Jak już wspomniałem, jestem fanem wszelkiego rodzaju seriali kryminalnych. Ostatnio buszując po sieci udało mi się znaleźć serial pod tytułem "Ulice San Francisco", który był kręcony w latach 1972-1977. Wyemitowano łącznie 5 sezonów zawierających 120 odcinków. Ja jestem po seansie czterech pierwszych i muszę powiedzieć, że starsze obrazy kryminalne z lekka mnie śmieszą. Niby wszystko jest fajnie, jest klimat, jest akcja, jest zagadka do rozwiązania, ale wszystko idzie jakoś tak zbyt łatwo.
Co ciekawe jest to serial, w którym jedną z głównych ról gra Michael Douglas, który został nominowany do Złotego Globu za ten serial. Douglas partneruje wielkiej gwieździe amerykańskiego kina Karlowi Maldenowi, który jest być może i wielkim aktorem, ale ja jak na niego patrzę, to potrafię zapamiętać tylko ten jego wielki nochal i kojarzy mi się raczej z zabawnym dealerem kart z "Cincinnati Kid'a" ze Steve'm McQueene'm, a nie wielkim panem detektywem...
Ale wracając do samego serialu. Jest to klasyk i ikona seriali kryminalnych lat 70-tych, w którym w duecie występują doświadczony detektyw Mike Stone (K. Malden) i młody inspektor Steve Keller (M. Douglas). I trzeba przyznać, że serial ten był przepustką do przyszłej filmowej kariery Michaela Douglasa, który wystąpił w 100 odcinkach serialu rezygnując dopiero przed ostatnią serią, gdzie jego miejsce zajął Richard Hatch. Serial ten zachowuje konwencje starych obrazów, w których w każdym odcinku pojawiał się tzw. "guest star" albo czasem nawet "special guest star". I takim sposobem w poszczególnych odcinkach "Ulic San Francisco" pojawiły się m.in. Peter Strauss, Nick Nolte, Arnold Schwarzenegger, Martin Sheen, Tom Selleck.
Mimo tego, że serial jest "legendą" dziś już z lekka traci myszką, a sposób w jaki jest kręcony i wszystkie zabiegi techniczne i inscenizacyjne nie pozwalają mu w żaden sposób być aktualnym w dzisiejszych czasach. Te dziwne strzelaniny, no i Douglas, który w każdym epizodzie musi zarobić w twarz żeby później móc gonić przestępcę... Fajnie się to ogląda dla klimatu, tych pięknych aut, krążących po ulicach San Francisco, ale napięcia i jakiegoś dreszczyku emocji nie daje, tak jak musiał to robić prawie 4 dekady temu.
Jakoś większy sentyment czuję chociażby do "Hawaii 5-0", który od niedawna znów mam szansę oglądać, ponieważ jego emisję wznowiła stacja CBS Action, czy też do mojego ulubionego serialu kryminalnego tamtych lat, a mianowicie "Columbo". Ale o tym kiedy indziej.
Podsumowując, obraz ten nie jest zły, można zobaczyć głównie dla Michaela Douglasa, albo z sentymentu. Ja daje 6/10.
Moja matka rodzicielka 2 lata temu wspomniała mi o serialu, który bardzo lubiła, a którego tytułu nie pamięta. Jedyne co pamiętała to że grał tam jakiś znany aktor, a w czołówce był most. W imieniu rodzicielki i własnym (w końcu będę spał spokojnie), dziękuję.
OdpowiedzUsuńHehehhe :D Nie ma za co;)
OdpowiedzUsuń