wtorek, 28 czerwca 2016

[195] Książka: "Igła" - Ken Follett (1978)


To było moje pierwsze spotkanie z Follettem. Nie napiszę, że ostatnie, ale z pewnością nie było ono udane. Jego, ponoć jedna z najlepszych powieści, Igła zawiodła na wielu frontach, ale po więcej zapraszam do dalszej części tekstu.

Pierwszym problemem tej książki jest skopany początek. Nie za bardzo rozumiem jak można już na samym wstępie poinformować swoich czytelników, że (prawdopodobnie) była sobie kiedyś taka jedna wielka podpucha mająca na celu odwrócić uwagę Niemców od rzeczywistego miejsca rozpoczęcia operacji Overlord, która jak wiemy miała miejsce w Normandii. Cała heca polegała na tym, że w zupełnie innym miejscu stały całe dywizje tekturowych czołgów, samolotów i dziesiątki baraków z lotu ptaka idealnie imitujące prawdziwe jednostki przygotowujące się do natarcia. A przez radio emitowane były fałszywe informacje na temat miejsca i daty operacji mające wprowadzić podsłuchujących Niemców w błąd. Jedynym problemem aliantów był Niemiecki szpieg od dawna zakonspirowany i działający na terenie Wielkiej Brytanii. Jeden z najbardziej zaufanych ludzi, którym Hitler wierzył bezgranicznie. Die Nadel. A po naszemu - Igła. 

Brzmi niby ciekawie, ale zastanówcie się, w jaki sposób może nas zainteresować historia, która już od samego początku jest skazana na niepowodzenie (świadczą o tym fakty historyczne)? I gdyby to jeszcze była opowieść non-fiction prezentująca prawdziwe perypetie z działalności owego szpiega, ale wydumana fabuła? No sorry, ale nie! Dodatkowym problemem jest brak głównego bohatera. Bo niby co, mam kibicować Niemieckiemu szpiegowi?! No chyba raczej nie. A jeśli chodzi o postaci naszych "sprzymierzeńców" w walce z faszystowskim okupantem, to jest ich w chuj. I nie wiadomo kto bardziej niepotrzebny. Jest sobie gościu - śledczy z MI5 (chyba), który stracił w bombardowaniu Londynu dzielną żonę i teraz nie może biedaczek znaleźć nowej miłości. Jest jakiś profesorek, który najpierw pisał coś o Plantagenetach, ale ściągnęli go do kontrwywiadu. Jest jego szef pułkownik jakiś tam. No i wreszcie jest małżeństwo dwojga młodych ludzi, którzy po wypadku (mąż, niedoszły pilot stracił nogi w konsekwencji zderzenia z ciężarówką na zaciemnionej drodze) mieszkają wspólnie na odludnej wyspie razem ze starym pasterzem Tomem i ich poczętym jeszcze przed ślubem synkiem. Hmm... Jak dla mnie zbyt wielu. A może to coś w rodzaju "bohatera zbiorowego"? Może, tylko po co...

Całość jest też za dokładna. Większość rozkmin Igły (jeśli ukradnę samochód to się prędzej czy później dowiedzą; lepiej pojechać pociągiem, ale daleko do stacji, a poza tym trzeba kupić bilet, co jeśli mnie zapamiętają? etc.) nudzą i są trochę nie pasujące do książki, która miejscami bardziej przypomina tani romans niż trzymający w napięciu thriller szpiegowski.

Z czystej ciekawości obejrzę sobie jeszcze film, bo czuje, że ta fabuła zdecydowanie lepiej sprawdzi się na szklanym ekranie nawet mimo tego, że powstała jako książka. A co do książki, to jak kto woli. Podejrzewam, że znajdzie się wielu, którym ta książka bardzo przypadnie do gustu. Ja jednak troszkę się nią znudziłem i jeszcze bardziej rozczarowałem. Sądziłem, że będzie to trzymający w napięciu szpiegowski dreszczowiec a w konsekwencji okazała się mętnym melodramatem z wątkiem szpiegowsko-kryminalnym. 

Moja ocena: bardzo naciągane 5/10


poniedziałek, 20 czerwca 2016

[194] Książka: "Bohaterowie są zmęczeni" - Maria Nurowska (2016)


Tak jak obiecałem, nie ma co się opierdalać. Trzeba czytać. I trzeba pisać. Żeby nie zardzewieć. Z tego też względu dziś mam dla was kolejną arcy ciekawą propozycję. Ponownie rzecz prawdziwa, nie zmyślona. Tym razem miks wspomnień i obszernego wywiadu, czyli Maria Nurowska o braciach Niemczyk. Co prawda nie o wszystkich, bo tylko o dwóch, jednak wydaje się, że to i tak sporo.

Bohaterowie są zmęczeni to zarazem opowieść o konflikcie trwającym przeszło pół wieku, jak i historia życia dwóch niezwykle ciekawych postaci. Jednego, wydawało by się, że znamy dość dobrze - to Leon Niemczyk. Drugim jest jego o dwa lata starszy brak Ludwik Niemczyk. Leon Niemczyk to gwiazda kina. Aktor nieprzeciętny. Wszystkim, którzy choć w najmniejszym stopniu interesowali się kinem w ciągu ostatnich 60 lat to nazwisko z pewnością nie jest obce. Jednak tak po prawdzie co o nim wiemy? Że kobieciarz? - nie da się ukryć, był wszak żonaty aż sześciokrotnie. Że lubił wypić? - jak wszyscy w tym kraju. Że jego role były bardzo naturalne a on sam nigdy nie skończył szkoły aktorskiej, co w wielu przypadkach dawało mu przewagę nad wyuczoną sztucznością kolegów po fachu? - to już wcale nie jest takie oczywiste. Że w kraju, w którym nie jeden ledwie wzdychał do Maluszka on zmieniał samochody na coraz to lepsze? - to już wiedzą tylko ludzie wtajemniczeni. Ale cóż więcej? Jakim był człowiekiem naprawdę i dlaczego? To próbuje odkryć jego wieloletnia przyjaciółka, jedna z najbardziej poczytnych polskich powieściopisarka Maria Nurowska. I udaje jej się to podczas długich, zakrapianych alkoholem rozmów nagrywanych na dyktafon. Jednak jaki portret maluje autorka Leonowi musicie sprawdzić sami. Nie będę psuł wam tej przyjemności. 

Jeśli natomiast chodzi o brata Leona, Ludwika, to przyznam szczerze, że nie wiedziałem w ogóle o jego istnieniu (podobnie jak o dwóch pozostałych, o których Nurowska jedynie napomyka, Witoldzie sławnym skrzypku, który od króla Jerzego otrzymał dwa Stradivariusy oraz Romanie, który z powodu choroby nie osiągnął w życiu nic co warte byłoby uwagi). A jego historia jest równie ciekawa, jeśli nie ciekawsza od historii jego sławniejszego brata. Były żołnierz AK po wojnie działający jako kurier a później również przewożący ludzi z komunistycznej Polski do wolnego świata, nie wyparł się swojej przeszłości nawet w momencie największej próby, kiedy to po wpadce podczas jednej z wypraw został aresztowany i brutalnie przesłuchiwany przez śledczych. 

Teraz zastanawiacie się pewnie gdzie wreszcie jest ta wielka wojna między dwoma braćmi i skąd ona się wzięła. Ano wzięła się stąd, że misja, która się nie powiodła, a której Ludwik był koordynatorem i miała na celu przetransportowanie za granicę pewnej grupy ludzi, w której znajdował się również jego młodszy brat Leon. To tragiczne w skutkach wydarzenie - wielomiesięczne przesłuchania Ludwika, który od razu przyznał się, że należał do AK oraz areszt Leona - rzuciły cień na relacje między braćmi. Obaj do końca życia podejrzewali, że przyczyną wpadki mógł być ten drugi. Nigdy sobie jednak tego nie wyjaśnili i nie spotkali się ze sobą już ani razu za życia. Nurowska nie pozostawia jednak niedomówień i kończy historie odkrywając prawdę. My wiemy kto zdradził, bracia umarli w nieświadomości ze skrywaną urazą na tyle silną, żeby nie zamienić ze sobą słowa do końca swych dni. 

Podsumowując, Bohaterowie są zmęczeni jest książką niezwykle ciekawą, przedstawiającą kolejny przykład losów pogmatwanych przez wojnę i powojenne lata "niewoli" we własnym kraju. Połączenie wspomnień obu braci przeplatane rozmowami z Leonem (Ludwik przesłał swoją historię listownie) zwieńczone wywiadami z ludźmi, którzy pojawili się na drodze Ludwika daje obraz spójnej i zamkniętej całości. Styl autorki jest również bardzo przyjazny czytelnikowi. Autorka nie stroni od tematów trudnych i stara się wyciągnąć ze swojego rozmówcy najwięcej jak się da, a to czego się nie da dowiedzieć z innych źródeł. Jest to bardzo wartościowa pozycja, którą polecam ludziom lubiącym czasem zagrzebać się w cudzym życiu. Jedynym jej mankamentem jest to, że mogłaby być znacznie obszerniejsza.

Moja ocena: 8/10


piątek, 17 czerwca 2016

[193] Książka: "Maluch. Biografia" - Przemysław Semczuk (2014)


Dziś mam dla was coś z zupełnie innej beczki. Po nieudanej przygodzie z Komudą, przyszła kolej na coś zdecydowanie lżejszego. Książka pouczająca, bawiąca i smucąca, czyli rzecz o tyn jak Gierek zmotoryzował Polaków.

Maluch nie ustępował kroku nikomu...

Maluszka zna każdy. Jeśli nie z własnych doświadczeń za jego kierownicą, czy też na fotelu pasażera, bądź tylnej kanapie, to z pewnością z widzenia (wciąż te małe drogowe pokraki snują się po Polskich miastach i miasteczkach) lub z opowieści starszych (wszystko zależy ile macie lat;)). Dziś ten samochodzik budzi jedynie politowanie lub też nostalgię - wszystko zależy od indywidualnych skojarzeń. Jednak nie da się ukryć, że jeszcze 4 dekady temu wzdychał do niego niejeden Kowalski. A jeździł nim cały przekrój społeczeństwa od robotnika, przez naukowca (pamiętacie słynną scenę otwierającą Nie ma mocnych, kiedy to po szosie mknie czerwony maluszek z wieńcem na dachu?) po dyrektorów (przykładem może być tutaj również czerwony "strączek" inżyniera Karwowskiego). 

Dawał sobie radę w każdych warunkach...

Jednak dziś, w dobie używanych samochodów zza zachodniej granicy kosztujących jedną średnią pensję przeciętnego mieszkańca kraju nad Wisłą trudności wiążące się ze zdobyciem upragnionego wozidełka odeszły w zapomnienie. Przypomnieć i usystematyzować je postanowił dziennikarz i publicysta Przemysław Semczuk biorąc na warsztat biografię Maluszka. 

Często był oparciem dla strudzonych wiernych w drodze do Częstochowy / Fot. Elżbieta Oyrzanowska
Wydawałoby się temat banalny i nie ciekawy. Ot, tak samo pomyślałem i ja przez dłuższy czas przechodząc obok tej książki zupełnie obojętnie do czasu kiedy trafiła w moje ręce w ramach jakiejś super-mega-promocji. No i wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Dużą rolę odegrał tutaj z pewnością lekki i przystępny styl autora. Jednak sama opowieść była równie pasjonująca, ponieważ nie obejmowała jedynie historii powstania samochodu, ale również bardzo dokładnie przedstawioną sytuację motoryzacyjną Polski na przełomie lat 60. i 70. XX w. Całą propagandę i machinę reklamującą i zachwalającą ten cud techniki, a także późniejsze trudności z nabyciem samego pojazdu, części zamiennych do niego oraz schyłek jego żywota.

A obecnie, po kilku modyfikacjach, pokazuje rogi nawet w wyścigach równoległych!

W pełni zgadzam się z tym co jest napisane na okładce, że nie jest to książka jedynie dla wielbicieli motoryzacji. Moim zdaniem jest to coś w rodzaju reportażu pokazującego wycinek życia społeczeństwa jakim było pragnienie posiadania swoich własnych czterech kółek oraz wszystkie trudności jakie wiązały się z jego posiadaniem, eksploatacją, naprawami, zdobyciem części zamiennych, paliwa etc. A gdzie w tym wszystkim Maluszek, spytacie? Maluszek był i wciąż jest dla wielu rozkosznym samochodzikiem, który zmotoryzował Polskę. I pewnie takim pozostanie.

Moja ocena: 7/10

środa, 15 czerwca 2016

[192] Książka: "Hubal" - Jacek Komuda (2016)


Wow! Ostatni post opublikowałem równo miesiąc temu. Sasasasasa... No, ale cóż, każdy ma prawo do odpoczynku. Powiedzmy, że mój od pisana właśnie dobiegł końca, ponieważ dziś mam dla was reckę komudowego Hubala. Zapraszam!

Jacka Komudy nie znam. Nie spotkałem osobiście na spotkaniach autorskich, nie rozmawiałem, a nawet nie czytałem do tej pory żadnej z jego wąsatych książek. Jednak jego najnowsza publikacja sprawiła, że postanowiłem sięgnąć i po Komudę. No bo to przecież Hubal... człowiek legenda. Ostatni żołnierz września. Jednym słowem - hicior. 

No i jak było, zapytacie? No cóż, chujowo, aż do bólu. Komuda tak mi obrzydził Henryka Dobrzańskiego, że nawet nie mam ochoty sięgać po jakieś niefabularyzowane opracowania na jego temat. Z fabuły wynika, że nasza legenda tak naprawdę nic nie zrobiła ciekawego (powtarzam, z komudowej książki, żeby nie było, że kwestionuję legendarność legendy) oprócz bicia po dupie chłopów, zastrzelenia kilku Niemców i jebania chętnych niewiast o sarnich oczach. A sam Hubala prezentuje się jako charłąpaniarz, awanturnik i kurwiarz myślący fają zamiast głową. Ot i wszystko. 

Spodziewałem się o wiele więcej. A przede wszystkim ciekawie snutej opowieści. A co dostałem? Żałosne dialogi. Bardzo źle nakreślone postaci, nudne i nie ciekawe. Praktycznie brak jakiejkolwiek akcji, bo snucie się od wsi do wsi się dla mnie zupełnie nie liczy. A co ponad to? Dużo chwytających za serce patrioty frazesów, magiczny koń symbolizujący ducha polskiego narodu i fajna okładka. Jak dla mnie to zdecydowanie za mało.

Moja ocena: 4/10.

P.S. Coś tak czuję, że było to moje ostatnie spotkanie z tym autorem...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...