środa, 3 lipca 2013

[22] Film: "Olimp w ogniu" / "Olympus has fallen" (2013)

Już od dłuższego czasu nie oglądałem dobrej rozpierduchy na wysokim poziomie i gdy w kinach pojawił się "Olimp w ogniu" byłem przekonany, że w tym filmie znajdę właśnie to czego aktualnie mi brakowało. A jak w Salonie Filmowym MN zobaczyłem recenzję tego filmu i ocenę 1/10, to wiedziałem, że muszę go obejrzeć. Chciałem wiedzieć dlaczego tak dobrze zapowiadający się film dostał tak niską notę i chciałem, naprawdę szczerze chciałem się z Michałem nie zgodzić. Teraz jednak już wiem dlaczego i niestety nie zgodzić się nie mogę. Film to żenujący gniot.


Nasz dzielny wojownik wkracza do akcji

Powiem szczerze,że już od samego początku było z nim coś nie tak. Nie zaczynał się jak produkcje obecnie kręcone. Niebywale trącał początkiem lat 90. ale o ile ja tamto kino bardzo lubię, to w tym przypadku była to największa wada (no może oprócz drewnianej gry aktorów, beznadziejnego scenariusza, kiczowatych i durnych dialogów) tego filmu. 

Stolik oficjeli jak za czasów "Liberatora"

Pamiętacie "Liberatora" ze Stevenem Segalem z roku 1992? No to teraz dostajecie klon tego filmu, tylko 100 razy gorszy. Wszystko jest dokładnie identyczne. Zachowane są te same schematy. Nawet stół dowodzenia w Pentachonie się niczym nie różni. Są tam tacy sami zarozumiali i przemądrzali generałowie, których nasz dzielny wybawca opieprza na czym świat stoi. 

Ten Zły męczy panią sekretarz stanu

W sumie ten film nawet nie zasługuje na prawdziwą recenzję, bo wszystko było w nim złe, więc i tej recenzji nie dostanie. Napisze tylko krótko co jest nie halo, żeby wszystkich tych, którzy jeszcze się wahają zniechęcić do seansu.
Przede wszystkim sama historia jest żenująco słaba (porwanie prezydenta i nasz dzielny agent secret service - odstawiony na boczny tor w wyniku zajścia sprzed 18 miesięcy, który musi go uratować sam rozprawiając się z przeszło 40 zbirami). Po drugie gra aktorska. Prezydent (Aaron Eckhart)- ożywione drewno, wielki zdrajca Forbes (Dylan McDermott) - o mój Boże! zabierzcie go z ekranu, full innych żałosnych typów jak z filmów klasy Z, o których nawet nie będę pisał. Nawet Morgan Freeman nie ratuje tego żałosnego zespołu przed totalną klapą. Jedynie jakoś na poziomie filmów klasy C zagrał odtwórca głównej roli, czyli Gerard Bulter, ale i tak go strasznie nie lubię, więc to wcale nie podnosi oceny filmu.
Po trzecie dialogi. No ja ciesz pierniczesz! To już wołało czasami o pomstę do nieba. No jakbym oglądał filmy na Puls 2. 
No nie, po prostu **** no nie! I ten sztandar ostrzelany, upadający na ziemię. I ten biały dom taki zrujnowany. I ci amerykanie, którzy tak dzielnie się jednoczą i stawiają czoła wszelkim przeciwnością losu aby nie stracić swojego stylu życia. I ten dzielny wybawca, który sam pokonuje wszystkich. I ten sztandar, który znów wraca na maszt w słoneczny piękny dzień. I ten prezydent, który tak pięknie mówi o zjednoczeniu i sile narodu amerykańskiego. W pewnym momencie mało pawia nie puściłem z nadmiaru patosu. 

Boże, daj sobie spokój z Ameryką...


Film przez recenzenta z filmwebu porównany do "Szklanej pułapki" i "Czasu patriotów" może co najwyżej tym filmom buty czyścić i po kawę latać. Moja ocena to 3/10.

5 komentarzy:

  1. A ja tam Butlera lubię :) Patosu już jednak nie, więc podziękuje. Szkoda, bo również liczyłem na troszkę akcji w starym stylu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Akcji w starym stylu" jest sporo :D Aż za dużo ;)

      Usuń
    2. Nie miałem na myśli dokładnej powtórki z akcji ;D

      Usuń
  2. strasznie dużo tam tej 'rozpierduchy' bardzeij przypomina mi ta produkcja jakąś grę a nie film

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafilas w punkt. Rozpierduchy jest duzo, ale to w sumi niby taka konwencja. Ale bylo czasami naprawde przesadnie duzo 'łup':-)

      Usuń