Charles Coburn (ur. 1877 w Savannah, zm. w 1961 w Nowym Jorku) mimo tego, iż na ekranie zadebiutował dopiero w wieku lat prawie sześćdziesięciu, to z aktorstwem miał do czynienia już od lat młodzieńczych. W wieku lat siedemnastu objął stanowisko dyrektora teatru w Savannah (też się zdziwiłem, ale mam źródła drukowane, które tak podają). Jako aktor zadebiutował na Brodwayu w roku 1901. Później, po I w. ś. wraz ze swoją żoną Ivah Wills, założył własną grupę teatralną Coburn Shakespeare Players, która odnosiła nawet liczne sukcesy sceniczne.
Tak jak wspomniałem na wstępie, graniem w filmie zajął się na początku lat 30. a na większą skalę dopiero po śmierci żony w roku 1937. Aktorstwo filmowe traktował jako lukratywne zajęcie na emeryturze, jednak to właśnie dzięki niemu stał się sławny. Apogeum nadeszło w latach 40. kiedy to trzykrotnie uzyskał nominację do Oskara i w 1944 roku udało mu się pokonać rywali rolą w "Wesołych sublokatorach" (1943). W tej komedii gra starszego dżentelmena, który wynajmuje mieszkanie od młodej kobiety, aby niebawem odstąpić je młodszemu mężczyźnie a później bawić się w swata.
Jednak Coburna warto zapamiętać także z innych kreacji. Świetnie zagrał rolę fałszywego dżentelmena na statku, który pożądliwie wpatrywał się w kobiety, planując zamordowanie swojej żony granej przez Barbarę Stanwyck w obrazie "Lady Eve" z 1941 roku. Dobrym popisem aktorskim była także inna kreacja "okrętowego wycieczkowicza" i przyszłego milionera w niezapomnianym filmie z Marilyn Monroe "Mężczyźni wolą blondynki" z 1953 r.
Jednak jego aparycja i piskliwy głos pasowały raczej do ról konserwatywnych członków establishmentu, sędziów, naukowców, polityków, czy też teściów, którzy próbują przeszkodzić młodym energicznym dążącym do osiągnięcia swoich celów mężczyznom, jak w filmach "Historia Aleksandra Grahama Bella" (1939), "Edison" (1940), "Niebiosa mogą poczekać" (1943), "Małpia kuracja" (1952) czy "Jak zamordować bogatego wujka" (1957). Jedną z jego niezapomnianych ról, bo całkowicie dla niego niecharakterystyczną, był sadystyczny małomiasteczkowy chirurg, w obrazie "Kings Row" (1942), który całkiem bez potrzeby amputuje nogę Ronaldowi Reaganowi. Jego rozpoznawalna i bardzo zapamiętała twarz powodowała, że często był obsadzany w małych, epizodycznych rólkach w filmach zbierających na planie same gwiazdy, np. "W 80 dni dookoła świata" (1956) czy też "Historia ludzkości" (1957). *
* tekst napisany na podstawie materiałów z książek "501 gwiazd filmowych", Warszawa 2008 i "Encyklopedia kina" pod red. T. Lubelskiego, Kraków 2003.
Bardzo charakterystyczny aktor, zapada w pamięci. Kojarzę go z "Mężczyźni wolą blondynki" , ale nigdy nie zagłębiałem się szczególnie w jego biografię. Nie wiedziałem więc, że tak późno zajął się aktorstwem. W sumie fajna sprawa, to tylko pokazuje, że nigdy nie jest na nic za późno :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
"Lepiej późno niż później" ;)
UsuńAle warto zwrócić uwagę, że ci aktorzy starszej daty z reguły zaczynali bardzo późno, przynajmniej w filmie :) Bo jak byli młodzi to jeszcze filmu nie było :P Żarcik. Często w teatrze świetnie grali i na tym się skupiali, albo mieli jakieś normalne zawody typu bankier czy inny księgowy, a film był albo hobby albo emeryturą :)I dopiero jak doszli do wniosku, że to przynosi niezłe zyski, albo sprawia im ogromną radość to się temu poświęcali na całego:)
No, co prawda to prawda i na polskim gruncie by się tacy "staruszkowie" znaleźli. Swoją drogą, to dziwne, bo przecież w teatrze wyrabiało się może jeszcze bardziej taką aktorską manierę, która towarzyszy wielu gwiazdom tamtego okresu, a mam wrażenie jakby właśnie u tych starszych aktorów tego brakowało, jakby byli naturalniejsi.
UsuńJa powiem szczerze, że nigdy nie widziałem młodej Krystyny Feldman :|
UsuńTego co piszesz przyczyna może być taka, że prawdopodobnie byli najlepsi w swoim fachu i potrafili się odnaleźć w każdej roli i na każdej "scenie", czy to w filmie, czy w teatrze. U nas też jest wielu takich aktorów, którzy dają świetne popisy na obu scenach, a ani na jednej ani na drugiej nie widać maniery "poprzedniczki". Jedyne co może być problemem to przejście od filmu niemego do dźwiękowego, a teatr i kino widocznie im pomagało się rozwijać i ich "uzupełniało" w pewnym sensie.