Przyszła pora na kolejną recenzję literatury w Rosją w tle, a tak właściwie, to z Rosją na pierwszym planie, ponieważ dziś podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat kolejnej po "Soczi. Igrzyska Putina", książki Wacława Radziwinowicza pt. "Gogol w czasach Google'a", który po raz kolejny udowadnia nam, że Rosję zna i, mimo całej jej, czasem, niepojętej absurdalności, kocha i szanuje taką jaka jest.
Ta książka, mimo iż pisana przez tego samego autora i dotycząca tych samych miejsc i ludzi, jest nieco inna niż poprzednia. Dzieje się tak z prostego powodu. W tym przypadku mamy do czynienia ze zbiorem krótszych i dłuższych tekstów (reportaży, felietonów, korespondencji) obejmujących lata 1992 - 2012. Nie jest to jednak wadą tej pozycji, bo wprowadza różnorodność i odmienność stylów jak i samej tematyki.
Wacław Radziwinowicz w olsztyńskiej księgarnio-kawiarni "Tajemnica Poliszynela" na spotkaniu promującym jego pierwszą książkę. Zdj. Grzegorz Wadowski |
A jeśli już jesteśmy przy tematyce Rosji, to Radziwinowicz, jako wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" właśnie z tego wielkiego kraju, zna ją bardzo dobrze. I dzięki niemu my także możemy choć odrobinę lepiej poznać i zrozumieć jak funkcjonuje ten niekiedy przedziwny jednak niezaprzeczalnie fascynujący kraj.
Spośród 96 tekstów jakie składają się na ten zbiór ja wymienię tylko kilka, aby zaprezentować naprawdę godną pochwały różnorodność tematyczną. Co by się na przykład stało, gdyby to w Rosji urodził się Steve Jobbs, czy też jak wiele problemów wprowadziła, niby nic nie znacząca zmiana w nazewnictwie z milicji na policję, która nastąpiła w Rosji 1 marca 2011 roku? Albo też jak samorządy rosyjskie trafiły w ślepy zaułek nie mogąc wyznaczyć dokładnych granic powiatów i miast tylko dlatego, że przez przepisy o tajemnicy państwowej nie mają dostępu do dokładnych map. Lub też teksty o tym jakim uwielbieniem i szacunkiem darzy się w Rosji zdrobniale nazywane kartoszki (ziemniaki) i chlebunio (chleb), bez którego Rosjanie nie wyobrażają sobie porządnego posiłku. Ale także o wiecznie czczonym i żywym Leninie lub o tym że przez korupcję i mocarstwowość, wojsko rosyjskie, które liczy sobie 900 tys. żołnierzy ma ogromne problemy z nowymi poborowymi i bierze do armii kogo popadnie (swoją drogą wśród oficerów rosyjskich wciąż niesłabnącą popularności cieszy się anegdota: Czym różni się nasz żołnierz od amerykańskiego? Waży od niego o 40 kg mnie. A czym różni się masz generał od generała armii USA? Waży od niego o 40 kg więcej. ;)).
„Lubię ten kraj, jestem też z nim rodzinnie związany, bo miałem babcię Rosjankę” – tak o swojej fascynacji Rosją mówił Wacław Radziwinowicz. Zdj. Grzegorz Wadowski |
Ahh...można by tak jeszcze długo wymieniać, jednak zamiast tego polecam Wam po prostu zapoznać się z tą książką, bo myślę, że nie zmarnujecie czasu poświęconego na jej lekturę. Jest to bardzo solidny i zróżnicowany zbiór reportaży obejmujący prawie półtorej dekady, więc całkiem sport szmat czasu. A to, obok różnorodności tematycznej, daje dodatkowo możliwość zaobserwowania zmian jakie zachodziły i wciąż zachodzą w tym wielonarodowym społeczeństwie, które zajmuje 1/7 całej powierzchni ziemi.
Moja ocena to solidne 7/10. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz