czwartek, 24 kwietnia 2014

[69 i 70] Książki: "Gorączka zmysłów" (2011) i "Nadchodzący sztorm" (2012) - Richard Castle

Zastanawialiście się kiedyś kto kryje się pod pseudonimem Rick Castle? Ja tak i najpierw, zanim przejdę do recenzowania tych pozycji, chciałbym się pochwalić moimi poszukiwaniami na temat prawdziwej tożsamości autora "poczytnych kryminałów".

Tak więc zacznę od tego, że:

1.Nikt nie przyznaje się do napisania tych książek (w sumie może i słusznie, bo to niezłe gnioty są :D)

2. Nathan Fillion choć gra autora książek, to jak wyznał Magazynowi Prada nie popisuje się i nie pretenduje do bycia Richardem Castlem.

3. Wydawca (ten kanadyjski) Hyperion, zdradził tylko jedną wskazówkę dotyczącą tego kto jest autorem. Brzmi ona następująco: ten człowiek pojawił się w serialu Castle.

4. Jak dobrze wiemy (a przynajmniej wiedzą to fani serialu i literatury popularnej) w serialu pojawiło się sporo autorów tego typu prozy, m. in. James Patterson, Stephen Cannell, Michael Connelly.

5. Jak dowiadujemy się z notki "O Autorze": Richard Castle jest autorem licznych bestsellerów, w tym znakomicie przyjętego przez krytyków cyklu książek o Derricku Stormie. Jego Pierwsza powieść, Pod gradem kul, opublikowana jeszcze w collage', otrzymała prestiżową nagrodę Toma Strawa dla Literatury Kryminalnej Stowarzyszenia  Nom DePlume. Castle mieszka na Manhattanie ze swoją córką i matką, które wypełniają jego życie humorem i inspiracją.

6. Stowarzyszenie Nom DePlume jeśli naprawdę istnieje to musi być bardzo sekretne, bo pomimo poszukiwań nie udało mi się znaleźć na jego temat ani słowa. (Nie to że wierzyłem w jego istnienie, ale musiałem być pewny)

7. Jednakowoż Tom Straw, którego nagrodą został uhonorowany Richard Castle, naprawdę istnieje. I - co szokujące - jest pisarzem. Jest autorem powieści The Trigger Episode oraz producentem i scenarzystą takich telewizyjnych shows jak Siostra Jackie, Cosby czy też Grace w opałach, choć to tylko ułamek z jego portfolio. Na Amazom.com klienci, którzy kupili jego książkę, co wcale nie dziwi, dość często nabywali także książki Richarda Castle'a.

8. Tom Straw jest także wzmiankowany w kartach tytułowych w oryginalnych wersjach językowych książek Castlea (u nas tego nie ma).*

Czy więc autorem może być Tom Straw? Wszystko na to wskazuje, gdyż on także pojawia się w jednym z epizodów, dokładnie 5 odcinku sezonu 2 na spotkaniu promującym wydanie Heat Wave. Castle ściska mu dłoń ;)


Poniżej zdjęcie "oryginalne" Toma Strawa. Podobny prawda? Więc jeśli nie jest to jego brat bliźniak, to wszystko wskazuje, iż to on może być autorem widmo książek o Derricku Stormie i Nikki Heat.




Ok, ale po tych zabawach w detektywa (a raczej w tłumacza :P) czas wreszcie przejść do recenzowania książek. 


Jak większość z Was zapewne wie, jestem zagorzałym miłośnikiem serialu Castle (choć szósty, najnowszy sezon, nie smakuje już tak dobrze jak wcześniejsze), więc i z przyjemnością, a może bardziej z jakiegoś sentymentu, czytam książki poświęcone Nikki Heat. Z jednej strony dlatego, że są dość zgrabnie wymyślonymi historyjkami kryminalnymi, a z drugiej dlatego, że w jakiś sposób uzupełniają moje rozumienie i postrzeganie serialu. Jednak jeśli chodzi o sam sposób w jaki zostały napisane to jest to stosunkowo siermiężne czytadło bez polotu i gracji np. Miłoszewskiego :D Tutaj bohaterowie są dość sztampowi, prawie niczym się nie różniącymi od tych, których znamy z telewizyjnego ekranu. Zagadka jest prowadzona także w sposób bardzo podobny, czyli najpierw coś oczywistego, podejrzany, który musi być sprawcą bo wszystkie dowody i poszlaki na to wskazują. Później mała grzebaninka, odkrywanie nowych dowodów aby wreszcie pod sam koniec zaskoczyć nas czymś o czym byśmy nawet nie pomyśleli. Czyli coś takiego jak Ojciec Mateusz tylko na sterydach.

Ot, czytadło na kilka godzin do zapomnienia w ciągu 1-2 dni. Ale czytam, bo książki są stosunkowo tanie i tak jak już pisałem wcześniej, mam do tych postaci sentyment. Jednak szału to one nie robią. I tak samo jest z najnowszą przetłumaczoną na język polski częścią przygód Nikki Heat, czyli Gorączką zmysłów. Tym razem zamordowany zostaje ksiądz. Miejscem zbrodni jest salon BDSM. A wstępne dochodzenie wskazuje na to, że w sprawę dość poważnie zaangażowany jest kapitan Montrose, mentor i ktoś w rodzaju drugiego ojca Nikki Heat. Do tego dochodzi egzamin na porucznika, kryzys zaufania wobec Jamesona Rooka i zawieszenie w obowiązkach spowodowane upublicznieniem informacji dotyczących śledztwa. Zamach na jej życie i trupy z przeszłości są tylko wisienką na tym lekko zakalcowatym torcie. 

Podsumowując, jest to lektura jedynie dla pasjonatów serii albo serialu, inni mogą poczuć się rozczarowani. Tak też i ocena nie za wysoka. 

Ocena gatunkowa 5/10
Ocena ogólna 3/10

Jeśli natomiast chodzi o pierwszą część przygód Derricka Storma, która nosi tytuł Nadciągający Sztorm (w oryginale Brewing Storm), który jest jedną z części trylogii składającej się jeszcze z mini-powieści pt. Wściekły Sztorm i Krwawy Sztorm, to jest to po prostu twór szalonego grafomana, który nigdy nie powinien opuścić jego szuflady. 

Tak żałośnie przewidywalnej, schematycznej i nieciekawej książki nie czytałem już od dawna. Wszystko jest w niej dokładnie takie jakie wymarzyłby sobie twórca filmów klasy Z. Sztampowy główny bohater, były agent CIA obecnie żyjący na odludziu pod przykrywką własnej śmierci. Jego szef, doświadczony agent w służbie czynnej, wobec którego nasz bohater ma dług wdzięczności, stąd też wraca aby mu pomóc. Młoda agentka FBI, piękna i niedoświadczona, choć inteligentna i przebiegła na swój sposób. Stary zatwardziały polityk, przekupny i znający polityczne machinacje na wylot, któremu porywają pasierba chcąc uzyskać okup. Do tego narzeczona chłopaka i ruska mafia w tle. No gorzej być nie mogło. I choć nie jestem najlepszy w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, to już po pierwszych kilku stronach wiedziałem kto jest kim, kto co zrobił i dlaczego oraz jak to się wszystko mniej więcej skończy.

Dodatkową zbrodnią związaną z tą książką jest fakt, że sztucznie została podzielona na trzy części, gdyż każda z nich jest naprawdę krótka, ma może z 50-60 stron (w ebooku jest ich około 120 ale są tak małe, że jakby ją wydać na papierze to pewnie miałaby tyle co spore opowiadanie) i trzeba za nie płacić oddzielnie. Są tanie, nie przeczę, bo kosztują zależnie od promocji od 7 do 12 zł, ale to i tak nie powód aby na siłę dzielić tego gniota na trzy części zamiast wydać go pod jednym tytułem i nie naciągać ludzi na dodatkowe koszta. Choć może w sumie jest to także zabieg uczciwy. Kupujemy jedną, stosunkowo tanią książkę, czytamy ją. Ona okazuje się totalnym gniotem i już za resztę nie płacimy, a w przypadku gdyby wszystkie trzy były wydane w jednym tomie to i cena byłaby pewnie 2 razy droższa.

Podsumowując, jest to kaszan jakich mało i odradzam ją dosłownie wszystkim. Niech Was Ręka Boska broni przed sięgnięciem po tego gniota.

Ocena gatunkowa 2/10
Ocena ogólna 1/10


*Informacje z punktów od 1 do 8 pochodzą z bloga "Happy Endings" należącego do Jeannie Ruesch.

8 komentarzy:

  1. Aleś się tego Miłoszewskiego uczepił :D Dobra, tym razem Cię posłucham i dam sobie spokój. Serial zacznę oglądać, ale w wakacje dopiero. I tylko ze względu na Fillona, bo go skubańca uwielbiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co zrobię, że lubię skubańca. Gość jest ode mnie zaledwie 8 lat starszy a już tyle fajnych książek napisał. Zaczynam mieć kompleksy :D

      A Fillion też jest świetny. Szczególnie w roli Castle'a. Polecam. Do 4 sezonu. Potem piąty może jeszcze być. Szósty zaczyna lekko nudzić. Niestety.

      Usuń
    2. Tym się nie przejmuje, każdy serial się wypala po kilku sezonach :)

      Usuń
    3. No tak, wiem o tym, jednak czasami wydaje mi się, że lepiej dla wszystkich by było zakończyć jakiś serial w odpowiednim momencie a nie ciągnąć go bez sensu dalej. Nie mówię, że tak jest akurat w przypadku Castle'a, bo on jeszcze daje radę, ale jest wiele takich których już dawno powinno nie być a wciąż są. Powoduje to niesmak i zniechęcenie, a czasami wręcz jawną wrogość jego wcześniejszych wielbicieli i zostawia jedynie niesmak :/ Po co to? Chyba tylko dla kasy. A to przykre.

      Usuń
    4. Ty się znasz nieźle na serialach (ja trochę gorzej), więc mógłbyś zrobić taką toplistę niepotrzebnie ciągniętych seriali. Takich, które najbardziej się spieprzyły. Ot, tak mi do głowy przyszło, że chętnie bym kiedyś taki tekst w Twoim wykonaniu przeczytał ;)

      Usuń
    5. Hehe xD A wiesz, że ostatnio o tym myślałem nawet jak zobaczyłem pierwszy odcinek nowej serii "Rancza" :D

      Będę musiał nad tym pomyśleć i przede wszystkim wynotować tytuły, bo ostatnio mam trochę zaległości. Ale może niedługo. To jest w końcu jakiś pomysł! I w to w takim hejterskim - moim ulubionym - stylu :]

      Usuń
  2. Rzeczywiście mamy skrajnie różne opinie na temat tych książek. Nie były wybitne, ale dobrze i szybko mi się czytało ;) Choć bardziej podoba mi się seria o Nikki Heat niż Derricku Stormie.

    Za to nie lubię serialu, widziałam pierwszy odcinek i to mi wystarczyło. Mówili w nim, że Castle zabił swojego bohatera i się tym zasugerowałam pisząc swoją recenzję.

    Ale się napracowałeś przy szukaniu, kim jest Richard Castle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też zdecydowanie bardziej lubię i bardziej cenię książki o Nikki Heat. Tych dwóch, które pozostały z serii o Derricku Stormie nawet nie zamierzam czytać.

      A serial...hmm...moim zdaniem jest spoko, ale moja dziewczyna ma takie samo zdanie jak Ty. Cos na początku nie zaiskrzyło i teraz nie chce się dać przekonać do niego. Nie i już :) Trudno, i tak czasem bywa ;)

      Powiem szczerze, że już kiedyś szukałem info kto mógłby być ghost writerem tych książek, ale jakoś sobie darowałem. Dopiero jak trafiłem na tego bloga, który zresztą nie jest aktywny od 2011 roku, to pomyślałem, że pobawię się w tłumacza. Tak więc nie moja tutaj zasługa, a tamtej autorki. Ale i tak dzięki ;)

      Usuń