Wczoraj wieczorem miałem przyjemność obejrzeć naprawdę ciekawy film akcji. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu nawet trzymał w napięciu. Choć oczywiście zdarzały się w nim absurdy i jakieś dziwnostki, które w żaden sposób nie miały by prawa bytu w "realu", ale mimo tego oglądało się to dość przyjemnie. Tym filmem jest oczywiście "Uprowadzona" w reżyserii Pierra Morela, która swoją premierę miała już dość dawno, bo w roku 2008.
Co ciekawe, scenariusz do tego filmu napisała ta sama dwójka, która "maczała palce" przy tworzeniu "Transportera", czyli Luc Besson i Robert Mark Kamen. Muszę przyznać, że ci dwaj panowie wiedzą jak robić i pisać filmy. I wyszedł im całkiem niezły kawałek thrillera?, kina akcji? sensacji? Sam nie wiem jak to określić.
A o czym jest "Uprowadzona"? O amerykańskiej damskiej głupocie. To tak w skrócie. A w dłuższej wersji film ten opowiada o głupiej żonie (Famke Janssen), która porzuciła swojego wspaniałego faceta (Liam Neseon - on zawsze, w każdym filmie jest wspaniały) dla jakiegoś bogatego podstarzałego playboya z powodów czysto materialnych (choć sama tłumaczy, że chodziło o Neesonową pracę, która powodowała, że nigdy nie było go w domu, ale wszyscy wiemy jak to jest z żołnierzami - bronią naszego bezpieczeństwa i w ogóle). Dodatkowo, ta wredna zidiociała amerykańska kobieta, nie pozwala się naszemu wspaniałemu Neesonowi spotykać z jego ukochaną nastoletnią córeczką (zresztą podobnie zidiociałą amerykańską dziewczynką jak mamusia, ale w końcu w myśl przysłowia: "Kto z kim przystaje, takim się staje"). W pewnym momencie obie dochodzą do wniosku, że dziewczynka musi wreszcie wypuścić się na otwarte wody, czyli w wieku 17 lat samodzielnie zwiedzać świat, dokładniej Francję, a jeszcze bardziej ściśle - Paryż. Myk polega na tym, żeby wcisnąć tatkowi kit o tym, że jedzie tam z przeogromną grupą rówieśników zwiedzać paryskie muzea (bo tak kocha sztukę - sic!), a na miejscu będzie pod opieką jakich kuzynów swojej przyjaciółki. Tatuś się nie zgadza (i ma chłop rację) i zostaje zjebany jak bura suka przez swoją była (córka jest niepełnoletnia, więc zgodę na wyjazd poza granice kraju musi podpisać dwoje rodziców). Neeson po chwili namysłu dochodzi do wniosku, że może jednak warto popuścić trochę smyczy córeczce, żeby się całkiem od niego nie oddaliła (taki kit wcisnęła mu na odchodne żonka). Idzie więc do rezydencji, w której obie teraz pomieszkują z podpisanymi dokumentami i pakietem "ale". Składa się na niego: "dzwoń", "uważaj", "nie rozmawiaj z nieznajomym". Córeczka uroczyście ślubuje się dostosować i zadowolona skacze po chałupie jak, nie przymierzając, koker spaniel z ADHD. Na lotnisku okazuje się, że jej przyjaciółka - Amanda - jest czystej wody amerykańską nastolatką-debilką, a także, że dziewczynki nie planują zwiedzać paryskich muzeów, tylko ruszyć w trasę po Europie wraz z zespołem U2 (nowy tatuś bogacz zapłacił za bilety i zarezerwował miejsca w hotelach). Neeson jest wściekły (i ma rację), jest już jednak za późno na jakiekolwiek przeciwdziałanie. Dziewczynki odlatują. Już w Paryżu Kim (córeczka) łamie wszystkie trzy podstawowe zasady jakich miała przestrzegać - nie dzwoni, że już jest (zapomniała), rozmawia z nieznajomym (tak wyszło, a poza tym to "ciacho" i Amanda chce mu dać co tam ma najlepszego, czyli pewnie d**y) i nie uważa, bo rozmawiała z nieznajomym. Po przyjeździe do miejsca, w którym mają mieszkać w Paryżu, okazuje się, że kuzyni jakimś dziwnym trafem wyjechali (o czym nie wiedziała nawet Kim tylko idiotka Amanda) i dziewczynki są same. No i się zaczyna poznawanie życia. Mogę jeszcze zdradzić tylko jedną rzecz, aby nie psuć Wam przyjemności z oglądania - Kim i Amanda zostaną w Paryżu U P R O W A D Z O N E!
Ok, może z deczka przesadziłem, przy przedstawianiu fabuły, ale strasznie mnie takie kretyńskie zachowania kobiet denerwują, więc pozwoliłem sobie na lekką polewkę z tego co tam zostało zaproponowane. Na szczęście w filmie główną rolę gra Neeson, który jest po prostu cool. Jest jakimś byłym żołnierzem z jednostek specjalnych, czy też agentem pracującym dla wywiadu (nie jest to dokładnie wyjaśnione) i zna się na swoim fachu. Dodatkowo tak kocha córkę, że dla niej wybije nawet pół setki jakichś uchodźców z krajów trzeciego świata handlujących żywym towarem. Rozpiernicz jest niezły. Sama akcja także toczy się dość szybko i bez większych przestanków. Jako, że jest to film akcji a nie dramat, pewnym jest już na samym początku, że córce nie stanie się większa krzywda. Jednak trochę "świata" zakosztowała ;)
Film oceniam na niezłe mordobicie i daje mu ocenę 6.5/10. Było by nawet 7.5, gdyby nie sam początek. Polecam i zachęcam. Dziś prawdopodobnie będę oglądał drugą część, więc niedługo można liczyć na recenzję "Taken 2".