Dawno mnie nie było, ale dla tych, którzy tęsknili mam dobrą wiadomość w postaci kolejnego posta. Tym razem jednak kilka słów o kulturze... picia. Pod koniec sierpnia tego roku było mi dane po raz drugi (w trzyletniej tradycji tej imprezy) odwiedzić Festiwal Whisky w Jastrzębiej Górze i pomyślałem, że podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami.
Pierwszy Festiwal whisky w Jastrzębiej był PIERWSZY. Tak po prostu i ogólnie. Pierwszy w Polsce, więc nikt jeszcze nie wiedział czego się spodziewać. Jednak tuż po jego zakończeniu, jak grzyby po deszczu pojawiły się kolejne imprezy z cyklu "pijcie whisky". I tak, mamy Bydgoszcz w marcu, Poznań w kwietniu i Warszawę w październiku. No i oczywiście Jastrzębią Górę. Jastrzębią Górę, która jest nie dość, że w najatrakcyjniejszym miejscu, bo nad morzem (świeże powietrze, szum fal etc.) to jeszcze pod koniec wakacji. Można w miłych okolicznościach przyrody, i nie tylko, zażyć ostatnich promieni letniego słońca przy kieliszku dobrej single malt. Czego chcieć więcej zapytacie? A no można chcieć i to niestety nie więcej, a mniej.
Tym razem, opuszczając II edycję festiwalu trafiliśmy od razu - hm... jakby to najlepiej zobrazować? - ze słonecznej plaży... pod rynnę. To tak jakbyście kiedyś jedli kolację w miłej knajpce, którą niestety odkryło później całe miasto. Nie dość, że nie ma miejsca - gwar i tłok - to jeszcze dodatkowo utraciła cały swój klimat. Niestety to przydarzyło się również Festiwalowi Whisky w Jastrzębiej Górze. Pierwsza edycja była kameralna. Nikt praktycznie o nim nie wiedział, było spokojnie, miło, można było pogadać z ludźmi, a wśród wystawców i organizatorów czuć było pasję i miłość do tego co robią. Tym razem chodziło głównie o kasę. I to było czuć już od samego wejścia. Takich zastępów nowobogackich buraków różnego autoramentu zebranych w jednym miejscu dawno nie widziałem. Każdy chciał być lepszy od drugiego. Zabłysnąć strojem, zegarkiem, biżuterią, drogim laczkiem czy też innym elementem przyodziewku lub przyozdobku. A gdzie w tym wszystkim whisky, która ma tu być pierwszoplanowym bohaterem? Pomrukiwała ciuchutko spod jęków, śmiechów i ryków ze sceny. Swoją drogą, scena umiejscowiona tak blisko niektórych stoisk wystawców (a w tym przypadku jednego z najciekawszych stoisk M&P Pavlina), na której pobrzękiwał od wczesnych godzin popołudniowych jakiś rockowy band potrzebna była tam tak, jak - nieprzymierzając - nieheblowana deska w latrynie. A jeśli zeszliśmy już na tematy kloaczno-stolarskie to przysłowiową drzazgą w dupie byli również wszyscy ci, którzy dochodząc do wniosku, że skoro już zapłacili te 150 zł (cena za dwa dni) za bilet festiwalowy to muszą się nachlać, jak świnie, będąc po paru "degustacjach" w takim stanie, że nawet nie poczuliby różnicy, gdyby zamiast tego szlachetnego trunku ktoś wlał im do kieliszka borygo.
Morze to ja głównie widziałem w nocy. I nie byłoby w tym nic złego gdyby nie promile we krwi i te schody. |
Ale dość o ewidentnych i bolących wadach tegorocznej edycji, przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych. Największą znów byli ludzie. Ludzie z pasją i z ogromną wiedzą oraz ochotą by się tą wiedzą dzielić, wystarczyło jedynie słuchać. I nawiązując do ciekawych dyskusji miło wspominam rozmowę z Panem z Domu Wina, który podczas niezwykle interesującego wywodu o legendzie związanej z przodkiem założycieli destylarni Dalmore bardzo zręcznie namówił mnie na jeden ze swoich produktów (i o to w tym wszystkim chodzi, bo wiadomo, że liczy się smak, ale również emocje podczas wyboru trunku, gdyż, nie bójmy się tego powiedzieć, niuanse smakowe są minimalne i możliwe do odkrycia po wielu latach prób i degustacji). Na tym stoisku również miło podyskutowaliśmy o whisky Tomatin, która ostatnio zmieniła szatę graficzną oraz posłuchaliśmy, z próbką ich najmłodszego destylatu w kieliszku, o najmniejszej destylarni na świcie, a mianowicie Edradour (w której pracuje, nie chce skłamać, niespełna kilkanaście osób!). Również pobyt oraz wszystkie dyskusje, a przede wszystkim "wycieczkę po Stanach", czyli degustacja trunków produkowanych w Ameryce dostępnych w ofercie wystawcy - Vininowa, wspominam bardzo dobrze. Kolejnym miejscem, gdzie miło spędziliśmy czas było także stanowisko Best Whisky Market (gdzie oprócz rozmów "o" i degustacji whisky skosztowaliśmy także genialnego rumu, którego nazwy jednak nie pomnę). Także M&P Pavlina - którego umiejscowienie tuż obok sceny sprowadzało się niekiedy do "dyskusji" o prezentowanych trunkach jedynie za pomocą gestów w stylu "polej Pan/Pani tego!" - również było bardzo ciekawym przystankiem, ponieważ miało w swoim portfolio naprawdę różnorodne i interesujące destylaty szkockie i irlandzkie, ale też orientalne whisky indyjskie oraz japońskie (bardzo żałuje, że kupiłem tylko jednego blenda Nikki zamiast wszystkich trzech, ale następnym razem już nie popełnię tego błędu!) i kilku przedstawicieli chętnych nie tylko do pełnienia funkcji "polewaczy", ale także zajmujących ciekawych rozmów.
Ciekawe były także stoiska naszych rodzimych wystawców, którzy próbują wejść na rynek z polską whisky typu single malt oraz różnymi wariacjami na jej temat. Na festiwalu było dwóch takich wystawców: firma Piasecki z Tomaszkowa k. Olsztyna zajmująca się do tej pory produkcją miodów pitnych (a teraz twórca okowity produkowanej z destylatu miodowego Barilla jak i pierwszej tworzonej całkowicie z polskich składników trzyletniej single malt w naszym kraju) oraz coś takiego jak Wolf Destillery Whiskey - prywatna produkcja, dla której festiwal był głównie miejscem do zbierania potencjalnych inwestorów i przyszłych nabywców jeszcze nie istniejącego (a przynajmniej nie istniejącego w sprzedaży) trunku. I o ile cała prelekcja, jak i trunek produkowany przez Piaseckiego jest propozycją interesującą, na którą będę oczekiwał z umiarkowanym zainteresowaniem (trochę zaporowa cena powoduje, że nie będzie to trunek dla każdego), o tyle produkcja Pana "Michała" (jakoś tak się złożyło, że nie był zainteresowany podaniem swojego nazwiska w taki sposób, aby utkwiło mi w pamięci), jego osoba, sposób bycia, a co najważniejsze sam alkohol wydał się niezbyt zachęcającym berbeluchem. I choć życzę mu powodzenia w rozkręcaniu biznesu, to jednak nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek jeszcze sięgnął po jego destylaty.
Najcenniejszy z moich nabytków (w tym przypadku akurat prezent): The Dlamore King Alexander III |
Wcześniej wspomniałem o prelekcji, teraz chciałbym rozwinąć ten temat, ponieważ była to jedna z rzeczy, których na pierwszym festiwalu zabrakło (no, może nie do końca, ale z pewnością nie w aż tak rozwiniętej formie), a były dość ciekawe i bardziej dostępne niż płatne co prawda, ale rozchwytywane od wczesnych godzin rannych już pierwszego dnia, Master Classy. A polegały one na tym, że poszczególni wystawcy lub też inni prelegenci tacy jak np. filmoznawca Wiesław Kot (mający wykład o "Whisky w filmie", na który, czego bardzo ubolewam, niestety nie poszedłem przez zwyczajne gapiostwo), czy też światowi ambasadorzy poszczególnych marek whisky (byłem na panelu Glenfiddich, który, mimo iż był prowadzony w języku angielskim, to jednak był na tyle przystępny i zrozumiały, że udało się wysłuchać kilku ciekawych historii o samej destylarni, jak i o ich 15latce z kieliszkiem tejże w ręku) opowiadali publiczności, a później także z nią dyskutowali na "zadany" (wcześniej ustalony i rozpisany w programie) temat. W panelu dyskusyjnym swoje prelekcje mieli również wspomniani wcześniej przedstawiciel firmy Pasecki oraz tajemniczy i zarozumiały "Michał". Jednak również podczas paneli dyskusyjnych doszło do jednego zgrzytu, który pozostawił niesmak po całym tym przedsięwzięciu. O ile jasnym dla nas było, że panele są darmowe jednak trzeba mieć na nie zaproszenie (choć nie zawsze, bo wstęp na Glenfiddicha był bez zaproszenia), które dość ochoczo rozdawali wystawcy, to jednak sposób w jaki zostałem potraktowany podczas próby wejścia na jedną z prelekcji bez zaproszenia był dla mnie zupełnie nie zrozumiały. A wystarczyło zamilknąć jedno zdanie wcześniej i powiedzieć: "Przepraszamy, ale wstęp na prelekcję jest jedynie za okazaniem zaproszenia" bez dodawania "Bo będą tutaj degustowane alkohole za 25 tys. zł." To znaczy co, że ja nie jestem na tyle fajny, żeby degustować alkohol za 25 tys. zł?! Czy na spotkaniu będą jedynie znajomi prezesa lub ci, którzy zrobili wystawcy laskę?! Nosz kurwa wasza matka rodzicielka, trochi chyba kultury chyba by nie zaszkodziło! Ale spoko, pomijając ten drobny incydent cała akcja z prelekcjami jest dla mnie pomysłem jak najbardziej trafionym w dziesiątkę.
A tutaj cała bateria z wycieczki w kolejności od lewej: Glenburgie 10YO, Georgia Moon Apple Pie, Dalmore, Tamdhu 10YO Sherry Cask Matured i Nikka All Malt |
Wracając jednak do spraw techniczno-formalnych, to nie podobało mi się również to, że zostały ode mnie wydarte pieniądze za tzw. darmowe bony festiwalowe w liczbie sztuk dziesięć, które były dodatkiem do każdego biletu. Dwa lata temu cena wejściówki dwudniowej wynosiła 100 zł. (W cenie biletu nie było żadnych bonów, choć funkcjonowały one na terenie festiwalu). Nie wiem jak było na II edycji, ale na III trzeba już było zapłacić 150 zł i w tym było 10 bonów o wartości 5zł każdy, obowiązujących jako jedyny środek płatniczy na festiwalu - gratis. Być może cena była wyższa ze względu na większą ilość wystawców i degustowanych alkoholi (według organizatorów było to 160 darmowych trunków i około 800 płatnych; według moich obliczeń około 80 darmowych i myślę, że koło 320 płatnych nie wliczając w to tego co w stałej ofercie ma Dom Whisky będący organizatorem całej imprezy) jednak jakoś dziwnie trąci mi to pospolitym naciągactwem, bo wolałbym tańszy bilet bez bonów, niż taką ciekawą formę "rozdawnictwa" za moje pieniądze, gdyż te (bony) w każdej chwili można było dokupić w sklepie festiwalowym.
Jednakowoż nie wszystko było takie złe od strony organizacyjnej, ponieważ festiwalowy sklep, w którym było ponad 200 gatunków whisky sprzedawał ją po bardzo konkurencyjnych cenach, niejednokrotnie nawet 50% taniej od tych, które możemy zobaczyć na co dzień w internecie lub na sklepowych półkach. Dzięki takiemu zabiegowi wyjechałem z Jastrzębiej Góry z pięcioma butelkami, choć jadąc tam nie planowałem żadnych zakupów. Jednak ceny, jak i różnorodność oraz unikalność trunków spowodowała, że nie moglem się oprzeć pokusie uzupełnienia mojej domowej kolekcji. I tak, najcenniejszym nabytkiem jest Dalmore King Alexander III (który jest prezentem od mojej wspaniałej i hojnej niewiasty). Oprócz niego na półce pojawiło się również dziesięcioletnie Tamdhu Sherry Cask Matured, Nikka All Malt, dziesięcioletnie Glenburgie od niezależnego bottlera Gordona & MacPhail'a oraz niecodzienny Georgia Moon Apple Pie, czyli amerykański kukurydziany bimberek o smaku jabłka z cynamonem.
Niesłychanie ważnym wydarzeniem było również moje pierwsze wypalone cygaro (Quintero Tubulares), które miało miejsce właśnie na festiwalu. Ja, wielki przeciwnik palenia, doszedłem do wniosku, że papierosy wciąż są "bleee", ale cygaro to bym sobie zapalił. Smakowało na tyle dobrze, że rozpocząłem swoją przygodę z tym kolejnym kosztownym i śmiercionośnym hobby, ponieważ już do mnie jedzie kolejnych 7 sztuk.
Cóż więcej mogę powiedzieć o III edycji Festiwalu whisky w Jastrzębiej Górze anno domini 2016? To co chciałem i pamiętałem już chyba napisałem. Podsumowując, uważam, że wciąż jest to impreza warta uwagi (choć jeśli nie porównam jej z innymi, to tak naprawdę moja opinia nie będzie pełna, ale na szczęście już są plany na przyszłoroczny Poznań i być może też tegoroczną Warszawę!), choć trochę śmierdząca blichtrem i drogimi perfumami, na którą zaczynają przyjeżdżać ludzie zupełnie nie zainteresowani whisky, a jedynie tym żeby się nachlać lub pobrylować w "dobrym" towarzystwie (choć celebrytów i gwiazd szołbiznesu w tym roku nie widziałem). To trochę przeszkadza i psuje klimat, bo wieczorami można się niejednoktornie potknąć o zapijaczonego osobnika płci wszelakiej. Jednak moja ogólna ocena tego wydarzenia stale jest pozytywna.
Moja ocena: 3.5/5
Poniżej podaję listę alkoholi, które degustowałem w ramach festiwalu (swoją drogą denerwująca była również niekonsekwencja niektórych wystawców, którzy pierwszego dnia oferowani niektóre trunki za free, a drugiego już za opłatą):
Aberfeldy 12YO (Single Malt, dalej SM, jeśli nie jest napisane inaczej jest to SM szkocka)
Aberfeldy 16YO (SM)
Antiquary 12YO (Blended)
Ardbeg Corryvreckan (SM)
Ardbeg Uigeadail (SM)
Aultmore 12YO (SM)
Benriach 10YO (SM)
Benriach 12 YO Sherry (SM)
Benromach 10YO (SM)
Benromach 10YO 100 proof (SM)
Bernheim Original Kentucky Straight Wheat Whiskey (Ameryka)
Buffalo Trace (Ameryka)
Bunnahabhain 12YO (SM)
Cambeltown (SM)
Connemara (Irish SM) (1bon)
Cu Bocan (SM)
Dalmore King Alexander III (SM) (4bony)
Deanston Virgin Oak (SM)
Deanston 12YO (SM)
Edradour 10YO (SM)
Elijah Craig 12YO (Ameryka) (2bony - ?)*
Elijah Craig Barrel Proof Bourbon (Ameryka) (2bony - ?)*
Evan Williams 1783 Small Batch (Ameryka) (2bony - ?)*
Evan Williams Black Bourbon (Ameryka)
Evan Williams Single barrel 2006 (Ameryka) (2bony - ?)*
Evan Williams White Bottled-in-Bold (Ameryka)
Firebal (likier cynamonowy na bazie whisky; chyba Holandia)
Georgia Moon American Corn Whiskey (Ameryka) (1bon)
Georgia Moon Apple Spirit (Ameryka) (1bon)
GlenBervie (Blended)
Glenburgie 10YO (SM)
Glenfiddich 12YO (SM)
Glenfiddich 15YO (SM) (2bony)
Glengarry Blended (Blended)
Glenmorangie The Lasanta (SM)
Grant's Select Reserve (Blended) (1bon)
Hazelburn (SM)
Inchmurrin 12YO (SM)
Irishman Cream (Likier tworzony ze śmietanki i kawy na bazie SM Irishman)
Irishman Founders Reserve (SM)
Isle of Jura 10YO (SM)
Islay Storm 40% (SM) (1-2bony - ?)*
Kilchoman Machir Bay (SM)
Lagavulin 16YO (SM) (pierwszego dnia za darmo drugiego za bony)
Longrow CV (SM)
Lord Elcho Premium Blended Whisky (Blended)
Mellow Corn Kentucky Straight Corn Whiskey (Ameryka) (1bon-?)*
Miltonduff 10YO (SM)
Nikka All Malt (japoński Blended Malt)
Nikka Blended (japoński Blend)
Nikka From The Barrel (japoński Blend)
Paul John Bold (indyjski SM)
Paul John Brillance (indyjski SM)
Peated Highland 8YO (SM) (pierwszego dnia za darmo, drugiego 1-2bony - ?)*
Pikesville Straight Rye Whiskey (Ameryka) (2bony) - naprawdę świetna whiskey zbożowa
Royal Brackla 12YO (SM)
Royal Canadian (kanadyjski Blend)
Scapa Skiren (SM)
Singleton Spey Cascade (SM)
Speyside 8YO Sherry (SM) (niezależny bottler) (pierwszego dnia za darmo, drugiego za 1-2 bony)
Tamdhu 10YO Sherry Cask Matured (SM) (1bon - ?)*
The Glenlivet Founder's Reserve (SM)
The Wild Geese Classic Blenden Irish Whiskey (irlandzki Blend)
Tomatin 12YO (SM)
Tomatin BIG "T" (Blended)
Tomatin Legacy (SM)
West Cork 10YO (Irish SM)
West Cork Black Cask (Irish SM)
West Cork Blended (irlandzki Blend)
Whyte & Mackay Special (Blended)
Wolf Destillery Reycorn whiskey (polski berbeluch)
Wolf Destillery No. 1 (polski berbeluch)
Wolf Destillery No. 12 (polski berbeluch)
Wolfburn 3YO (Blended Malt)
Writers Tears (irlandzki blend)
* Większość tych destylatów piłem albo za darmo w ramach "obrazowania" opowieści snutych przez hojnych wystawców lub piłem je pierwszego dnia kiedy były jeszcze za tzw. free stąd też moja niewiedza co do ich festiwalowych cen degustacji. Tak właściwie to zapłaciłem jedynie za Dalmore'a, Rum (2bony), Grants'a, Connemare i Georgia Moon. Reszta bonów poszła na cygaro (5bonów) :D
* Większość tych destylatów piłem albo za darmo w ramach "obrazowania" opowieści snutych przez hojnych wystawców lub piłem je pierwszego dnia kiedy były jeszcze za tzw. free stąd też moja niewiedza co do ich festiwalowych cen degustacji. Tak właściwie to zapłaciłem jedynie za Dalmore'a, Rum (2bony), Grants'a, Connemare i Georgia Moon. Reszta bonów poszła na cygaro (5bonów) :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz