Od kilku dni próbuję skrobnąć jakąś recenzję, ale póki co na próbach się kończy. Jeśli więc ktoś czeka na wcześniej zapowiadane teksty, to z przykrością i w nieutulonym żalu muszę stwierdzić, że jeszcze chwilę będzie musiał poczekać. Dziś bowiem chciałbym podzielić się swoimi przemyśleniami na temat ważnego, choć chyba niedocenianego aspektu filmowego rzemiosła, a raczej części całej produkcyjnej machiny, jaką jest casting. Bo spójrzmy jak się czasami denerwujemy kiedy w filmie występuje nie ten aktor, który naszym zdaniem powinien. Albo też rozważmy przypadek, kiedy odtwórca jakiejś roli idealnie do niej pasuje. Tak, że wydaje nam się, że nikt inny nie potrafiłby równie dobrze, a co dopiero lepiej, wcielić się w daną postać.
Na pomysł tego posta wpadłem podczas ciekawej i owocnej - w końcu wybraliśmy odtwórcę roli Jacka Reachera - wymiany zdań z Łukaszem K. i Larą Notsil na temat właśnie złego castingu i tego jak negatywnie może wpłynąć na film i jego odbiór. Szczególnie wtedy, kiedy mamy do czynienia z adaptacją książki lub komiksu.
I w taki oto sposób postanowiłem stworzyć początek rankingu najlepszych castingowych wyborów. Oraz, niestety, tych najgorszych. Liczę na to, że w Waszych komentarzach znajdę kolejne typy do uzupełnienia listy.
Zacznę może od tych złych wyborów.
Pierwszym o jakim zawsze myślę i nie potrafię się pogodzić z tym szalonym wyborem jest Tom Hanks w roli profesora Roberta Langdona w serii filmów na podstawie powieści Dan'a Brown'a. Nie wiem kto wpadł na ten kuriozalny pomysł, żeby tego - to nie ulega wątpliwości, świetnego aktora - umieścić w tak niepasującej do niego roli. Tutaj drugim największym błędem tego filmu był także wybór kostiumów. Ten garnitur, w którym nosił się Hanks - upodabniający go trochę do księdza, albo zabójcy - miał się nijak do stroju, w którym zwykł chadzać książkowy Langdon. Wydaje mi się, że dużo lepiej wyglądałby tutaj Russel Crowe. To jest mój optymalny Robert Langdon. A co WY myślicie?
|
Moim zdaniem wybór jest oczywisty, jednak nie zdaniem mądrych z holiłudziu |
Kolejnym wyborem jest Ashton Kutcher w roli Steve'a Jobs'a. Wydaje mi się, że ten film miałby większe szanse stać się czymś więcej niż tylko laurką złożoną wielkiemu wizjonerowi designu, gdyby odtworzenie jego roli powierzono komuś, nie tylko do niego podobnemu, ale też - przede wszystkim - utalentowanemu. A Kutcher? On się nadaje jedynie do głupich komedyjek dla nastolatków i prowadzenia idiotycznych programów na MTV. Może i jestem niesprawiedliwy, ale jeszcze ani razu w jego grze nie widziałem żadnej głębi, ani charyzmy. W tym miejscu nie potrafię jednak podać żadnego innego aktora, który by mi konweniował :| Może dzieje się tak dlatego, że sam film mnie mało obszedł? Pewnie tak. Jednak jeśli macie jakieś propozycję to z chęcią się z nimi zapoznam.
|
Oryginał Podróba |
Kolejnym filmem, a może bardziej aktorem, który mi do filmu nie pasował jest Woody Harrelson w roli Merritt'a McKinney'a w oklaskiwanej, moim zdaniem bardzo na wyrost, zeszłorocznej produkcji "Iluzja". No ludzie kochane jak mnie ten gość w tym filmie wkurzał! Cała kreacja jaką stworzył była zupełnie nie taka, jakiej oczekiwałem. Co za tym idzie, każde jego pojawienie się na ekranie powodowało moją niepohamowaną złość :[ Film był zupełną kaszaną, ale dzięki jego pojawieniu się w nim był jeszcze gorszy.
|
Lubię Cię gościu, ale nie w tej konkretnej roli |
Ok, myślę, że trzech wystarczy. Teraz przejdźmy do tych dobrych wyborów. Też mam trzy takie i, co ciekawe, wszystkie trzy mieszczą się w tym samym gatunku filmowym. Mniej więcej.
Zacznę od niekwestionowanego lidera mojego rankingu, czyli od Hugh'a Jackman'a w roli Wolverina. Myślę, że w tym miejscu komentarz jest niepotrzebny, jednak nie byłbym sobą gdybym sam sobie "zamknął usta", a w tym przypadku "związał palce". Odpowiednio nieokrzesany, wredny, uroczy, męski, ordynarny, nie za przystojny (dzięki tym idiotycznym a zarazem genialnym fryzurze i zaroście). Cóż, wydaje mi się, że zastąpić go będzie bardzo trudno, jeśli w ogóle się to uda.
|
Każdy chciałby być taki jak Logan! |
Drugi wybór także pada na jedną z postaci ze stajni Marvel'a. Pewnie już się domyślacie kogo mam na myśli, ale i tak to napiszę. Tony Stark w brawurowym wykonaniu Roberta Downey'a Jr'a. Takiego Iron Man'a chyba nie sposób nie lubić. Odpowiednio arogancki, w którym zarozumiałość i pewność siebie jest perfekcyjnie wstrząśnięta, ale nie zmieszana z urokiem osobistym i kasą :D Każdy chciałby być takim milionerem-wynalazcą. Jednak po tych 3 częściach IM'a i występie w "Avengers'ach" wydaje mi się, że nie potrafiłbym wskazać kogoś kto mógłby z powodzenie go zastąpić.
|
Normalnie, panie, Władca Świata! |
No i trzeci, ale na pewno nie ostatni jest ktoś z naszego własnego podwórka. I choć w naszych filmach rzadko kiedy aktor wydaje mi się niezastąpiony, to jednak jest pewien gniot, w którym nigdy nie zmieniłbym odtwórcy tytułowej postaci. Wiecie już jaki film mam na myśli biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie trzy mieszczą się mniej więcej w obrębie jednego gatunku? Jeśli nie, to już spieszę z odpowiedzią. Chodzi oczywiście o Wiedźmina w wykonaniu i z charakteryzacją jaką miał na sobie Michał Żebrowski. No kurde! Choć film był niebywałym gniotem, a dialogi jakie "scenarzyści" włożyli sowim bohaterom w usta żałośnie denne (a było zostać przy tych, które napisał Sapkowski, ale to już sprawa na inną notkę), to jednak dzięki niemu ten film z bólem, ale dało się obejrzeć do końca. On i reszta ekipy aktorskiej (Zamachowski, Dymna, Wiśniewska, Chyra, Kozłowski) swoimi umiejętnościami, tak naprawdę uratowali ten film przed jeszcze większą klapą. Bardzo bym chciał żeby amerykanie kupili (nie wiem czy już tego nie zrobili, więc tutaj stawiam znak zapytania) i wreszcie zrealizowali tę historię tak jak należy, bo ma ona ogromny potencjał i pewnie byłaby lepsza niż "Władca...", ale zupełnie nie mam pojęcia kogo obsadzić w głównej roli, bo przecież naszego Żebrowskiego nie wezmą :| I tu się robi problem. A może Wy macie jakieś pomysły? Czekam na komentarze :)
|
Taki trochę wredniaczek... |