Po kilku latach milczenia na temat dalszych losów szeregowca Leńczyka, Władysław Zdanowicz zrobił swoim fanom troszkę spóźniony, ale jakże piękny prezent gwiazdkowy, wydając wyczekiwany 4 tom Misjonarzy z Dywanowa. Po Pinkim, Jonaszu i Honkerze przyszedł czas na Hienę. A ja zapraszam wszystkich na jej przedpremierową (premiera 28.02) recenzję!
O ile w pierwszych tomach na równi z co się dzieje stało jak się to dzieje, o tyle w tej części autor większą ilość stron poświęcił na rozmowy między bohaterami niż na poganianie akcji do przodu. Nie jest to broń Boże zarzut, ot, zwyczajne subiektywne odczucie. Fakt ten jednak zupełnie nie wpływa na obniżenie jakości całości, gdyż czyta się Hienę równie dobrze jak poprzednie części. Jest w niej nawet więcej mięsa, treści, ponieważ, jak wspomniałem, bohaterowie mają zdecydowanie więcej miejsca i czasu - w końcu nic ważnego, a przynajmniej zagrażającemu ich życiu się w ich otoczeniu nie dzieje - aby przedstawić swoje opinie na bardzo wiele istotnych tematów takich, jak zależności między zwykłymi żołnierzami a ich dowódcami oficjalnie i prywatnie, stosunek do mediów w strefie konfliktów zbrojnych oraz oficjalnych komunikatów z tych działań, słabe wyposażenie naszych wojsk w porównaniu do wojsk sojuszniczych, a nawet życia seksualnego Rovera (:-]) i wiele, wiele więcej.
Takie poprowadzenie opowieści ma też swoje uzasadnione podłoże. Ponieważ autor nie bierze wydarzeń prezentowanych w książce z nieba lecz z rozmów z osobami, które znają je z pierwszej ręki, w tym tomie chciał zwrócić szczególną uwagę na to, że po trzech miesiącach przebywania w tym samym gronie, patrzenia na te same gęby przez niemal 24 godziny na dobę oraz słuchania po wielokroć tych samych historii między żołnierzami dochodzi do słownych utarczek i drobnych spięć. Nie zmienia to wcale faktu, że każdy z nich poszedłby za drugim w ogień niezależnie od tego, że chwilę wcześniej obrabiał mu tzw. dupę. I to świetnie widać właśnie w Hienie.
Nie bójcie się jednak, Hiena
nie jest wypełniona jedynie "gadaniem". Nasi bohaterowie po udanej
akcji odbicia z rąk Al-Kaidy dwóch "ofików" - podpułkownika Jagody i
kapitana Kwidzyńskiego - wracają do bazy, gdzie od razu trafiają do
wydzielonego, zamkniętego pomieszczenia kontrolowanego przez
salwadorskich "specjalsów". Wszystko dlatego, że akcja, w której brali
udział dostała oznaczenie "tajne przez tajne" i ma to być
zabezpieczeniem przed rozprzestrzenianiem się informacji na jej temat
(zamknięcie i bariera językowa, bo tylko dowódca salwadorczyków zna
angielski). Jednak oddzielenie chorążego Gecco od jego żołnierzy, a
także szeregowca Rovera od DiFACu (wojskowa stołówka) z pewnością nie
jest dobrym pomysłem i zemści się z nawiązką na tym kto go wydał.
Następujące po tym wydarzenia sprawiają, że "nadpułkownik" Dąbrowski
postanawia - dla chronienia własnej dupy - wysłać ich na kilka dni poza
teren bazy jako ochronę konwoju zmierzającego do Kuwejtu. W drodze do
celu pluton rotacyjno-dyspozycyjny trafia na mityczną brytyjską bazę, a w
niej na znajomego z dawnych lat, w której wielką rolę odegra "woda
życia" i... jajka. Czym jest tytułowa hiena nie zdradzę, tego musicie
dowiedzieć się sami. ;-)
Takie poprowadzenie opowieści ma też swoje uzasadnione podłoże. Ponieważ autor nie bierze wydarzeń prezentowanych w książce z nieba lecz z rozmów z osobami, które znają je z pierwszej ręki, w tym tomie chciał zwrócić szczególną uwagę na to, że po trzech miesiącach przebywania w tym samym gronie, patrzenia na te same gęby przez niemal 24 godziny na dobę oraz słuchania po wielokroć tych samych historii między żołnierzami dochodzi do słownych utarczek i drobnych spięć. Nie zmienia to wcale faktu, że każdy z nich poszedłby za drugim w ogień niezależnie od tego, że chwilę wcześniej obrabiał mu tzw. dupę. I to świetnie widać właśnie w Hienie.
Co do dalszych przygód Rovera i spółki, autor zapewnia, że ma szkic kolejnych tomów i wymyślił już nawet zakończenie, więc nie jest to opera mydlana typu Klan czy inna Plebania. Obecnie pracuje już nad piątą częścią pt.: Panika, której zapowiedzią jest ostatni rozdział Hieny (oj, będzie się działo! ;-)). Jest również pomysł na to, aby wysłać Leńczyka do Afganistanu, więc planów jest sporo. Nam nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać na kolejne tomy i dopingować autora w jego działaniach, gdyż nie mam wątpliwości, że kolejne tomy będą równie dobre jak wydane dotychczas .
Już wkrótce recenzje dwóch kolejnych książek Władysława Zdanowicza Relacja BORowika i Afganistan. Dowódca plutonu, które zostały napisane we współpracy z Janem Jagodą (pierwsza) i Rafałem Stachowskim (druga). Po książki zapraszam do księgarni autora.
A na recenzję poprzednich trzech tomów zapraszam tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz