Czy Was, podobnie jak mnie, denerwuje pisanie książek "bo taka jest moda" albo wręcz jedynie dla kasy? Już od kilku lat zauważam tendencję do pisania gniotliwych i zupełnie nikomu nie potrzebnych...biografii. Nie mówię już o ich poziomie "artystycznym", jeśli w tym przypadku można w ogóle używać takich górnolotnych słów. One są po prostu nudne i wtórne. Najbardziej przerażający jest wysyp różnego rodzaju biografii piłkarzy, które jak grzyby po deszczu pojawiły się przez EURO 2012 i teraz mamy ich kolejne natarcie. Wszelkie te "Victory Valdesy", "Gerardy Pique", "Gigi Buffny", "Sergio Ramosy", "Thierry Henre", "Philipy Lamy", ale też "Andy Muraye", "Jebrony Jamesy" są wszędzie. Gdzie nie rzucisz kamień, ten się na pewno odbije od jakiejś sportowej "legendy" na okładce.
Fotka pożyczona z bloga: "Książki sportowe" http://ksiazkisportowe.blogspot.com/2014/02/11-najlepszych-pisarzy-wsrod-pikarzy.html |
Sam muszę przyznać, że dałem się złapać na lep "promocji" i dwa lata temu kupiłem chyba nawet 4 czy 5 z tych gniotków, bo chciałem zobaczyć czy niosą one ze sobą jakąś wiedzę czy są bezużyteczne tak jak przypuszczałem. Okazuje się, że z tytułów, które z trudem przez te 24 miesiące przeczytałem najciekawsza była - jak zresztą przypuszczałem od samego początku - biografia Ibrahimovicia "Ja, Ibra". Najbardziej otwarta, szczera i kontrowersyjna. Cała reszta, czyli tytuły takie jak: "Sekrety La Roja", "Barca. za kulisami najlepszej drużyny świata", "Ronaldo. Obsesja doskonałości", "Messi. Historia chłopca, który stał się legendą", no i wreszcie na końcu i zdecydowanie ostatnia z tej listy "Wayne Rooney. Moja historia", czyli jedyna w tym towarzystwie autobiografia (no, może nie jedyna, bo i Ibrahimovic jest ujęty jako współtwórca książki o sobie) podobno pierwsza z pięciu części, to żałosne dno.
Cały czas się zastanawiam po co pisać takie książki? Ja wielkim fanem futbolu nie jestem, ale od czasu do czasu lubię sobie obejrzeć jakieś mistrzostwa czy inną Ligę Mistrzów, a co za tym idzie, chciałbym się czasem dowiedzieć czegoś o ludziach którzy wzbudzają we mnie takie emocje, jednak te książki, np. o Messim, czy Cristiano Ronaldo są zupełnie z dupy wzięte! Chłopaki jeszcze młode, ciągle grają, te największe sukcesy jeszcze przed nimi (żaden z nich nie poprowadził swojego teamu do sięgnięcia po puchar mistrzów świata) a już mają po kilka książek o sobie na koncie:| Zupełny bezsens. I dodatkowo te książki trochę przypominają hagiografię - szczególnie ta Rooneya - no normalnie żywoty świętych! Jeśli ich życie jest tak nudne jak je przedstawiają, to ja im szczerze współczuję, bo nawet każdy przeciętnie pijący student ma w ciągu tygodnia tuż po sesji więcej przygód, niż te gwiazdy w trakcie całego swojego dotychczasowego życia.
Lektura tych książek sprawiła, że na wspomniane gwiazdy - wyłączając Ibre - spojrzałem zdecydowanie mniej przychylnym okiem. Szczególnie na Rooneya, który tak się krygował i tak pisał o swoich wszystkich ekscesach, jakby nigdy ich nie było albo to nie on był za nie odpowiedzialny. Nic tylko idylliczne życie u boku swojej wybranki ze szkoły średniej. Żałosne.
Osobiście uważam, że takie książki powinny być pisane z pewnej perspektywy czasu, szczególnie kiedy dotyczą życia sportowców, ale też gwiazd show-biznesu. Kiedy wydarzenia troszkę się wyklarują i więcej ludzi będzie się chciało na ich temat wypowiedzieć. Kiedy ten rozdział w życiu opisywanego człowieka, a szczególnie sportowca - kariera zawodowa - będzie zakończony, a nie wciąż w trakcie.
Najciekawsze biografie sportowców jakie czytałem spełniały właśnie te kryteria. Na przykład biografia Kazimierza Deyny, Michaela Jordana czy też autobiografia Andre Agassiego. Na mojej półce leżą jeszcze trzy książki z tego właśnie gatunku poświęcone sportowcom: "Cantona. Buntownik, który został królem" i "Smolar. Piłkarz z charakterem" i "Rodman. Powinienem być już martwy". Mam nadzieję, że te publikacje również mnie nie zawiodą.
A co Wy myślicie o tego typu gniotkach pisanych pod wpływem mody? I jak w ogóle patrzycie na poziom biografii czy też literatury wspomnieniowej wydawanych w ostatnich latach? Czekam na komentarze ;)
Zgadzam się z Tobą w stu procentach. Obecnie jest więcej piszących niż czytających (chociaż ponoć piszących blogi też jest więcej, niż czytających l;) ). A jeśli chodzi o biografie, wspomnienia i pamiętniki to jest jakaś masakra. I to takimi falami leci. Danka Wałęsa napisała to Tuskowa też....itd. No przecież, ileż można! Za niedługo nie uda nam się zwykłej powieści kupić, a lekturą będą wspomnienia Błaszczykowskiego. O zgrozo! Kiedyś sobie myślałam, że lepiej czytać byle co, niż nic ale teraz....ja już wolę nie czytać... :):):) Tymczasem Umberto Eco spogląda na mnie spod łóżka (no co, nie mam półki przy łóżku;) )
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj! Może nie byle co, ale Eco?! Ja jestem na tak! A i biografie też mogą być fajne, choć jeśli chodzi o te sportowe a szczególnie piłkarskie to niestety przeginają... :/ Ale MŚ to co się dziwić. Ludzie kupią, a przecież w tym świecie liczy się tylko kasa :(
UsuńNo ja tam nie kupie. Po cholere mi to? Niech chłopaki biegają za tą piłką, tylko to mnie interesuje. Do ich życia prywatnego nie mam kompletnie nic. Czasem jakiś fakt rzeczywiście wzbudzi moją ciekawość, ale umówmy się - większość piłkarzy, to nie są ludzie grzeszący intelektem i bez ciekawych rzeczy do powiedzenia. Skoro grają w piłkę i robią to dobrze nie rozumiem po co bawić się w coś, do czego albo się nie nadają, albo boją się sam proces pisania przekazać w ręce kogoś naprawdę kompetentnego. W jakiś dziwny sposób te książki faktycznie kuszą, ale nie wiem, czy warto sponsorować taki chłam :/
UsuńNo ten Eco to tak na początku wciągnął, a teraz zaczyna coś przynudzać i pisać o kupie, co to jeszcze dymi i jest zdrowa, ej - hu kers? Jeśli zaś chodzi o wszelkiego rodzaju, nazwijmy to ogólnie, wspomnienia, uwielbiam "W ogrodzie pamięci" Olczak-Ronikier, oraz "Korczak. Próba biografii" tejże autorki. Poza tym zakupiłam ostatnio "Dziennik zimowy" Paula Austera, którego wielbię więc książka na bank będzie w trąbkę:).
Usuń@Łukasz - Ja uważam, że na pewno któreś z tych książek ukazujących się na fali zainteresowania mundialem będą ciekawe. Jednak pewnym jest też to, że będzie to raczej drobny odsetek całości. I gdyby nie ta moda to podejrzewam, że te gorsze w ogóle nie miały by szansy na ukazanie się w druku. Ale cóż robić? Pozostaje nam chyba tylko albo nie czytać albo bardzo ostrożnie wybierać oddzielając ziarna od plew ;)
Usuń@madalena - Ja póki co mam za sobą tylko "Imię Róży" i taką maleńką książeczkę Eco o bibliotece, ale po "Imieniu..." bardzo dobrze wiem jak on potrafi wkurzyć odbiorcę tym przynudzaniem. Pierwsze 100 stron to była mordęga, ale później się rozkręcił ;) Zresztą na końcu książki wyjaśnił, że ten zabieg miał odstraszyć tych mniej wytrwałych. Ja się teraz, już od dłuższego czasu - niestety bezowocnie, zapatruje na "Wahadło Foucaulta". Może kiedyś...
Polecam "Zapiski na pudełku od zapałek", zbiór felietonów. Uśmiałam się przy tym, jak rzadko, świetnie się to czyta. Fajne, krótkie formy. Zero przynudzania. "Imię róży" kiedyś tam zaczynałam sto razy ale miałam schiz, że jak poślinię kartkę to umrę :):):)
UsuńA tak, o "Zapiskach..." słyszałem to i owo. Może jak uda mi się gdzieś dorwać to przeczytam. Eco w ogóle ciekawy gość i myślę, że z wieloma jego książkami chciałbym się bliżej zapoznać, ale jak zwykle albo brakuje czasu, albo jest akurat co innego do czytania :|
UsuńNie czytam biografii. Nie interesuje mnie czyjeś życie i nie ważne, że jest to Marilyn Monroe, Freddie Mercury, Jonathan Davis czy… Korwin-Piotrowska. Co z tego, że uwielbiam czyjąś muzykę, filmy czy też pracę. Nie obchodzą mnie ich losy i już. Także nie kupuję żadnych biografii i kupować nie będę. No ale z drugiej strony nie czytuję niczego, co nie jest kryminałem, fantastyką, sensacją, thrillerem czy horrorem. Niektórzy uważają to za słabość, że nie potrafię czytać świetnej, światowej i ambitnej literatury. W dupie to mam :D Niech sobie myślą, wiem przy czym najlepiej spędzam czas i jest mi z tym wyśmienicie. Nie czytuję niczego co sprawia, że przez kolejne tygodnie chodzę chora, rozmyślam o bohaterach i ich losach. Tak samo z filmami. Nie podniecają mnie „Rozważne i Romantyczne”, „Pasje” czy „Kwiaty pustyni” itp. Owszem widziałam, czytałam i doceniam wiele rzeczy, ale za bardzo się wkręcam, za bardzo rozmyślam i za bardzo przeżywam. Teraz np. mam wkrętkę na Jacka Reachera :D No człowieku, co sobie o nim przypomnę to rogal na twarzy mi wyskakuje! Po skończonej książce nie katują mnie myśli, nie ryczę że ktoś kogoś nie chciał, zabił, że miał przesrane w życiu i takie tam. Albo jakieś morderstwa (ot chociażby seria z Janem Fablem) – cudownych morderstw nigdy dość! Na szczęście Ci „inteligentni” mają wiele książek do czytanie i „kretyni” też :D Więc dla każdego coś miłego! Choć ciekawi mnie czy osoby czytające biografię swoich idoli doświadczają większej więzi ze swoim guru czy robią to, aby zobaczyć jak ich bożyszcze doszło do tego co ma. No i istnieje jeszcze możliwość, ze chcą być tacy jak oni i patrzą jak bardzo różniły się ich życia
OdpowiedzUsuńNo ja tam jedną miałem okazję czytać - była to biografia Tolkiena, ale przysięgam, że nie jestem kretynem :D To znaczy jeszcze nie do końca... ;)
UsuńA ja czytam. Interesują mnie bowiem różne smaczki z życia osobistego ludzi których cenię za dokonania zawodowe. Nie jest to taka trywialna żądza plotek, stąd też nie czytuje Show, Party, Rewii ani całego tego ścierwa, ale dobrze opisane, niedostępne wcześniej kulisy niektórych wydarzeń są mi jak najbardziej po drodze. I tak jak pisałem w poście, miałem przyjemność przeczytać już kilka ciekawych biografii, które dodatkowo poszerzyły moje spektrum postrzegania danej osoby a także jej twórczości poprzez większą wiedze na temat kontekstu tworzenia niektórych dzieł.
UsuńAle w pełni akceptuję Twoje zdanie na temat bojkotowania biografii i literatury nie mieszczącej się w granicach gatunkowych, które wymieniłaś ;)
Oj, ja należę do grupy kretynów :D Bo jak wspominałam, nie czytam ambitnych, rozwijających, światowej klasy, nauczających, zmuszających do zadumy-refleksji i poruszających do granic możliwości książek (i nie wyśmiewam tu nikogo!). Oczywiście, to co napisałam u góry (o tych inteligentnych i kretynach) to takie uogólnienie, wyolbrzymienie itd. Ale często spotykam się z opinią: „Ale jak to czytasz fantasy? Jak to sensacje, kryminały? Przecież to takie płytkie! Trzeba się rozwijać, należy naszemu umysłowi pozwolić na myślenie!!” Mam ochotę wtedy mordować ich długo i boleśnie :D No i jeszcze są Ci, którzy czytają wszystko i mówią "jak to oglądasz filmy i seriale? Ja czytam tylko książki! Oglądanie jest bezwartościową rozrywką." No mówię, uogólnienie: nie każdy Polak kradnie, nie każda Ukrainka jest prostytutką :D No ale co zrobię, odpowiada mi bycie kretynem :D Nieźle się przy tym bawię i uwielbiam tak spędzać czas… na bezwartościowych rozrywkach i czytaniu płytkiej literatury.
UsuńCo do czytelników literatury fantasy, to pamiętam jak kiedyś w jednym z wywiadów Andrzej Sakowski powiedział pani dziennikarce, ze o czytelnikach tego właśnie gatunku panuje plotka, że to kretyni owijający się w filię i udający przeróżne stwory z wyżej wymienianych powieści, a jego zdaniem - miał z nimi styczność na wielu konwentach - są to zdecydowanie bardziej oczytani ludzie niż wszyscy myślą, znający się na nowych technologiach i mający dużo szersze horyzonty myślowe niż taka za przeproszeniem pani z gazety :D
UsuńArek: Tak przeczytałam swój wpis i faktycznie wygląda dość brutalnie :D Nikogo nie potępiam...matko kochana, nikogo nie osądzam! Każdy robi to, co sprawia mu radość. Nie czuję sie ani gorsza ani lepsza, ze czegoś nie czytam bądź czytam. Jakoś nigdy nie interesowały mnie kulisy życia jakichś osób. Może inaczej: nie interesuje mnie dlaczego powstała taka piosenka a nie inna, dlaczego ktoś tak się ubierał, tworzył coś takiego a nie innego. Czytałam Fridę i nie dałam rady :D Nie, że zła książka... ale czytając łapałam się, że czytam, a myślami byłam gdzieś indziej. Czytałam "Malowanego ptaka" dawno, dawno temu. Do dzisiaj pamiętam niektóre opisy, do dzisiaj książka siedzi mi w głowie i do dzisiaj nie mogę o niej zapomnieć. Czy to dobrze? Zapewne tak, ale nie chcę! To był koszmar i ten koszmar wpłynął na życie bohatera książki. Pamiętam na j. polskim ostatnią klasę i lektury. Zdarzyć przed Panem Bogiem, Medaliony i wiele innych... czytałam i ryczałam jak ostatni debil. Wiele tygodni mijało zanim chciało mi się wyjść gdziekolwiek, żeby się odprężyć. Nie, to nie dla mnie. Czytam po to, żeby się odprężyć, poprawić sobie humor bądź go utrzymać. Nie zamierzam czytać czegoś, co sprawi, że przy wyśmienitym humorze załapie totalnego doła, ewentualnie będę rozmyślać na czyimś życiem. Wiec te wszystkie "życiowe książki" omijam z dala. Jak chce mieć do czynienia z uzależnieniami, patologią, to wystarczy, że włączę wiadomości. Nie muszę mieć tego jeszcze w czasie, kiedy się relaksuje. Więc nie uważam, że "ambitne" książki są złe, tylko, że są nie dla mnie - tak jak biografie.
UsuńOk, w pełni Cię rozumiem. Ja mam podobnie z filmami. Nie oglądam tych, które z założenia będą mnie później prześladować. Po obejrzeniu "Million Dollar Baby" Eastwooda miałem depresję pół nocy i musiałem włączyć sobie jakąś odmóżdżającą komedię żeby spokojnie zasnąć. I nie twierdzę, że to zły film. Co to to nie! Ale drugi raz bym go nie obejrzał. Więc nie myśl, że w jakikolwiek sposób Cię potępiam. Po prostu czasami lubię przeczytać taką książkę, nie tylko lekką i przyjemną jak "Republika złodziei", którą właśnie kończę i właśnie to chciałem tym komentarzem przekazać. Ale rozumiem Twoje nastawienie. Może po prostu nie wszystkie książki są dla wszystkich. Ale jest ich tak dużo, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ważne żeby coś czytać ;)
UsuńNo patrz, zastanawiałam się nad tą ksiażką albo nad "Kłamstwa Locke'a Lamory" tego autora. Wybrałam tą drugą. Nie dlatego, że miała lepsze opinie czy coś w tym rodzaju. Na Lubimy czytać przeczytała taki oto cytat:
Usuń"Pewnego dnia spieprzysz coś tak bezprzykładnie, tak niesamowicie , tak.. porażająco, że niebo zapłonie, księżyce zatańczą, a bogowie będą ze śmiechu srali kometami."
Stwierdziłam, że ta książka musi być moja :D
Powiem Ci, że bardzo dobrze zrobiłaś, ponieważ "Kłamstwa..." to pierwsza z siedmiu części cyklu o Niecnych Dżentelmenach. A jak Ci się spodoba (na pewno Ci się spodoba), to nieuchronnie staniesz się posiadaczką także "Republiki złodziei" (trzecia część cyklu) i "Na szkarłatnych morzach" (druga część cyklu).
UsuńLynch genialnie prowadzi fabułę swoich książek. Jego postaci są tak różne od tych wszystkich "szlachetnych", które często goszczą na kartach powieści fantasy, że aż ciężko się oderwać od lektury. Jedyny zarzut do niego to tempo pracy :[ Na trzecią część trzeba było czekać 6 lat !
"Kłamstwa..." są zajebiste!! I kropka! :):)
UsuńCzyli trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Na LC nie ma informacji, że to seria, wiec stwierdziłam, że skoro nie ma w nawiasie, który tom, to że są to trzy książki, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Teraz zamierzam przeczytać "Wirus" (Chuck Hogan, Guillermo del Toro), bo w lipcu wychodzi serial na podstawie tej ksiażki i zapowiada się bardzo "przyjemnie" :D
Usuń:) A no widzisz jak pięknie wybrałaś ;) A swoją drogą na LC powinni być bardziej uważni :/
UsuńA co do "Wirusa" to kolejny "Zmierzch"? :|
Ano nie :D I (przynajmniej przypuszcza) on jej nie da orgazmu życia, pomimo, że on podoba się jej, ona podoba się jemu - ale się nie lubią i co chwilę się kłócą.
UsuńZwiastun: http://hatak.pl/artykuly/pelny-zwiastun-the-strain-nowego-serialu-autorstwa-guilermo-del-toro
Ksiażka: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/75633/wirus
Trochę przypomina mi to film ileśtam dni mroku. Przypomina, to za duże słowo. Chodzi mi o podejście: silni, wytrzymali, sprytni i bardzo krwiożerczy. Wygląda to trochę na polowanie :D Boże, z moich wypowiedzi pod tym Twoim tematem wychodzi, ze jestem psychopatą :D Na swoje usprawiedliwienie dodam, że tak Reacher na mnie działa. W tej części dużo ludzi ginie z jego rąk, jest masa broni, wojskowości i ogólnie :D No Reacher - ogromny ziomek, który prawie nic nie mówi, jak przywali to zabije :D Kocha tę serię :D Jest taka... pierwotna, surowa. Chyba znowu sobie obejrzę Strike Back! Tak zrobię, testosteronu nigdy za wiele.
Bleee...! To całkiem nie moje treści. Nie mam nerwów do tego typu seriali/filmów.
UsuńAle Reachera z chęcią przeczytam :) A i co do Strike Back też wypadałoby wrócić. Stonbridge i Scott to nieźli kozacy są :) Jeden z moich ulubionych seriali ostatnich lat w ogóle a o tej tematyce w szczególności!
P.S. Jaka tam psychopatka ;)
Ja tam się cieszę jakbym co najmniej dostała watę cukrową :D Miło znowu będzie zobaczyć wampiry jako krwiożercze bestie, bez skrupułów, sumienia i które nie ruchają wszystkiego co się rusza.
UsuńJeśli te nie spółkują ze wszystkim co się rusza, to znaczy, że jakieś DZIWNE są :P Stereotyp wampira, jaki ukształtował mi się w głowie z filmów, które do tej pory widziałem, jasno daje mi do zrozumienia, że chuć to one mają akurat nieposkromioną :D
UsuńObejrzyj zwiastun, no ja bym nie chciała z którym z nich wylądować w łóżku... czy gdziekolwiek. Aczkolwiek chętnie bym się do nich przyłączyła :D Chociaż polowanie z predatorem też brzmi ekscytująco.
UsuńNo właśnie widziałem zwiastun i dlatego stwierdziłem, że "fuj". Ale mimo to uważam, że to jakieś dziwne wampiry. Takie trochę techno-wampiry :D
UsuńZobaczę jak wyjdzie. W sumie napaliłam się na fakt, że te wampiry nie są nie tylko jak ze zmierzchu, ale też nie są jak 98% wszystkich wampirów :D Techno-wampiry, podoba sie mi, ja je nazwałam wampiry nowej generacji :)
UsuńNo właśnie o to chodzi! Są inne! Diametralnie różne. I to może być albo kluczem do sukcesu, albo gwoździem do trumny. Wszystko zależy od tego jak się będzie prezentował serial jako całość. Szczególnie pod względem fabularnym ale też i wszystkich zastosowanych w nim "chłytów".
UsuńOby Ci się spodobał. Ja i tak pasuje ;)
Lara, obawiam się, że każda książka która Ci się podoba musi wykręcić odpowiedni licznik trupów :D Reachera czytałem i książki faktycznie są świetne, ale Arek mówi, że i film był dobry, a według mnie był fatalny :D I tak jakoś teraz już nie mogę czytać, bo mam przed oczami tego malutkiego Cruise'a i to się robi strasznie irytujące :P
UsuńA widzisz Łukasz, ja miałem to szczęście, że najpierw zobaczyłem film z, co tu ukrywać jednym z moich ulubionych aktorów z lat wczesnej młodości i późnego dzieciństwa, i nie miałem możliwości dostrzeżenia tej dysproporcji między nim a jego książkowym odpowiednikiem. I może dlatego, niezniechęcony seans zniosłem nadzwyczaj dobrze :)
UsuńCiekawe czy teraz czytając książki będę potrafił sobie wyobrazić kogoś innego niż Tom w roli Reachera :D
Łukaszu, ależ oczywiście, że nie! Mam książki, gdzie są trupy, ale się nie liczą - w sensie nie oto, nie oto, nie oto :D Albo nawet ich nie ma! Nie, w sumie od dawien dawna nie czytałam książki, w której nie byłoby choć jednego trupa. Co do filmu jeszcze nie oglądałam, ale zamierzam. Pomimo, że „Cruz” nie przypomina w niczym mojego najwspanialszego Reachera, to jakoś nie odrzuca mnie jeszcze od filmu. Jak patrzyłam na zdjęcia z filmu, to jakoś tez aktorzy mi nie podpasywali (w sensie wizualnie) no i Rosamund Pike też nie wygląda mi na babeczkę w typie Jacka... jest taka... miałka, nijaka. No ale jeszcze tej części nie czytałam. No w każdym razie jestem ciekawa jak przenieśli tego troglodytę na duży ekran :D I tak po prawdzie nie przychodzi mi nikt do głowy, kto mógłby zagrać główną postać. Nie to, że mam w głowie jego wizerunek… ale nie znam kogoś kto by oddał charakter tej postaci. Więc może dlatego Tom mnie nie odstrasza.
UsuńPo Reacherze, a przed Wirusem przeczytam jakiś romans, bo zaczynam się o siebie martwić :(
Lara - jak romans to może...o wampirach :D Żeby się wprawić w odpowiedni nastrój ;P
UsuńArku, jaki Tom jest każdy widzi i nikt nie zaprzecza, ze facet ma talent. Reacher ma 195 cm wzrostu, waży od 90-120 kg (same "mienśnie" Arek! SAME!) zna się na broni, maszynach, jest inteligentny, jak uderzy to łeb z płucami leci. Reacher jest... bogiem, małomównym bogiem :D Wracając do wizualizacji: 195cm i 90-120 kg no Tom, to to nie jest :D
UsuńOk, niech będzie romans z wampirami. Na bank coś znajdę. W sumie nawet wiem już co.
UsuńTak teraz zacząłem się zastanawiać kogo bym widział w roli Reachera jak mi go tak opisujecie i wydaje mi się, że, być może, odpowiedni by był ktoś taki jak Everett McGill z roli w "Liberatorze 2"? Teraz to oczywiście za późno bo chłop ma 68 lat, ale tam wydawał mi się naprawdę ciekawym bad ass'em, to może jak by mu dodać odrobinę "dobroci" (w tym sensie, że tam był po stronie tych złych, a Reacher, tak ogólnie, jest raczej tym dobrym) to by się nadał ?;>
UsuńA jaki romans wymyśliłaś?;>
Reacher: The Rock by się nadał, bo nie trzeba tam dużo mówić :D Mógłby też zagrać Jason Momoa w sumie - też dałby radę. Ostatecznie Ryan Hurst. Jest przecież kilku takich bad-assów, którzy by do tej roli idealnie pasowali ;)
Usuń@Łukasz - ten ostatni to może i nawet jakoś by podpasował, ale tych dwóch pierwszych to broń Cię Panie Boże! Toż to żałosne drewniaki! JA rozumiem, że Reacher jest małomówny, ale na ekranie musi mieć jakąś dynamikę i charyzmę. Popatrz na Eastwooda. Też jak gra twardziela to rzadko się odzywa, ale jego milczenie jest bardziej przekonujące od tysiąca słów i gestów takiego De Roka.
UsuńMnie się wydaje, że ja bym sobie darował te mięśnie i wziął kogoś bardziej żylastego, choć postawnego i żeby miał koło 45-50 lat. A nie takiego młodzika jak Ci Twoi mięśniacy ;) Ile on ma tam w tej książce lat tak w ogóle?
Od razu zaznaczam, że nie chcę tu nikogo urazić! Jestem baba więc wiecie :D Jason Momoa - ma tępe spojrzenie. The Rock - stanowczo za dużo mięśni. Ryan Hurst albo zbyt papuśny, albo zbyt "bezdomny". Everett McGill za mało wojskowy :D
Usuńreacher to taki....
1. http://hdwpapers.com/walls/sean_connery_wallpaper-normal.jpg
2. http://literarylightsaber.files.wordpress.com/2013/05/kevin-costner_field-of-dreams-04.jpg
3. http://i.imgur.com/nj04ZUk.jpg
Jack jest męski, a nie ładny czy przystojny! Może wasi są męscy... ale oni bardziej jakby tęsknili za rozumem :D
Arek: Jak dla mnie ma maks 35 :D Zmierzam ożenić się z Reacherem :D No to z istłudem żeśmy się zgrali :D
Usuńw sensie wyjść za mąż.To wpisywanie kodów mnie drazni, żeby wstawić komentarz :D
Usuń@Lara: Eastwood od zawsze wydawał mi się najodpowiedniejszy, tylko trzeba by go o jakieś 55 lat odmłodzić :D
UsuńAle spójrz na McGilla w wersji hardcore, też nie wygląda źle choć ma trochę ordynarną i wredną facjatę ;)
https://lh6.googleusercontent.com/-Fp7zoDWvHPM/TYZtTGi3vBI/AAAAAAAABJE/UXNONTrB0oU/s1600/undersiege10.png
http://4.bp.blogspot.com/-3C9H0XNOAeY/UzWxHRjqo0I/AAAAAAAAIJs/x4rdDz-3jyQ/s1600/mcgill.gif
http://www.wearysloth.com/Gallery/ActorsM/11603-8237.gif
A co do ożenku, to będę zaproszony na ślub ?;> :P
A tak na marginesie, to te "młodziaki" teraz to zero charyzmy mają :| Wszyscy albo ładni i umięśnieni o twarzach cherubinków, albo znów jakaś taka bezmyślność z nich bije (nie to żebym uważał, że są głupi, ale takie sprawiają wrażenie).
Gdzie ci twardziele sprzed lat?!
No wiem, że jest męczące, ale wcześniej, zanim tego znów nie ustawiłem, to miałem dziennie po 5-10 boto-komentarzy, które mi niepotrzebnie tylko zapychały skrzynkę :/
UsuńCoraz bardziej wkurza mnie też ten szablon i chyba wrócę do starego wystroju i Disqusa :)
Connery nie może być, bo by mi się z Bondem kojarzył :D A mi się wydaje, że Reacher to właśnie był taki drewniak, spakowany bydlak mierzący prawie dwa metry. Ale dobra, od biedy mogę się zgodzić na Liama Neesona, chociaż już trochę stary jest :) Hugh Jackman też by się nadał, ale z brodą, bo bez nie wygląda zbyt groźnie (jeżeli o tych chudszych mówimy) :D
UsuńEdit: Podpisuje się pod odmłodzonym o 50 lat Eastwoodem, rzeczywiście to byłby najlepszy wybór, ale niestety nie za bardzo realny :D
UsuńOczywiście, ze na slub zaproszę! Tylko wiesz, od pana młodego wtedy wara :D Boje się, że jak zaczniesz czytać, to też będziesz go uwielbiać :) No dzisiejsi młodzi mają wygląd debili, albo są ładni. Nie ma na kim oka zawiesić na ekranie. Są tak idealni, że aż przerażający, albo wyglądają na takich, do których mówi się powoli i dużymi literami :D I też mówię o wyglądzie a nie stanie faktycznym :D Nie ma już Hana Solo, nie ma prawdziwego Bonda... no nie ma takiego faceta z krwi i kości :D
UsuńTen z twoich stron, to pierwsze zdjecie, by uszło, ale ogólnie to trochę podobny do małpy :D Ale ja nigdy nie przepadałam za Arnoldem, Lundgrenem, Seagalem... więc... a smutno mi sie zrobiło. Nie ma na ekranie fajnych facetów.
@Łukasz: Jackman wcale do tych chudych nie należy. W ostatniej części W-Menów aż te wszystkie żyły pulsowały na przerośniętych mięśniach, ale z nim miałbym znów ten kłopot, że za bardo mi się właśnie w Loganem/Wolverinem kojarzy - jak Tobie Connery z Bondem :/
UsuńAle Neeson... to nie jest taki głupi pomysł. On potrafi i dobrze zagrać i dobrze i groźnie pomilczeć. Jednak wracając do jednej z myśli, którą zrobiłeś mi wodę z mózgu. Jak ktoś tak tępy i ograniczony: "Reacher to właśnie był taki drewniak, spakowany bydlak mierzący prawie dwa metr" - jak przedstawiasz Reachera - może wzbudzać sympatię ?!
@Lara: Mam się przystawiać do Reachera? No coś ty! Przyszedł bym z Larą Croft :P
UsuńA co do McGilla to rzeczywiście, troszkę przypomina małpę, al on chyba nawet grał w tym filmie "Walka o ogień" z 1981, więc wiesz jak jest ;)
A co do nowego Bonda, to ja uważam, że Daniel Craig jest genialny w tej roli. Choć lubiłem też Sean'a, Pierce'a i Timothy'ego.
jak przeczytasz to zobaczysz :D to najbardziej pociągający, inteligentny i zajebisty drewniany muł z jakim było ci się spotkać! Poważnie! Ale to, ze taki jest nie oznacza, ze ma tak wyglądać! Nie wierzę, że ktoś mógłby polecieć na Neesona :( Ale tak jak Arek, Jackman jako Reacher nie zdałby egazminu. On jest i będzie idealnym Wolverinem :P
UsuńJak to jak? To są najlepsi bohaterowie, bo wyglądają na maszyny do zabijania bez żadnych ludzkich odruchów :D Ja tam uwielbiam takich gości w filmach akcji. Zawsze pod koniec filmu jeżeli taki wielki goryl jest częścią jakiejś drużyny, oddaje życie za głównego bohatera i ginie w walce. Dlatego właśnie lubię tych wielkich skurkowańców ;)
UsuńOoo...!!! A może jak już o umięśnionych twardzielach mowa to po prostu Statham? Czy to zbyt banalne?
UsuńNIECH ŻYJĄ WILEKIE SKURWYSYNY!
UsuńZbyt banalne, stanowczo zbyt banalne. Jest zajebisty owszem, ślina cieknie.... ale nie
UsuńTeż o nim pomyślałem, ale kurde, ten wzrost by mi przeszkadzał :D
UsuńNa Neesona? Ale przecież na Reachera w książkach też laski nie bardzo leciały. Tzn. on nie był strasznie piękny, ale miał to coś :D Może Neeson też ma to "coś" ;)
Ehh...zobaczcie tylko w jaki ciekawy sposób przeszliśmy z rozmowy o niepotrzebnych biografiach poprzez casting na Reachera do gloryfikacji: "wielkich skurkowańców" tudzież "WILEKIch SKURWYSYNów" :D Ale mimo wszystko prosiłbym nie obrażać matek tych osobników;P
UsuńTam na dole jest przycisk wczytaj więcej i to trzeba kliknąć - własnie sam się obczaiłem :D
UsuńStatham jest ok, ale nie jako Reacher, właśnie zbyt banalnie.
Usuń@Łukasz: A rzeczywiście :D Ale ze mnie 'moran' :D Może ja bym się nadawał na Reachera, w końcu mam te swoje 195 cm wzrostu i jak widać na pierwszy rzut oka nie grzeszę inteligencją :P Anie, on miał jeszcze podobno posiadać mięśnie, co w moim przypadku jest raczej nie możliwe do dostrzeżenia i to nawet po dość dokładnej analizie ;]
Usuń195 cm? Wow, sporo :D Teraz się będę Ciebie trochę bał :D
UsuńA tak jakoś wyszło :) Ale nie ma się czego bojać, ja niespotykanie spokojny człowiek jestem ;D
UsuńNo dobra doszłam do grona debili, też nie widziałam "wczytaj więcej" :D Masz 195? Te ziomek, pobiegaj, pokop doły (reacher nie chodził na siłownie!) popracuj fizycznie, bo my tu może niepotrzebnie szukamy odpowiednika! No i masz mieć ok. 127w klacie i ważyć w przedziale 99-110 kg :D No jak nie leciały jak leciały na niego. Tzn większość się go bała, ale te odpowiednie wręcz legły.
UsuńA ja to w ogóle jestem kretynem do potęgi nieskończoność. Mam typa, który pasowałby na reachera :D Nie dość, ze żyje, to nawet wiek się mniej więcej by zgadzał. Damm Wam podpowiedź: Firefly i czapka.
UsuńUwierz mi próbowałem :) kiedyś nawet może coś tam się udawało, ale za bardzo lubię jeść i pić żeby się przejmować tym czy moja klata ma 127 cm ;) (swoją drogą to strasznie dużo, niektóry tyle wzrostu mają).
UsuńA co do "Firefly" to czyżby to był Adam Baldwin? No bo chyba nie Castle :D Jak Baldwin, to aż dziwne czemu Łukasz na to nie wpadł, to przecież jego ulubiona postać z tego serialu ;]
Dla mnie mógłby tak wyglądać Reacher http://dvdbash.files.wordpress.com/2012/02/firefly-serenity-adam-baldwin-dvdbash-5.jpg nie jest ładny nie jest przystojny, czasami groźny :D
UsuńJayne Cobb jedyna postać, która dorobiła isę swojego pomnika w serialu :D No i ta jego czapeczka :D
Czyli zgadłem :)
UsuńAno zgadłeś. Jestem ciekawa co na to Łukasz... bo nie wiem czy chciałby Jeyna widzieć w roli bedasa :)
UsuńAle podobno Reacher nie jest znowu takim badassem a i Cobb nie był znów taki milusi ;)
UsuńOk, idę spać, bo jutro na 9 mam egzamin :/