Jakoś tak będzie już 5 dni jak nic nie napisałem, więc pora aby się odezwać ;) Dziś kolej na małą połajankę książki, która, kiedy brałem ją do rąk wydawała mi się niezwykle ciekawa a okazała się bardzo przeciętna, a co za tym idzie rozczarowująca :/ Mam tutaj na myśli, oczywiście, "Obrońców dzieł sztuki" Roberta M. Edsela, na podstawie której, za niespełna dwa tygodnie, wchodzi do kina film "Obrońcy skarbów" w doborowej obsadzie (m.in. G. Clooney, M. Damon, J. Goodman, C. Blanhette, B. Murray) ze scenariuszem i w reżyserii Georga Clooneya.
Od razu chciałbym zaznaczyć, że nie jest to powieść. Jest to autentyczna historia jednostki nazwanej Monuments, Fine Arts, and Archives program (MFAA) potocznie nazywanej "obrońcami skarbów" , która została powołana do życia w 1943 (działała do 1946 r.) z inicjatywy największych muzealników, marszandów i konserwatorów dzieł sztuki głównie ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Mieli oni tylko jedno proste (no, może nie do końca) zadanie, odzyskać lub odnaleźć zrabowane przez hitlerowców podczas wojny najznamienitsze działa sztuki. Dodatkowo mieli mieć na uwadze także ochronę zabytkowej architektury, czyli inaczej mówiąc, mieli wskazywać w którym budynku żołnierze nie powinni się ostrzeliwać z wrogiem. Oczywiście ten drugi aspekt był stosowany wtedy kiedy była taką możliwość, bo wiadomo, że najważniejsze było ludzkie życie i jeśli jakaś budowla mogła pomóc w prowadzeniu walki, to oczywiście była do tego używana. Zresztą i tak większość kościołów miało "poutrącane" wierze, ponieważ były to idealne miejsca dla strzelców wyborowych i aby się uchronić przed ich zabójczymi umiejętnościami likwidowano takie "miejscówki" zawczasu.
Omawiana przeze mnie książka nie obejmuje jednak wszystkich działań MFAA. Jest poświęcona głównie odzyskiwaniu dzieł skradzionych we Francji, Belgii, po części też Polski, choć skupia się na tym pierwszym kraju. Działa skradzione z Luwru, a a także od wielu prywatnych marszandów i kolekcjonerów były bardzo łakomym kąskiem dla Hitlera, który chciał po wygranej wojnie zbudować w swoim rodzinnym Linzu największe i najokazalsze muzeum sztuki. "Pomniejsze" albo może bardziej na miejscu byłoby tu słowo mniej pożądane przez fuhrera, ale równie cenne dzieła były także przywłaszczane przez jego tzw. przydupasów takich jak Hans Frank, który tak się zaopiekował Portretem Młodzieńca Rafaela, że do tej pory nie wiadomo gdzie jest lub przez Hermana Goeringa.
Nad tym całym bajzlem miała czuwać właśnie MFAA, czyli grupa licząca około 400 żołnierzy i pracowników cywilnych rozrzuconych po całym świecie. Przytaczanie nazwisk tych ludzi nie wydaje mi się zasadne, ponieważ ja się tylko namęczę z poprawną ich pisownią, a Wam i tak nic one nie powiedzą, ponieważ nie ma tam ludzi "sławnych" z jakiegokolwiek choćby powodu. Nie zmniejsza to jednak ich zasług dla światowego dziedzictwa i bardzo fajnie, że powstał film opowiadający ich historię.
I teraz mam mieszane uczucia, bo z jednej strony takie historie zawsze mnie fascynowały i ciekawiły, ale z drugiej sposób w jaki została przedstawiona jest bardzo niezadowalający. A przynajmniej jest tak w moim odczuciu. I mimo tego, iż rozumiem, że nie jest to powieść sensacyjna czy też kryminalna, to liczyłem na jakikolwiek dreszczyk zaciekawienia i ...tajemnicy. A tutaj, niestety, tego nie ma. Fakty, fakty, nudy (typu listy do żony) i fakty. Trzeba jednak przyznać autorowi, że się starał. Książka ma znamiona "fabuły". Pojawiają się nieliczne dialogi i dodatkowo jest pisana z punktu widzenia poszczególnych uczestników wydarzeń, którzy jakby są głównymi ich bohaterami. Nie jest to jednak do końca to na co liczyłem. I teraz druga strona medalu. Z tej książki da się zrobić naprawdę świetny film, ponieważ o ile czytanie tego wszystkiego czasami nużyło, to dobre ukazanie wszystkich tych wydarzeń na ekranie z ciekawą obsadą, dynamicznym montażem i dobrymi dialogami może znamionować kawał dobrej rozrywki z elementami historii w tle.
Ja osobiście oceniam tę książkę na 6/10 i mimo iż się lekko zawiodłem, to przeczytam także kolejną, opowiadającą o ratowaniu dzieł sztuki we Włoszech, książkę Edsela pt. "Na ratunek Italii". A dla tych, którym ten temat wydał się ciekawy mogę dodatkowo zaproponować książkę Leszka Adamczewskiego, polskiego dziennikarza i historyka, pt. "Skarby w cieniu swastyki".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz