Po ostatnich fleschowych recenzjach znalazłem wreszcie film, któremu chcę poświęcić cały tekst. Tym obrazem są stworzony przez Georgea Clooneya (scenariusz i reżyseria) i Granta Heslov'a (scenariusz) "Obrońcy skarbów", czyli dość luźna, choć nie tak całkiem mijająca się z prawdą, historia stworzenia i funkcjonowania podczas II wojny światowej jednostki zajmującej się ochroną i odnajdywaniem skradzionych przez III Rzeszę (ale oczywiście nie tylko) arcydzieł światowej sztuki.
A dlaczego luźna? Ponieważ twórcy, choć inspirowali się realnymi wydarzeniami, to odwzorowywali je raczej bardzo ogólnie. Niby zarys się zgadza, ale już ich odtworzenie musiało im pasować do fabularnego wydźwięku całej historii. I tak mamy tutaj na przykład śmierci dwójki bohaterów, co jest prawdą, jednak już ich okoliczności i przyczyny są zgoła odmienne od tych rzeczywistych. Tak samo bohaterowie. Jest w nich wiele z realnie istniejących i biorących udział w tych wydarzeniach ludzi, choć noszą oni jednak inne nazwiska i są czasami kompilacją kilku osób. I tak na przykład, co wynika z moich spostrzeżeń, Matt Damon odtwarzający postać podporucznika Jamesa Grangera w rzeczywistości wzorowany był na podporuczniku Jamesie J. Rorimerze, George Clooney, filmowy porucznik Frank Stokes to rzeczywisty porucznik George Stout, a Cate Balnchett jako Claire Simone, to wypisz wymaluj słynna Rose Valland, natomiast szeregowy Sam Epstein (Dimitri Leonidas) to raczej na pewno szeregowy Harry Ettlinger (pełną listę można znaleźć tutaj). Jednak czy moje odczytanie prawdziwej tożsamości niektórych postaci jest prawidłowe tego w 100% nie jestem pewien, choć wydaje mi się, że tak właśnie było. Moja wiedza w tej materii wynika z lektury książki, na której wzorowali się twórcy filmu, a mianowicie "The Monuments Men: Allied Heroes, Nazi Thieves and the Greatest Treasure Hunt in History", której polskie tłumaczenie pt. "Obrońcy dzieł sztuki" recenzowałem już jakiś czas temu (recenzja tutaj).
A o czym tak dokładnie jest ten film? Clooney po raz kolejny wziął na warsztat historię ważną i ostatnimi czasy dzięki różnego rodzju publikacjom (książki Edsela, a także Grabież Europy Lynn H. Nicholas, czy też Skarby w cieniu swastyki Leszka Adamczewskiego) coraz szerzej dyskutowaną. Chodzi o zakrojoną na gigantyczną skalę hitlerowską akcję rabowania (często pod nazwą konfiskaty lub ochrony) największych dzieł sztuki (głównie obrazów, ale także rzeźb, ceramiki, biżuterii, antycznych mebli etc.) z podbijanych i okupowanych krajów. Powodów takiego zachowania było wiele, choć z tego filmu dowiemy się pobieżnie raczej tylko o dwóch. Hitler chciał stworzyć w Linzu, swoim rodzinnym mieście w Austrii, największe i najokazalsze muzeum świata; drugim jest fakt, że wielu nazistów było również koneserami sztuki, jak na przykład pokazany w początkowych sekwencjach Göring.
Jednostka, która w filmie przybrała nazwę The Monuments Men, miała te dzieła odnaleźć i zwrócić prawowitym właścicielom. Ich dodatkowym zadaniem było przeciwdziałanie niszczeniu kolejnych dzieł, czy to architektury czy sztuki, podczas prowadzenia walk. W jej skład weszli najodpowiedniejsi do tego rodzaju pracy ludzie: konserwatorzy zabytków, pracownicy muzeów, rzeźbiarze, architekci etc. I choć ich zadanie przypominało trochę prace Syzyfa, to jednak starali się ją wykonać jak najlepiej i najdokładniej.
Film w swoim wydźwięku jest bardzo stonowany. Stara się uświadomić nam jak ważnym dziedzictwem jest sztuka, czyli to co udało się stworzyć ludzką ręką przez setki lat oraz jak łatwo możemy zaprzepaścić to na zawsze. Ale także zadaje pytanie, czy jest ona ważniejsza od ludzkiego życia, które może być utracone w konsekwencji jej ratowania. Żołnierze nie mają z odpowiedzią na to pytanie żadnych problemów, jest ono skierowane raczej do nas widzów. I wcale nie tak prosto na nie odpowiedzieć, choć jak się wydaje członkowie The Monuments Men zdają się również ją znać, przy czym jest ona zgoła odmienna od tej armijnej.
Cała konwencja i stylistyka "Obrońców skarbów" jest łatwa w odbiorze. Miejscami mamy do czynienia z zagęszczeniem akcji, jednak nie są to chwile, w których byśmy obgryzali paznokcie z nerwów. I choć zdarzają się też momenty wzruszające (jak choćby motyw z nagranymi życzeniami świątecznymi na płytę gramofonową, który z tego co pamiętam jest autentyczną historią), to ogólnie film jest lekki i utrzymany w tonie żartobliwym. Przyczyniają się do tego same postaci (np. około 70cio letni szeregowiec już brzmi śmiesznie) dobrze zagrane przez, co by tu nie mówić, wielkie gwiazdy, jak i niekiedy kontrast między nimi oraz ich podejście do sprawy (nawet w najbardziej dramatycznych chwilach nie opuszcza ich poczucie humoru i dystans do tego co się dzieje).
Film na pewno jest hołdem złożonym członkom MFAA (Sekcja Zabytków, Archiwów i Dzieł Sztuki, już w przekładzie na polski), i dzięki pokazaniu ich działalności w hollywoodzkiej superprodukcji z zawrotną ilością gwiazd na pewno zostanie ona dostrzeżona przez wielu ludzi, którzy nie mieli o niej wcześniej żadnego pojęcia. To kolejny atut tej produkcji.
Ja natomiast, po seansie, miałem jedynie nadzieję, że jeden trzech naszych najcenniejszych obrazów, który dotychczas nie został odnaleziony po wojennej zawierusze - mam tutaj oczywiście na myśli Portret młodzieńca Rafaela - nie skończył tak jak pokazywała to jedna ze scen tego filmu. Swoją drogą takie zachowanie, które wprowadzało w czyn dyrektywę Hitlera o nazwie Neron mogło być wydane jak i wykonane jedynie przez szaleńców.
Podsumowując, uważam że film, choć nie powalił mnie na kolana, to jednak bardzo mi się podobał i dzięki temu, że porusza ciekawy temat na pewno warty jest uwagi.
Ocena gatunkowa - hmm... a jaki to gatunek?
Ocena ogólna - 7/10
hołd hołdem, ale nie zmienia to faktu, że Clooney tym razem zrobił... kupę. Dla mnie film jest płytki, nudny, ckliwy. Zestawił aktorów, którzy do siebie kompletnie nie pasują, w ogóle podszedł do tematu jakoś zbyt fabularnie - ja nie poczułem tutaj żadnego klimatu. Sam recenzowałem film dość dawno, ale zadra dalej pozostaje. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCieszmy się więc, że jest tak dużo twórców i tak dużo gustów w światowym kimie, że każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego. Ja nie uważam bynajmniej żeby ten film był wspomnianą przez Ciebie "kupą", a i klimat i fabułę miał odpowiednią. Może moje odczucia biorą się stąd, iż ten temat ostatnimi czasy dość mocno mnie interesuje. Zobaczenie wszystkiego o czym czytam było przyjemnym doznaniem.
UsuńRównież pozdrawiam :)
wyraziłem tylko opinię na temat filmu, nic więcej. są filmy, które poróżniają gusta i ten z pewnością do nich należy :)
UsuńNie jestem sam. Jak ja się cieszę :) Arek wstydź się heheh ;)
UsuńAj tam. Kłócił się nie będę, więc Niech będzie, że to ze mną jest coś nie tak ;)
UsuńCzyli jednak sięgnę po ten film. Ze zwiastuna raczej wynikało, że będzie to przezabawna opowieść. Pomimo, że na własnej skórze nie przeżyłam żadnej wojny, to nie bawią mnie żarty ani komedie dot. II Wojny Światowej. Owszem mam za sobą "Jak rozpętałem..." itp. ALe były to filmy raczej luźne powiązane z tą tematyką. Tu myślałam, ze prawdziwą historie obrócą w żart. Jednak z tego co piszesz wynika, że nie jest to niesmaczne. Także skuszę się i obejrzę :D
OdpowiedzUsuńPowiem tak (a może bardziej napiszę), większość recenzji jakie znajdziesz będą raczej niepochlebne. Ot, kolejny hollywoodzki gniot z zadęciem gdzie najlepsi na świecie są amerykanie. Nie wiem, nie znam się. Wiem tylko, że mnie się podobało. Może i miejscami było trochę zadęcia i patosu, ale taki ten film miał chyba mieć wydźwięk.
UsuńJednak uprzedzam, że dwaj Panowie, którzy zawarli swoje komentarze powyżej uważają, że nie mam racji i to gniot. Ta Pani, z bądź co bądź czasopisma kulturalnego, także: http://e.czaskultury.pl/czytanka/film/1602-obroncy-skarbow więc jak się nie spodoba to żeby nie było na mnie ;)
Ja, wychodzi na to, mam w tej materii gust płytki i banalny :D
Spokojnie, czytałam u góry komentarze. Kupa do mnie nie przemawia. Kupę to robi Uwe Boll, reszta może robić gnioty. "Zestawił aktorów, którzy do siebie kompletnie nie pasują, w ogóle podszedł do tematu jakoś zbyt fabularnie" Zrozumiałabym, że np. świetni aktorzy wydawali się drętwi, sztuczni... ale żeby aktorzy do siebie nie pasowali? Nie to, że się czepiam, bo żaden ze mnie ekspert, ale nie przemawia do mnie argument, ze ktoś do kogoś nie pasował. Ktoś do czegoś, ale kogoś? O co chodzi z tym, że jest zbyt fabularny? Czyli, że co? Że posiada fabułę? Że nie jest dokumentalny, animowany czy edukacyjny? Nie rozumiem. Ale pojawiło się też "nudny, płytki i ckliwy" - to do mnie przemawia, ale zazwyczaj tak opisywałam romanse i melodramaty, więc nic mi nie pozostaje, jak na razie stanąć w kolejce do Twojego obozu. Program wyborczy przeciwników mnie nie przekonał.
Usuń;)
UsuńEhh... tutaj kolejny dowód na to, że chyba tylko mnie w całym kraju się ten film podobał: http://film.org.pl/r/recenzje/obroncy-skarbow-54671/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=obroncy-skarbow
UsuńTeraz się pojawiły w sieci napisy, to każdy ogląda i recenzuje :D
eeej noo... tyle jadu co dziś to chyba nigdy nie przyjąłem :( kajam się, zastosowałem mało konstruktywną krytykę, ale sprowadziliście mnie zbyt brutalnie do parteru :(
UsuńŻycie jest brutalne. Ale tak na poważnie. Czytając komentarz nie widzisz mojej twarzy, nie słyszysz tonu wypowiedzi itd. Z tym fabularnym podejściem Cię poniosło, owszem i to było naprawdę śmieszne. Co do reszty, to było zwykłe rozmyślanie. Żaden wytyk, przytyk, czy coś w tym rodzaju. Zastanawiam się nad obejrzeniem tego filmu, nie od momentu przeczytania opinii Arka, tylko od momentu pojawienia się pierwszego zwiastuna. Jako, że jak do tej pory, napotkałam same niepochlebne opinie, czekałam na jakieś plusy. Dlaczego? Bo ganienie tego filmu mnie nie przekonywało. Większość z osób pisze o filmie, używając słów, których znaczenie jest im obce, ewentualnie nie widzieli naprawdę złego filmu (i chyba tego im zazdroszczę). Mam za sobą masę filmów, także moje ocenianie też jest inne. Kolejna opinia, którą nad Tobą dał Arek. Nie wiem na co ta osoba liczyła? Że co? Że film będzie trwał 5 godzin? Wtedy można by pokazać jak tak naprawdę wszystko powinno się rozwijać. Kolejna osoba, która mi mówi: pamiętaj, jak film nawet uznasz, ze był ok - to jesteś głupcem! NALEŻYSZ DO BANDY GŁUPCÓW! Nie podoba mi się to, nie podoba mi się kiedy ktoś mi wmawia swoją wyższość i nie ważne czy ma racje czy nie. To tak jakbym słuchała disco polo. To, że ty nie lubisz nie oznacza, ze momentalnie staje sie osobą, bez gustu. Przeczytałam kilka opinii na temat tego filmu. Nigdzie nie spotkałam takiej, która nie wmawiałaby mi czegoś, która by mnie przekonała, że ten film to faktycznie kupa. Za to Arek dał mi coś w co uwierzyłam. Przekonało mnie. Czy mi się produkcja spodoba? Nie wiem, ale przynajmniej używał słów, które rozumie.Czy widzisz gdzieś w opinii Arka jakiekolwiek zdanie, które miałoby mniej więcej taki wydźwięk? Ludzie chyba nie do końca rozumieją ten film, może się nie skupili, może oczekiwali filmu dokumentalnego? A może nie rozumieją, że ten film jest oparty na pewnej historii, a nie jest historią, którą możemy poznać z podręczników, pamiętników... Nie, on dał mi wolną rękę, a ze jego przekonania trafiły do mnie bardziej niż nudny, ckliwy i płytki, to już inna para kaloszy.
UsuńUps...chyba kiedyś napisałem coś niepochlebnego o ludziach którzy słuchają disco polo... :| Ale mam nadzieję, że to tylko taki bardzo wyrazisty przykład i tak naprawdę nie słuchasz DP ;) Wystarczy, że mój ojciec czasem to robi :D
UsuńOwszem nie słucham ale i nie potępiam. Każdy słucha to czego chce, każdy ogląda to, na co ma ochotę. Co innego pisać, nie lubię, nie podoba mi się, dla mnie to chłam, a co innego: nie wiem komu może się to podobać, tylko bezguścia tego słuchają. Chociaż jak usłyszę "jestem szalona" to śpiewam ile wlezie :D Najbardziej śmieszą mnie opinie: pokazali, jak to Amerykanie są dzielnym narodem, honorowym lub nie wiem jak Amerykanów uczy się historii, jednak w tym okresie, panie nie chodziły z cyckami na wierzchu.... no sorry, ale Kolumb był pierwszy. Oznacza to, że ktoś albo nie przyswaja pewnych wiadomości, albo obejrzał w życiu naprawdę mało filmów.
UsuńUff...na szczęście w moim tekście o DP i pochodnych tej muzyki obrażam tylko ją samą :D Myślałem, że z rozpędu przeszedłem do argumentów ad personam zamiast pozostać przy argumentach ad rem :)
UsuńA co do opinii o tych cyckach etc, to skąd one są? Jakaś nowa recenzja, która mnie ominęła? ;>
Nie, tak ogólnie. Nie przytoczę Ci teraz filmów, ale często się zdarza, że nie ważne jaka to epoka (walka o ogień czy pokonanie Hitlera) to babki paradują po ekranie z dużym biustem na wierzchu. No i krytyka, ze taka moda wtedy nie panowałam, że zapinały się pod szyję i takie tam. Ano nie panowała, ale to kwestia przyzwyczajenia. 80% amerykańskich filmów, to cycki, całowanie się na tle czegoś wybuchającego i żołnierze USA jako Ci sprawiedliwi.
UsuńAha... No czasami tak jest, że twórcy lecą schematami ku uciesze gawiedzi, nie zastanawiając się nad detalami i realiami epoki :/ Ale na szczęście nie zawsze :)
UsuńLepszy taki film, niż powtarzanie po raz setny utartych schematów. W dodatku interpretacja historii opartej na faktach.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty też będę wkrótce zmuszony zainteresować się ochroną dóbr kultury, więc w pewnym stopniu liczę również na to, że coś ciekawego wyniosę w z filmu. Zobaczymy.
Ooo... ciekawie się zapowiada. A dlaczego, jeśli można spytać, będziesz zmuszony się tym tematem zainteresować?;> Bo wiesz, ja to robię z własnej woli, nikt mnie nie zmuszał i ciekawią mnie Twoje powody :)
UsuńTaki kierunek studiów ;) Ochrona dóbr kultury, to część systemu bezpieczeństwa państwa ;)
UsuńFajnje! A tak na marginesie, to ciekawy kieruek studiow ;)
Usuń