czwartek, 21 maja 2015

[120-123] Filmowy Flesz #18: "Wkręceni 2" (2014); "Fotograf" (2014); "Haker / Blackhat" (2015); "Jeziorak" (2014)

Kilka dni mnie nie było, ale jakoś tak wyszło, że nie za bardzo było o czym pisać, a jak już się uzbierało, to aż na Filmowego Flesza, bo filmów sporo, a tak naprawdę żaden z nich nie zasługuje na pojedynczą recenzję (no może z wyjątkiem jednego, ale...). Dziś 18 odsłona cyklu, w której stosunek filmów polskich do amerykańskich wynosi 3/1. Zapraszam!

Wkręceni 2
Zacznę może od najgorszego filmu w tym zestawieniu. Filmu, który w ogóle nie powinien powstać, czyli od Wkręconych 2 Piotra Wereśniaka. Tak jak wspomniałem, dla mnie ten film jest totalnym nieporozumieniem. I nie chodzi o to, że jest słaby. Jest niepotrzebny. W sumie trochę mnie dziwi jak spod ręki tej samej osoby mogą wychodzić filmy ponadczasowe (scenariusz do Kilera) i całkiem przyzwoite (reżyseria Zróbmy sobie wnuka, scenariusz Zakochani, Pan Tadeusz), ale też gnioty wręcz nie do opisania (Wkręceni, Stacja, serial Agentki). No i teraz to - kasztan starający się płynąć na fali popularności Piotra Domagały, jak bobek w gęstej magmie szamba. Naprawdę, jest to twór dziwny, oglądany przeze mnie bez skupienia (bo i na takowe nie zasłużył), z którego wynika, że powinna być to raczej jakaś monodrama, spektakl jednego aktora, bo wszyscy inni są mało ważni, niepotrzebni lub wręcz całkowicie zbędni. Niestety, Domagała (grający w tym czymś dwie role) chyba troszkę przecenia swoje możliwości i percepcyjną wytrzymałość widzów, która, przynajmniej obecnie, przypomina zachwyt nad jego kreacjami. Z jednego wywiadu, który z nim przejrzałem (czytanie to za dużo powiedziane) wynikało, że chce być zaszufladkowany jako aktor komediowy. Fajnie, jednak żeby tak się stało, albo żeby nie stało się tak jak z Czarkiem Pazurą, musi zdecydowanie bardziej urozmaicić i wzbogacić swój aktorski warsztat, ponieważ ja widzę dokładnie tę samą postać za każdym razem, kiedy on jest na ekranie (od momentu premiery Wkręconych). Jeśli czegoś nie zmieni, to wieszczę, że ludziom szybko się odbeknie tym jego gagiem i zamiast śmiechu będą jedynie pobrudzone ubrania. Jednak to tylko prognoza, mogę nie mieć racji wszak żyję w kraju, w którym nic nie jest pewne (poza tym, że KLIK). O samym filmie nic nie napiszę, bo wydaje mi się, że to by był zbyt duży zaszczyt dla takiego kasztana.

Ten film jest tak potrzebny, jak normalnemu chłopu takie spodnie


Moja ocena 1/10

Haker
Bardzo lubię Michaela Manna. Kropka. Jego filmy są mocne, męskie. Prezentują silnych bohaterów, którzy uparcie i wytrwale, mimo przeciwności losu dążą do swojego celu, często używając środków dalekich od perswazji słownej. Tak było w Złodzieju, Miami Vice, Zakładniku, Informatorze, Gorączce i pewnie w wielu filmach, których jeszcze nie oglądałem. Jednak Haker jest inny. Jest przede wszystkim dziwny. Jest czymś co miało być thrillerem, sensacją, filmem o cyberprzestępczości, a wyszedł twór o hakerze, który przypomina z wyglądu nordyckiego boga piorunów, a jego zdolności przystosowania się do sytuacji nie powstydziliby się agenci SAS czy innego Mosadu. Potrafi podkraść się cicho jak rosomak i wbić facetowi śrubokręt w oko z precyzja szkolonego przez lata zabójcy Stasi. Samej klawiatury, która tutaj powinna być najważniejsza używa sporadycznie i wcale nie wydaje się ona aż taka ważka. Film jest dość jasny. Nie ma tutaj żadnych nieścisłości ani zawiłości fabuły, które mogą wprawiać nas w osłupienie lub konsternację. Z tym jest wszystko w porządku. Nie zawodzą też sceny pojedynków, czy to na broń palną czy też wręcz, które u Manna zawsze są surowe i bardzo realne, jednak to wszystko się jakoś razem nie komponuje w jedną spójną całość. Także wątek miłosny pojawia się jakoś znikąd, bez żadnych podstaw, jest dość naciągany i, co tu dużo mówić, sztuczny po prostu. Tym co mogłoby ten film uratować to solidniejsze wytłumaczenie skąd nasz bohater haker posiada takie zdolności do walki i szeroko pojętego zabijania. Bez tego trudno jest przełknąć tę historię. Mann chciał iść z duchem czasu. Zrobić film o nowym rodzaju przemocy - cyberprzestępczości. Jednak chyba zbyt mocno siedzi jeszcze w mocnym kinie poprzednich dekad, gdzie jeśli pojawiał się komputer to służył raczej do tego, żeby uderzyć nim przeciwnika. Tutaj, mimo tytułu czujemy, że jest podobnie. Szkoda.
Bardzo ładny gość od IT... czy jednak aby nie za ładny?


Moja ocena 4/10

Fotograf
Na film Waldemara Krzystka czekałem z wielkimi nadziejami na ciekawe i wciągające kino. Sama historia - genialna i bardzo obiecująca. W Rosji od wielu lat działa seryjny morderca zostawiający przy swoich ofiarach numerki, jak czynią to policyjni fotografowie. Nikt nie wie jak wygląda, aż do momentu, kiedy przez czysty przypadek nieświadoma tego z kim ma do czynienia rozmawia z nim pewna milicjantka będąca święcie przekonana, że jest to psychiatra, z którym była umówiona na konsultację (Fotograf chwilę wcześniej zabił psychiatrę). Po tym zajściu Natasza - bo tak nazywa się nasza główna bohaterka - zostaje zwerbowana przez majora Lebiadkina (Alexandr Baluev) do specjalnej grupy poszukującej od wielu lat Fotografa. Po pewnym czasie okazuje się, że mordercą jest zbiegły ze szpitala psychiatrycznego Kola Sokołow, którego historię poznajemy wraz z szukającymi go milicjantami. W tym miejscu pojawiają się retrospekcje, które cofają nas do Legnicy lat 70., kiedy to w związku z koncentracją jednostek wojskowych i struktur dowódczych była nazywana Małą Moskwą. Tam poznajemy małego Kolę zanim jeszcze trafił do tzw psychużki, czyli domu wariatów, kiedy to był największą przeszkodą stojącą na drodze swoich rodziców do większej kariery. W jaki sposób Kola przeszkadzał rodzicom i co stało się później zobaczcie sami, nie chcę być tym, który zepsuje zabawę, jednak ostrzegam, że historia ta nie została wygrana dostatecznie mocno i tak dobrze, jak na to pozwalał jej potencjał. Pierwsze co rzuca się w oczy to sposób realizacji, który bardziej przypomina rekonstrukcje Wołoszańskiego lub teatr niż kinowy film. Także fakt, że przez większość czasu akcja dzieje się w Moskwie sprawia, że trzeba czytać napisy (nie myślę, że jest to złe, ale włączając polski film nie byłem na to przygotowany, więc Was również przed tym przestrzegam). Również trochę sztuczne aktorstwo głównej postaci kobiecej, wspomnianej Nataszy (Tatyana Arntgolts) nie pozwalało w pełni rozkoszować się opowiadaną historią. Reszta aktorów, w tym kilku naszych rodaków (m.in. Sonia Bohosiewicz, Tomasz Kot, Adam Woronowicz) poradziło sobie troszkę lepiej, choć też bez fajerwerków. Jednak najgorsze były niedopowiedzenia w rozwiązaniu historii. Niby wiemy co się stało, ale nie do końca. Niby wiemy dlaczego, ale nie do końca. I taki był właśnie cały ten film, niby dobry, ale nie do końca...

Taki kadr jaki film... słaby


Moja ocena 4/10

Jeziorak
Wreszcie przyszła kolej na film, o którym można napisać więcej dobrego niż złego, ponieważ Jeziorak, to bardzo przyzwoity (i chyba pierwszy) polski kryminał z kobietą-śledczym na pierwszym planie (jeśli nie, to mnie poprawcie). Historia biegnie dwutorowo - jedną sprawą jest zaginięcie dwóch policjantów (jeden z zganionych był konkubentem głównej bohaterki); druga to znalezione w łódce przy brzegu zwłok młodej dziewczyny. Nad sprawą pracuje podkomisarz Izabela Dereń (Jowita Budnik), której do pomocy - jest ona wszak w błogosławionym stanie (przypomina Wam się Fargo może?) - przydzielony zostaje aspirant Wojciech Marzec (chyba pierwsza poważniejsza rola Sebastiana Fabijańskiego poza serialem, jednak nie pamiętam kogo grał w Pod mocnym aniołem a Miasta 44 nie oglądałem). Razem starają się rozwikłać tę ponurą zagadkę, która wraz z odpowiedziami kto i dlaczego zabił przyniesie kolejne trupy oraz zaskakujące fakty z przeszłości głównej bohaterki. Wojciech Otłowski (odpowiedzialny za reżyserię i scenariusz) poradził sobie z tą historią naprawdę dobrze. Wszystko wydaje się prawdopodobne, fabuła nie jest naciągana, aktorzy grają poprawnie (są oczywiście wyjątki, np. Michał Żurawski, ale ja go nie trawię, więc to może stąd ta ocena), a niektórzy nawet bardzo dobrze (Simlat, Budnik oboje oszczędnie, ale bardzo wyraziście), a sam film ma bardzo ciekawy mroczny nastrój, który dodatkowo pogłębia umiejscowienie akcji - małe miejscowości otoczone lasami, bagnami, pełne opuszczonych poza sezonem ośrodków wypoczynkowych i pensjonatów. Jeziorak, to jeden z lepszych polskich dramatów kryminalnych, które oglądałem na przestrzeni wielu ostatnich lat. Jest to również film, który niesamowicie miło mnie zaskoczył, ponieważ nie spodziewałem się po nim wiele, a otrzymałem kawał bardzo solidnej produkcji (jest to w tym aspekcie całkowite przeciwieństwo Fotografa, który zupełnie mnie rozczarował). To również wspaniała przeciwwaga dla gniotów typu Wkręceni 2! Oby więcej takich filmów powstawało w naszym kraju.

Budnik do kanonicznej piękności zaliczyć nie można i to jest fajne, że reżyser nie próbuje grać seksapilem bohaterki, gdyż nie o to w tym filmie chodzi.


Moja ocena 7+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz