wtorek, 11 lutego 2014

[55-57] Książki: "Misjonarze z Dywanowa" t. 1-3 - Władysław Zdanowicz (2007, 2011, 2012)

Czytałem przygody Szwejka Haska. Czytałem "Batalion czołgów" Škvoreckýego. Ba! Czytałem nawet "Paragraf 22" Hellera (który to jednak zupełnie mnie nie porwał). Wszystkie te książki były ciekawe i na swój sposób podobne, wszak opowiadały o wojsku. Humor był różny, bo rożne były też okoliczności i czas powstawania tych książek. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie te elementy i tak żadna z nich nie przebije groteskową zabawnością, absurdem ukazanych tam sytuacji i wciągająca i ciekawą fabułą "Misjonarzy z Dywanowa" Władysława Zdanowicza. 

A kim są owi misjonarze? Hmm...tak w skrócie są to żołnierze misji stabilizacyjnej w Iraku, którzy odbywają tam swoją sześciomiesięczną służbę. Cała historia rozpoczyna się dość niewinnie. Tuż po wprowadzeniu dotyczącym wulgarności języka jakim posługiwać się będą bohaterowie zostaje nam przedstawiony plutonowy Piotr Leńczyk, który właśnie zapoznaje się z nowymi rekrutami służby zasadniczej. Są to jednak jego ostatnie dni w jednostce, bo za chwile wyrusza na misję do Iraku. Jednak plutonowy Leńczyk ma problem. Jego obecna "narzeczona" jest w ciąży, a on chciałby się z nią przed wylotem pobrać, jednak kapelan w jednostce, po dość drastycznej wymianie zdań, kategorycznie odmówił udzielenia mu ślubu. Jest w jednostce wszak pewien sierżant sztabowy, który potrafi załatwić wszystko i tak naprawdę dzięki niemu ta instytucja jeszcze funkcjonuje. Dodajmy też, że jest to kolega Leńczyka. I w taki oto sposób ów sierżant załatwia dość pokręconą wymianę, która zresztą kończy się tragicznie. A teraz krótki jej opis. W jednostce w Malborku jest sobie szeregowy Piotr Leńczyk, który po pewnym incydencie ma zostać z niej wydalony. Jednak chce on zostać w wojsku jako żołnierz zawodowy. Natomiast plutonowy Piotr Leńczyk ma jechać na misję w stopniu szeregowego (chodzi o wysokość żołdu), więc sierżant wymyśla, że szeregowy Leńczyk w ramach przysługi, za którą zostanie później nagrodzony możliwością służenia w jednostce plutonowego Leńczyka pojedzie na dwutygodniowy kurs przed misyjny (plutonowy tego nie potrzebuje, bo to nie jest jego pierwsza misja), a plutonowy przez te dwa tygodnie załatwi swoje wszystkie sprawy matrymonialne i później się wymienią miejscami. Pech chce, aby to wszystko się nie udało i doprowadza do wypadku samochodowego, w którym poszkodowany zostaje plutonowy Leńczyk i w bardzo ciężkim stanie trafia do szpitala. Natomiast z racji tego, że szeregowy Leńczyk nie ma się z kim wymienić jedzie na misję do Iraku. A na wieść o tym co się stało sierżantowi pęka wrzód w żołądku i pada trupem, więc nie ma już nikogo oprócz szeregowca kto znałby prawdę. Jednak szeregowemu nikt nie wierzy, bo w papierach wszystko się zgadza (obaj mężczyźni są nawet do siebie podobni). Hmm... mam nadzieję, że nie pogmatwałem za bardzo, ale to tylko samo wprowadzenie, które w dalszej części historii przestaje mieć większe znaczenie.

"Jeżeli jest się idiotą, to nie można być głupim i trzeba cały czas myśleć." Szer. Leńczyk

Ważne jest już tylko to, co dzieje się tuż przed i na samej misji. A, uwierzcie mi, dzieje się sporo. I każda z sytuacji, czyli konfrontacji prostego, choć logicznie myślącego szeregowego z wyższą kadrą oficerską, powodowała u mnie salwy śmiechu. A musicie mi uwierzyć, że są to sytuacje bardzo rzadkie w moim przypadku (ciężko mnie rozbawić), więc każdy taki przypadek, że rżę jak koń czytając książkę, jest bardzo istotny i warty odnotowania ;) Ale nic nie mogłem poradzić. Nagromadzenie absurdów i idiotycznych (z punktu widzenia cywila i Leńczyka) wymian zdań powodował, że nie mogłem się powstrzymać. Tak, humor to chyba jeden z największych atutów tej opowieści. Jednak nie jedyny. Ważni są też sami bohaterowie i historia jaką mają do opowiedzenia. A bohaterów jest kilkunastu. Mniej lub bardziej zarysowanych, pojawiających się i znikających w odmętach fabularnych wątków, jednak wszyscy są prawdziwi. Nie są ani wydumani, ani zbyt mocno podkolorowani. Są bardzo realni i albo dają się polubić, albo nie, ale ważne, że są wyraziści. Wszyscy żołnierze mają swoją historię, którą autor podaje nam w różnych proporcjach, tak abyśmy dość dobrze poznali pierwszoplanowe postaci. A muszę przyznać, że zostawił sobie na to sporo miejsca, bo każdy z tomów ma format solidnego podręcznika do historii, zaś układ stron jest tak zaplanowany, aby zmieścić na nich jak najwięcej tekstu. Natomiast wszystkie trzy tomy razem mają przeszło 1250 stron! A to jeszcze nie jest koniec, bo autor jest w trakcie pisania czwartego tomu.



Jeśli zaś przyjrzymy się opowiadanej historii, to ona także prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Poznajemy bowiem tutaj całą drogę jaką musi przejść żółtodziób na misji  w obcym kraju, która tylko na papierze jest stabilizacyjna a w rzeczywistości często ledwo udaje się wyjść cało z sytuacji zagrożenia życia takich, jak bliskość ukrytych ładunków wybuchowych, snajperzy, czy też otwarta walka z partyzantami. I choć jest w niej bardzo wiele zaskakujących i komicznych zbiegów okoliczności, to ja jestem skłonny w bardzo dużą część z nich uwierzyć. Dodatkowym atutem są także wszystkie prezentacje wycinków z regulaminów wojskowych, z którymi nasi bohaterowie muszą się na każdym kroku zmagać. Braki w sprzęcie, opieszali magazynierzy, łapiduchy z absurdalnymi specjalnościami lub z ciśnieniem na kasę, oficerowie z zawyżonymi ambicjami lub z różnymi nałogami albo tchórzliwi podoficerowie, którzy boją się wystawić nogę poza teren bazy. To wszystko, a nawet jeszcze więcej odnajdziecie właśnie w "Misjonarzach z Dywanowa". Dość przyjemny styl jakim posługuje się autor dopełnia całości dzieła.

Podsumowując, nie potrafię znaleźć żadnych słabych stron tej historii, więc i oceniam ją bardzo wysoko jak na taki rodzaj literatury, czyli przygodowo-pamiętnikarską - 7.5/10 - i polecam wszystkim, którzy lubią takie klimaty!

Po książki zapraszam do księgarni autora. Na recenzję tomu 4 zapraszam tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz