Uzbierało się troszkę przeczytanych książeczek, a że obiecałem w poprzednim poście o głupich reklamach coś skrobnąć, tak też dotrzymuję słowa i dziś przedstawiam mini recenzje moich ostatnich lektur. Jest to swoisty misz-masz z różnych dziedzin i gatunków, więc myślę, że każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego.
Ale zanim zacznę, to jeszcze na poprawę humoru taki suchar:
Niedaleka przyszłość. Spikerka telewizyjna z niekłamanym ubolewaniem i smutkiem malującym się na jej twarzy obwieszcza:
- Szanowni Państwo, na chwilę przerywamy blok reklamowy, aby wyemitować fragment filmu.
"Witajcie w Rosji" - Dmitrij Głuchowski (2014)
Najnowszy zbiór opowiadań sławnego już chyba na całym świecie rosyjskiego fantasty, twórcy Uniwersum Metro (o którym za chwilę) przedstawiający nam w bardzo karykaturalny i przerysowany (czy na pewno?) sposób Rosję z niedalekiej przyszłości. Gluchowski pisze tam o biznesie (handel organami), nauce (gdzieś na Syberii ekspedycja naukowa odkryła przedsionek piekła), o modzie (przeszczepy silikonowych implantów mózgu), jak również o telewizyjnej degrengoladzie, służbach mundurowych, polityce i środku służącym do prania mózgu skrzętnie ukrytym w butelkach najtańszej wódki. Opowiadania w większości przypadków są ciekawe, niektóre łączą nawet te same postaci, a lekki styl autora sprzyja miłemu obcowaniu z tą lekturą. Tym co czasem może razić jest niekiedy zbyt wybujała fantazja Głuchowskiego i, w bardzo nielicznych przypadkach, trudność zrozumienia sensu przedstawianych wydarzeń. Na korzyść wypada jednak zaliczyć autorowi duży dystans do opisywanych fikcyjnych sytuacji, a także poczucie humoru.
Moja ocena: 6/10
"Metro 2033" - Dmitrij Głuchowski (2005)
Tak naprawdę, mimo, że nie jest to pierwsza książka w dorobku rosyjskiego korespondenta wojennego, dziennikarza oraz pisarza - Dmitrija Głuchowskiego, to jednak ona stała się wyznacznikiem i przyczynkiem do jego światowej popularności. "Metro 2033" to mroczny, post apokaliptyczny thriller S-F, którego akcja dzieje się w ciasnych i przytłaczających tunelach moskiewskiego metra. Artem, młody chłopak ze stacji WOGNu, jednej z najdalej na północ wysuniętych stacji metra zostaje wyznaczony do arcytrudnego i arcyważnego zadania jakim jest przedarcie się do Polis - mitycznego miasta-stacji - stolicy metra i powiadomienia tamtejszych władz o czyhającym na mieszkańców WOGNu, ale także na wszystkich innych ocalałych ludzi, śmiertelnym niebezpieczeństwie. Mamy tutaj do czynienia z naprawdę dobrze przemyślaną i rozległą strukturą pozostałej po atomowej wojnie przy życiu resztki ludzkości (nie wiadomo czy w innych rosyjskich miastach, czy też innych krajach przeżył ktoś jeszcze). Ludzkości z ich pragnieniami, fobiami, paranojami, wierzeniami, antypatiami i wszystkim tym co znamy z autopsji, tylko przeniesioną pod ziemie i całkowicie wyzutej z człowieczeństwa. Pod ziemię, gdzie walutą są naboje, przeciętny człowiek nigdy nie widział blasku nieba, gdzie w każdym tunelu czyha zagrożenie życia, a idolami dla młodych chłopców są Stalkerzy, ci którzy nie boją się wyjść na powierzchnię w poszukiwaniu najpotrzebniejszych rzeczy. Podsumowując, pomysł jak i wykonanie są bardzo dobre. A pisze to osoba, która nie lubi literatury post apokaliptycznej, i na filmie "Droga" (na podstawie bestsellerowej powieści McCarthy'ego nagrodzonej nagrodą Pulitzera) mało się nie porzygał z nudów. Później, w sensie pod koniec, autor zaczął się troszkę wikłać i jego wywód popędził trochę w przemyślenia filozoficzno-moralne nasuwające skojarzenia z "Grą Endera" (chodzi o doszczętną eksterminację odrębnego gatunku przez zrozumieniem jego intencji), ale nie jest to na pewno zarzut, który dyskwalifikowałby tę pozycję. Moim zdaniem to naprawdę solidne S-F.
Moja ocena: 7/10
P.S. Tuż po "Metrze 2033" zacząłem czytać kontynuację tej historii, czyli "Metro 2034" jednak brak tego samego bohatera i troszkę niezrozumiała fabuła sprawiły że w około 1/3 tomu dałem sobie na spokój. Może kiedyś jeszcze do niej wrócę, jednak klimat tej książki jest tak duszący i mroczny, że potrzebowałem czegoś lżejszego.
"Phil Jackson. 11 pierścieni" - Phil Jackson (2014)
A teraz coś z zupełnie innej beczki (ułożenie notek jest tożsame z moimi wyborami czytelniczymi, stąd też proza miesza się z literaturą faktu), a mianowicie coś dla wielbicieli koszykówki i różnego rodzaju smaczków i ciekawostek z parkietów NBA. I to w nie byle jakim wykonaniu, bo samego Phila Jacksona, najbardziej utytułowanego trenera (właśnie 11 tytułowych pierścieni) i zawodnika (2 pierścienie zdobyte z Knicks, co oczywiście nie jest rekordem, gdyż ten należy do Billa Russela, który ma ich 11) co łącznie sprawia, że Jackson jest najlepszy w lidze. A o czym jest ta książka, skoro nosi taki tytuł? Ano właśnie o walce o mistrzostwo. Najpierw w roli zawodnika w latach 1970 i 1973, no i tych późniejszych, czyli o dwóch dynastiach z Chicago Bulls w latach 1991-1993 i 1996-1998 nie tak znów odległych sukcesach z L.A. Lakers z lat 2000-2002 i 2009-2010. O walce na różnych frontach i przy użyci różnych metod, gdyż musicie wiedzieć, że Phil jest bardzo uduchowionym człowiekiem, który nie bał się wprowadzać do treningu takich tricków, jak choćby medytacje zen czy też indiańskich rytuałów. Pisze także o przyjaźni z zawodnikami, o ciężkiej przeprawie z indywidualnościami takimi jak Michael Jordan, Kobe Bryan, Denis Rodman czy Shaquille O'Neal. Możemy się dowiedzieć jakich zawodników cenił najbardziej i za co, a także wielu spraw z życia prywatnego, łącznie z problemami zdrowotnymi, rozwodami, wychowaniem dzieci etc. Jest to naprawdę solidna pozycja dla każdego fana NBA (szczególnie tych, którzy darzą nostalgiczną sympatią odległe już sukcesy Bulls, jak również te nie tak znów dawne Lakers). Napisana w przystępny sposób z dużą ilością, często pomocnych, przypisów i kilkoma całkiem interesującymi zdjęciami.
Moja ocena 7/10
"Łowca szpiegów" - Peter Wright (1991)
Teraz pozostaniemy przy literaturze faktu, można nawet rzec literaturze biograficznej, jednak zdecydowanie zmienimy obszar zainteresowań, gdyż Peter Wright to ni mniej ni więcej tylko emerytowany agent brytyjskiej MI5, czyli służby kontrwywiadowczej (później także MI6). Jego historia, choć data wydania jest w miarę bliska, przedstawia dość odległe czasy, a mianowicie lata po II wojnie światowej, kiedy to jeszcze, jako młody inżynier pracował w zakładach Marconi Corporation. Współpraca Wrighta z wywiadem rozpoczęła się w roku 1953, gdy był zewnętrznym doradcą MI5 i pomagał Centralnej Agencji Wywiadowczej w rozpracowaniu wysoce zaawansowanej (jak na tamte czasy) pluskwy zamontowanej w amerykańskiej ambasadzie w Moskwie. W roku 1955 pracował już jako oficer zajmujący się obsługą techniczną MI5. W 1958 awansował na głównego doradcę naukowego i technicznego Wydziału D. W swojej karierze piastował jeszcze wiele innych, często bardzo wysokich stanowisk w szeregach MI5 i MI6 (świadczyć o tym mogą spotkania m.in. z Hooverem, ówczesnym szefem FBI) jednak o tym możecie sobie przeczytać na wikipedii. Ja natomiast chciałbym się podzielić kilkoma przemyśleniami na temat samej książki, która jest bardzo ciekawym zapisem interesującego życia. Najbardziej fascynujące było w niej ukazanie jak wyglądała walka wywiadowcza ponad pół wieku temu. Jak wyglądały metody inwigilacji, na co pozwalał rozwój techniczny, jakie były sposoby wykrywania i "odwracania" szpiegów. Wszystko to, a także wiele więcej, znajdziecie właśnie w "Łowcy szpiegów", książce napisanej z dużym rozmachem i prezentującej masę interesujących faktów. Oczywiście już na wstępie autor zaznacza, że nie może w niej podać wszystkich szczegółów z racji troski o bezpieczeństwo kraju, a także to co pisze jest wyłowione z archiwów jego pamięci, ponieważ nie miał możliwości ponownego wglądu do wcześniej czytanych i posiadanych dokumentów, z którymi rozstał się w 1976, kiedy to przeszedł na emeryturę, to jednak to co nam prezentuje powinno zadowolić każdego pasjonata historii wywiadów, a także opowieści szpiegowskich.
Moja ocena: 7/10
"Siła perswazji" - Lee Child (2003; wydanie polskie 2007)
Dla odpoczynku od literatury faktu i wszelkich innych biografii (nie zapominajcie, że w między czasie przeczytałem jeszcze "Grabież Europy" -> recenzja TUTAJ) postanowiłem wrócić, do słynnego, znanego z już wcześniej recenzowanych tu książek o jego przygodach, najinteligentniejszego zwyrola jaki stąpał po amerykańskich aglomeracjach i zadupiach, czyli Jacka Reachera. Tym razem Jack również nie zawiódł i jak zwykle zabijał z iście matematyczną precyzją i wyrachowaną logiką bez krztyny litości. Posuwał piękne niewiasty. Rozwiązywał zagadki z niemal holmesowskim rozmachem, a na koniec zniknął jak samotny komboj oddalający się w stronę zachodzącego słońca. Nic dodać nic ująć. Typowy Child i typowy Reacher. Bez zachwytów, ale i bez rozczarowań. Pojawił się wróg z przeszłości, który miał nie żyć. A że zalazł Jackowi za skórę, ten nie przepuścił okazji ponownego dobrania mu się do dupy. Ot i wszystko jeśli chodzi o fabułę. Ale w sumie czego chcieć więcej? ;>
Moja ocena: solidne 6/10
"Erik Jan Hanussen. Jasnowidz Hitlera" - Przemysław Słowiński, Danuta Uhl-Herkoperec (2014)
Po krótkim odpoczynku przy Reacherze, znów postanowiłem sięgnąć po coś co działo się naprawdę. Tym razem przyszła pora na kupioną już dość dawno temu i odłożoną na wirtualną półkę, biografię Erika Jana Hanussena, który jak sugeruje nam tytuł, był jasnowidzem Hitlera. No właśnie. W tym miejscu sromotne baty należą się autorom za bezczelne wprowadzanie w błąd czytelników właśnie tym niedorzecznym tytułem. Gdyż książka ta ma bardzo niewiele wspólnego z Hitlerem (wątek ten na poważnie rozwinięty zostaje gdzieś około 80% książki). Nie mówiąc już o tym, że Hanussen osobiście nie widział szalonego kaprala nigdy. Opowiada nam natomiast historię życia austriackiego Żyd, megalomana, iluzjonisty oszusta, hipnotyzera jasnowidza i blagiera, który właściwie nazywał się Hermann Steinschneider i miał przykrą śmierć. Cała reszta jest bardzo dziwna, gdyż przez czas kiedy czytałem wciąż czekałem na jakiś wątek związany z paranoją Hitlera na punkcie okultyzmu, tajemnych wierzeń i tego typu szarlatanerii do której jasnowidz wpisywałby się idealnie. Nie doczekałem się jednak, bo jak już napomknąłem wcześniej Hanussen z jasnowidzeniem miał tyle wspólnego co świnia z baletem. Erik był głównie oszustem, który posiadał pewne zdolności hipnotyczne i prawdopodobnie dzięki niezwykłemu fartowi kilkukrotnie udało mu się przepowiedzieć prawdę. A że był to okres przemian w Niemczech, to przepowiednie te tyczyły się osoby Hitlera i stąd pewnie ten zwodniczy tytuł. Jednak nic poza tym. Dostajemy historyjkę zapatrzonego w siebie żydowskiego krętacza, który ponad wszystko ukochał...samego siebie i po trupach (w przenośni, bo z tego co pamiętam nikogo nie zabił, no może za wyjątkiem samego siebie, kiedy to próbował zdobyć papiery potwierdzające, że nie jest Żydem, co się nie udało) dążył do zdobycia jak największej sławy. W tej książce najdziwniejszą rzeczą jest fakt, że najciekawsze fragmenty nie tyczą się opisywanej osoby, a wszystkiego do około, gdyż autorzy często pozwalają sobie na dość obszerne dygresje. Pojawia się tam dużo smaczków w tamtego okresu a także ciekawostek takich jak to, że pierwszą kawiarnię w Wiedniu otworzył Polak ;) Podsumowując jednak książka nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Zmylony tytułem liczyłem na coś zupełnie innego i nie usatysfakcjonowało mnie to co otrzymałem. Nie mówię, że ta książka jest całkowicie zła. nie. Dużo ciekawych faktów z historii Niemiec lat (około) 1910-1933 na pewno rekompensuje zupełnie bezwartościową sylwetkę opisywanej postaci (choć jednak co najciekawsze o Hanussenie dużo się pisze a także kręci; w produkcji z roku 1955 w rolę Hanussena wciela się O.W. Fischer, w tej z 1988 - najsłynniejszej - jasnowidzem jest Klaus Maria Brandauer, a w filmie już nie całkiem o nim, a co można wyczytać w omawianej książce jednym z jego najzagorzalszych wrogów scenicznych Ziszem Breitbarcie z 2001 Hanussenem jest Tim Roth) jednak za te nieporozumienie muszę ją ocenić w następujący sposób: