wystraszyła nas kolejka zakręcona jak w czasach naszej maleńkości, kiedy to nic nie było na półkach, ale każdy stał. Drugiego dnia festiwalu zrobiliśmy kolejne podejście do zupy. Przyszliśmy pół godziny przed otwarciem, bo panowie znów mieli poślizg i w kolejce zajęliśmy miejsce 3. Niby przed nami tylko dwie osoby, ale i tak czekaliśmy aż 45 minut, żeby złożyć zamówienie i dodatkowo około 8-10 minut zanim dostaliśmy posiłek (zdążyłam zamówić i zjedliśmy hamburgera, o którym za chwilę).
Naszym wyborem była pikantna Akita Spicy Love.
Chłopaki długo kazali czekać na swoje kulinarne ekspresje
Akita Spicy Love (skład) - szarpana wieprzowina, kanpyo, wakame, dymka (czyli po naszemu szczypior), nori, sezam, płatki chilli, makaron ramen.

Moja opinia: Bardzo esencjonalny wywar, pełen różnorodnych smaków, które idealnie się uzupełniały. Dla mnie ciut za ostra, jednak z tym się liczyłam, w końcu płatki chilli to nie miód. Jednego czego mi brakowało to jajka, którego niestety nie było już w ofercie podczas drugiego dnia festiwalu. 4.5/5

Maniek komentuje: Miałem ich zjebać jak bure suki, za to, że jako jedyni otwierali się z prawie godzinnym poślizgiem, i że musiałem spędzić prawie godzinę czekając, ale...  po tym co dostałem w talerzu (no, może bardziej plastikowej miseczce) nie mam serca napisać żadnego złego słowa. Zupa byłą pyszna. Taki posiłek życzyłbym sobie zjeść w sobotni poranek 26 sierpnia po pierwszym dniu jastrzębskiego Festiwalu Whisky. Treściwy, delikatnie pikantny, sycący i ciepły. 5/5!

W między czasie stania w kolejce i oczekiwania na otwarcie kramiku z ramenem, po sąsiedzku był kramik z hamburgerami, na którego postanowiłam się skusić. Hamburger karmelowy od Surf burger.
Szału nie było...
Hamburger karmelowy (skład) - bułka, ser cheddar, mix sałat, ogórek, czerwona cebula, pomidor, sos limonkowy, sos barbecue, wołowina, norweski kozi ser karmelowy.

Moja opinia: chyba trochę przegięłam z testowaniem nowości ;) Ser karmelowy nie będzie należał do moich ulubionych dodatków do bułki z kotletem. Sama bułka też nie była jakaś rewelacyjna. Mięso nie najgorsze, dodatki warzywne też, sosy nawet ujdzie, ale jednak ten ser... nie był zbyt dobrym wyborem jako dodatek do mięsa. Zdecydowanie bardziej by mi smakował gdyby to był dodatek do grzanki z dżemem i kubka kakao. 2/5

Maniek komentuje: W życiu wyznaję zasadę, że burger jest dobry o każdej porze dnia i nocy oraz na każdą okazję, nie ważne czy są to urodziny, wigilia czy stypa XD. Niestety, nie każdy burger. Ten z pewnością nie będzie należał do moich ulubionych. Po pierwsze nie lubię jak poszczególne części potrawy nie stanowią spójnej całości, a tutaj tak było. Bułka była chrupiąca, ale w złym tego słowa znaczeniu (raczej sucha) i powinna być odrobinę cieplejsza. W środku sałata była zimna, uwydatniły to jeszcze zimne sosy. Samo mięso było nawet spoko, ale ciężko było mu się przebić ze swoim smakiem przez ten wstrętny karmelowy kozi ser. 2/5

Na zakończenie festiwalu i po zupie ramen skusiliśmy się na jeszcze jednego hamburgera. Tym razem zamiast w bułce był zaserwowany właśnie w makaronie ramen :)
Może i ciekawe, ale niezbyt udane
Burger "wołowina teriyaki" (skład) - wołowina, sos teriyaki, ser, cebula, ogórek, rukola, makaron.

Moja ocena - Sam pomysł może i ciekawy, jednak danie mnie nie zachwyciło. Makaron był intensywnie przyprawiony, co zaburzało cały smak kanapki. Sosu nie było za bardzo czuć. Kotlet trochę za gruby. 1.5/5
Maniek komentuje: To był najoryginalniejszy pomysł festiwalu i zarazem najgorsze danie jakie zjadłem podczas tych dwóch dni. To co najbardziej przeszkadzało, to po raz kolejny niespójność poszczególnych składników potrawy. Makaron był doprawiony w sposób, który zupełnie mi nie podpasował (jakieś dziwne zioła, które ciężko mi nawet rozpoznać i nazwać), ogór był tak kwaśny, że wybijał się ponad wszystkie inne smaki tej hybrydy. Rukola zupełnie nie pasowała ani do kwaszonego ogórka, ani do ziół w makaronie. Smaczne było natomiast mięso, ale to niestety za mało, żeby mnie ukontentować. 1.5/5

Podsumowując dwudniową imprezę zakończyliśmy ją objedzeni, ale nie przejedzeni. Z mnóstwem wrażeń smakowych na języku. Kilka kramików dopisaliśmy do listy smacznych i wartych kolejnego odwiedzenia. Nad innymi musimy się zastanowić czy damy im kolejną szansę. Bogatsi o kolejne doświadczenia, ubożsi o kilkanaście (kilkadziesiąd?:>) złotych zakończyliśmy intensywny weekend jedzeniowy w dobrych humorach.

Ja mogę dodać od siebie jedynie to, że jeśli miałbym wybrać najlepszy zestaw obiadowy festiwalu (z tych, które jadłem), to menu wyglądałoby następująco:
- Akita Sipcy Love;
- Burger z Kill Grilla;
- Churrosy. 
:-)
A ja się podpiszę pod powyższym menu mojego towarzysza, tylko może ramen wybrałabym nie tak ostry ;)

Bon appétit i do następnego festiwalu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz