Ultraviolet to stosunkowo nowy serial kryminalny produkcji stacji AXN. Swoją premierę miał na przełomie października i listopada 2017. Jest to druga po „Zbrodni” próba stworzenia polskiego serialu przy współudziale zagranicznych współtwórców. Za reżyserię odpowiada Jan Komasa (odc. 1-5) oraz Sławomir Fabicki (6-10). Pomysł z oparciem fabuły na współpracy policji (początkowo niechętnej) oraz grupy detektywów-amatorów nie jest może odkryciem na miarę nobla, ale wykorzystanie nowych technologii w rozwiązywaniu spraw kryminalnych na naszym polskim poletku jest dość nowatorskie i z pewnością przyciągnęło do serialu wielu młodych widzów. Prawdopodobnie drugie tyle zniechęcił głównie z powodu niezrozumienia „o czym oni w ogóle mówią?”. Dodatkowym problemem może być również zbyt duża powierzchowność i umowność/dowolność w wykorzystywaniu spraw technicznych, którą znawcy tematu wielokrotnie mogliby zbojkotować. Ja – profan i laik – sam doszukałem się kilku nieścisłości, ale z powodu braków w wykształceniu w tej akurat dziedzinie pozostawiam je zamknięte za drzwiami milczenia. Wróćmy jednak do początku. Ola Serafin (Marta Nieradkiewicz) po odkryciu zdrady męża wraca z Londynu do Łodzi, do swojej matki. Po rozstaniu nie zostało jej nic poza kilkunastoma kartonami swoich rzeczy i autem (Oplem coś tam coś tam oraz super wypasioną „iksperią” Z; niestety serial jest sponsorowany przez te dwie marki, więc ich nachalna reklama będzie obecna w każdej możliwej chwili, jednak na szczęście po kilkudziesięciu minutach daje się ją ignorować). Bawiąc się w coś w rodzaju Ubera zarabia na chleb, choć w serialu nie widać jakby miała jakiekolwiek problemy finansowe. Podczas jednej z przejażdżek jest świadkiem jak z wiaduktu na drogę ktoś zrzuca ciało kobiety. Policja bagatelizuje sprawę i twierdzi, że to samobójstwo. Ola wie jednak co widziała. Za wszelka cenę chce rozwiązać sprawę śmierci dziewczyny. W sieci trafia na bandę freaków z tzw. Ultravioletu. Jest to grupa ludzi - zebrana wokół założyciela przedsięwzięcia Tomka (Michał Żurawski) – powołana do rozwiązywania nierozwiązanych spraw sprzed lat, które policja postanowiła wysłać do archiwum. Należą do niej poza Tomkiem jeszcze młody maniak komputerowy azjatyckiego pochodzenia „Piast Kołodziej” (Viet Anh Do) oraz dwie blogerki kosmetologiczne (kurwa jak mnie śmieszą tego typu „instytucje”) bliźniaczki Regina (Paulina Chapko) i Dorota (Karolina Chapko), które w tych czasach są szalenie niezbędne do przeszukiwania kontentu na soszjal midiach (choć tutaj praktycznie zbędne, bo niemal tym samym zajmuje się nasz młody komputerowiec). Dzięki ich pomocy, oraz pomocy Henia, przyjaciela rodziny (Marek Kalita) udaje jej się rozwiązać pierwszą sprawę ku niezadowoleniu aspiranta Michała Holendra (Sebastian Fabijański) - przyszłego obiektu westchnień Aleksandry oraz jego przełożonych Beaty (Magdalena Czerwińska) – kobiety o wyrazie twarzy mającej permanentną styczność z kocimi odchodami oraz inspektora Waldemara Kraszewski (Bartłomiej Topa), szefa łódzkiego wydziału dochodzeniowego (kryminalnego?). Podobnie jak w przypadku „Miasta skarbów” także „Ultraviolet” ma piękne zdjęcia. Tam dostajemy pocztówkowy Kraków, tutaj odrestaurowaną, malowniczą Łódź. Na szczęście w omawianym tytule oprócz dobrych ujęć mamy też ciekawą fabułę, dobrą obsadę i świetnych bohaterów. Dobry casting sprawia, że serial ogląda się przyjemnie, bo aktorzy nie męczą i nie doprowadzają do kurwicy, co w polskich realiach nie jest wcale takie trudne (spójrzmy tylko na takie seriale jak "Rodzinaka.pl", wspomniane „Miasto skarbów” poza Głowackim, albo „Nową”, choć to tylko pierwsze lepsze z brzegu przykłady). Jedynym mankamentem jest tutaj Agata Kulesza (matka Oli), która gra kobietę o około 10 lat starszą od siebie w rzeczywistości (Kulesza ma 46 lat, a jej filmowa córka 32, a jest najmłodszym z jej dzieci). Ale dobra charakteryzacja sprawia, że jesteśmy w stanie uwierzyć w jej pięćdziesiąt kilka wiosen. Pomaga w tym zrzędzenie i ciągła uszczypliwość. Reszta obsady, łącznie z aktorami epizodycznymi radzi sobie naprawdę dobrze, jeśli nie świetnie. Najlepiej wypada główna para, czyli Ola i aspirant Holender. Już od samego początku rodzi się między nimi ciekawa relacja budowana początkowo przez nachalną i nieustępliwą Aleksandrę, którą młody policjant traktuje trochę jak szczeniaka plączącego się pod nogami i przeszkadzającego w wykonywaniu obowiązków służbowych. Jednak ich współpraca przynosi rezultaty (choć naraża go co i rusz na zjebkę Waldemara) i Holender coraz bardziej zbliża się do swojej – jak to wielokrotnie powtarza sama zainteresowana – jedynej koleżanki. Ich relacje psuje nieco zupełnie przypadkowe pojawienie się niewiernego męża Oli, Kamila (Bartosz Gelner), jednak ten szybko ucieka i romans może być kontynuowany. Również absurdalność relacji matka-córka, które na każdym kroku sobie dogryzają wnoszą powiew świeżości do stereotypowych więzi rodzinnych. Świetnie radzi sobie także Henryk, który jako całkiem analogowy facet dobrze odnajduje się w cyfrowym świecie i często pomaga Oli w rozwiązywaniu spraw. A sprawy bywają niekiedy dość makabryczne, czasami śmieszne, ale zdecydowanie nie nudne. Choć scenarzyści powinni się troszkę bardziej postarać, ponieważ mimo mnogości podejrzanych dość łatwo jest wytypować winnego. Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu przyjemności ze śledzenia dalszych losów bohaterów oraz postępów w śledztwach. Czasami można się wszak pomylić w typach.
Serial ten jest proceduralem składającym się z dziesięciu odcinków. W każdym z nich poza ostatnimi dwoma, gdyż te są połączone w jedną całość, policjanci i detektywi-amatorzy rozwiązują jedną sprawę. W tle są jednak drobne wstawki nawiązujące do sprawy, w której zginął brat Oli. Został zastrzelony przez własna żonę. Policja ustaliła, że kobieta działała w obronie własnej podczas pijackiego napadu agresji męża (podobno niepierwszej, bo małżonka twierdzi, że był on alkoholikiem). Matka i siostra w to nie wierzą. Drążą temat próbując uzyskać więcej informacji i wznowić śledztwo.
Podejrzewam, że gdyby serial potrwał dłużej, to ten wątek byłby kontynuowany, aż do jakiejś kulminacji, jednak w wyemitowanych dziesięciu odcinkach pojawiał się on dość sporadycznie i nie wniósł wiele do fabuły. Główna akcja koncentrowała się na bieżących sprawach oraz problemach bohaterów. Niestety serial został zakończony po pierwszym sezonie i nic nie wskazuje na to, że ma się to zmienić, choć od zakończenia emisji minęły dopiero plus minus dwa miesiące. Co ciekawe miał on całkiem przyzwoite jak na możliwości stacji udziały w rynku, bo każdy z nich oglądało ponad 100 tys. widzów – co dawało AXNowi trzecie miejsce w tym segmencie w godzinie emisji serialu, więc kontynuacja byłaby jak najbardziej wskazana nawet ze statystycznego punktu widzenia (zawsze to hajs dla stacji, no chyba, że koszty produkcji znacząco przewyższyły oczekiwane wpływy). Trochę szkoda, bo tak naprawdę największym problemem tego serialu były jedynie bardzo ciche dialogi, co sprawia, że oglądanie filmu wieczorem (a każdy odcinek miał swoja premierę o 22) może być kłopotliwe. Może nie jest to problem tak ogromny jak w produkcjach sprzed 40 lat (najbardziej zapadły mi w pamięć problemy z niemal niesłyszalnymi dialogami i arcy głośna całą resztą z muzyką na czele w 07 zgłoś się i Życiu na gorąco), ale na tyle odczuwalny, żeby o nim wspomnieć.
Mimo tych drobnych wad uważam, że jest on z pewnością godny uwagi i poświęcenia mu tych kilku godzin. Dla mnie do dobra produkcja.
Moja ocena: 7/10