czwartek, 4 stycznia 2018

[183] Film: "Volta" (2017)

Jak tylko dowiedziałem się o tym, że Juliusz Machulski kręci nowy film, ucieszyłem się. A kiedy zobaczyłem pierwszy zwiastun jego najnowszej produkcji - Voltę, bo taki nosi tytuł, - czekałem z niekłamanym zainteresowaniem. Jest wszak Juliusz Machulski scenarzystą i reżyserem, który bardzo niewiele razy w całej swojej dotychczasowej działalności artystycznej mnie zawiódł. A filmy takie jak Vabank, Kiler, Vinci pozwalają mieć nadzieję na to, że również kolejna jego produkcja nie zawiedzie.

Z tego też powodu do seansu Volty usiadłem pełen nadziei na mile spędzone 100 minut. Były na to całkiem duże szanse również z powodu obsady. Bo jak było do przewidzenia u takiego tuza jak Machulski zagrała cała plejada większych i mniejszych gwiazd polskiego kina, teatru i telewizji z Andrzejem Zielińskim i Olgą Bołądź na czele. Na drugim planie jak zwykle świetny Jacek Braciak, poprawna Aleksandra Domańska i zaskakująco dobry Michał Żurawski. A także Katarzyna Herman, Joanna Szczepkowska i Krzysztof Stelmaszczyk oraz Robert Więckiewicz, Tomasz Kot, Cezary Pazura i Antoni Pawlicki w epizodach.

Fabuła również dawała nadzieję na ciekawą rozrywkę, ponieważ całość intrygi koncentrowała się wokół cudownego odnalezienia korony Kazimierza Wielkiego w jednej z lublińskich kamienic. Odkrycia tego dokonuje młoda dziewczyna, Wiktoria (Bołądź), która, jak wszystko na to wskazuje, dopiero co uciekła z więzienia. Dziwnym trafem, o mało jej nie potrącając autem, tajemnice korony poznają również Agnieszka, zwana "Kitek" (Domańska) oraz jej ochroniarz Dycha (Żurawski). A za sprawą Dychy również facet Agnieszki, słynny spin-doktor Bruno Volta (Zieliński), który ostrzy sobie ząbki na tę koronę, bo to w końcu kilkanaście milionów euro. Sami przyznacie, że pomysł bardzo chwytliwy.

Niestety, tylko pomysł. Tym razem coś nie zagrało i wyszło na to, że w trailerze znalazło się wszystko to, co w filmie ciekawe, a film jest nudny i ma wiele niepotrzebnych wstawek oraz zabiegów, nazwijmy je technicznymi, które psują całość. Zacznę od trochę dziwnego castingu, ponieważ za jego sprawą w roli "kochanków" mamy tutaj parę, która aktualnie w pewnym serialu telewizji polskiej propagandowej gra... ojca i córkę. Przyznacie, że to trochę... niesmaczne niezależnie od kunsztu i biegłości w swoim fachu odtwórców tych ról. Ale gdyby tylko to było problemem, nie byłoby sprawy. A sprawa jest i to zdecydowanie poważniejsza. Film jest po prostu nudny. Akcja rozwija się w sposób ślamazarny, a zbyt wiele wstawek zdradzających nam finałowy "myk" jest zdecydowanie niepotrzebna. Jeśli już jesteśmy przy wstawkach, to również te historyczne, retrospektywne, które, jak zakładam miały być w większości przypadków humorystyczne są przede wszystkim niepotrzebne, a co gorsza nie śmieszne. Całości nie ratuje ani dość sprawna, choć pobieżna diagnoza naszego "swołeczeństwa" - jak zwykł nazywać je Volta, ani kandydat na prezydenta V RP, przewodniczący partii Godność i duma, Kazimierz Dolny, w którego rewelacyjnie wciela się Jacek Braciak. Przaśność, zajadłość, brak wykształcenia oraz narodowo-socjalistyczno-monarchistyczne zapędy świetnie oddają kwaśny smrodek polskiego politycznego bagienka. To jednak nie wystarcza, żeby "Voltę" zaliczyć do udanych produkcji. Nawet końcówka, w której poznajemy wszystkie szczegóły operacji Volta nie rekompensują ponad 90 minut wiejącej z ekranu nudy.

"Volta" obok "Początku" Dana Browna okazała się największym rozczarowaniem 2017 roku. Film tak wyczekiwany, z tak ciekawą osią intrygi i tak dobrą obsadą po protu nie mógł nie wyjść. A jednak mu się udało. Szkoda.

Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz