Przyszedł czas, aby w moich poszukiwaniach ciekawych kryminałów zapuścić się na tereny do tej pory przeze mnie nieeksplorowane, czyli naszych południowych sąsiadów - Słowaków. Dziś kolej na Dominika Dána (pseudonim), o którym w internetach możemy przeczytać raptem dwa zdania, mimo iż pisaniem powieści zajmuje się już od przeszło 20 lat.
Przygodę z Dánem zacząłem na tyle chronologicznie, na ile się dało, Czerwony Kapitan jest bowiem pierwszą książką, z której polscy czytelnicy mogą poznać poznać detektywa Richarda Krauza (choć tak w rzeczywistości to szóstą pod względem, tak dat publikacji, jak i chronologii opisywanych wydarzeń). Padło również na tę pozycję (mimo iż na rynku są już trzy kolejne powieści Dána) z powodu jej ekranizacji, która miała Polską premierę cztery tygodnie temu. Co takiego jest w Czerwonym Kapitanie, że to właśnie on z 21 kryminałów napisanych przez słowackiego autora jako pierwszy został wybrany do sfilmowania?
Prawdopodobnie historia, bo bohaterowie i klimat są bardzo podobne do tego co mogliśmy czytać i oglądać do tej pory w innych tego typu powieściach z całego świata. Ale historia jest zabójczo... fascynująca. Słowacja, 1992 rok. Czas przemian polityczno-społeczno-gospodarczo (-mentalnych?). Pewnego upalnego dnia, z powodu prac remontowych niedaleko cmentarza, dochodzi do konieczności przeniesienia kilku grobów w inną część cmentarza. Podczas załadunku trumien na ciężarówkę jedna z nich roztrzaskuje się o ziemię a głowa jej właściciela odtacza się w pobliskie krzaki. W trakcie ponownego kompletowania jej zawartości robotnicy zauważają, że w głowie tkwi gwóźdź. Policjanci wezwani na miejsce zdarzenia podczas sekcji odkrywają, że zwłoki noszą dodatkowo ślady dotkliwych i długotrwałych tortur. Rozpoczyna się śledztwo, które doprowadzi naszego bohatera do odkrycia tajemnicy chronionej niemal od siedmiu wieków, w którą zamieszany jest Kościół, byłe (choć wciąż obecne) służby bezpieczeństwa i jedna z ciekawszych, owianych tajemnicą organizacji powstałych na początku czternastego wieku, której nazwy nie zdradzę, żeby nie psuć wam zabawy.
A teraz jeszcze kilka słów o wersji audiobook, ponieważ właśnie z taką miałem do czynienia. Czyta ją odtwórca głównej roli w filmie - Maciej Stuhr - i wydaje mi się, że jest to bardzo ciekawy zabieg pozwalający przyzwyczaić się do głosu również głównego bohatera filmu. Ale to co robi Stuhr to nie jest zwykłe czytanie, jego wczucie się w poszczególne postaci, modulacja głosu, intonacja i nadanie każdej z nich charakterystycznych i niepowtarzalnych cech sprawia, że książka wciąga, intryguje, zaskakuje i - miejscami - bawi jeszcze bardziej, niż jakbym sam ją czytał.
Podsumowując, Czerwony Kapitan jest kryminałem o tyle sztampowym (bohaterowie, zaduch kostnicy, podśmiechujki między kolegami policjantami, dramatyzm i makabryczność opisywanych zbrodni) co niepowtarzalnym (klimat Słowacji w trakcie zmian ustrojowych, no i ta szalona tajemnica - inaczej nazwać jej nie można). Dla mnie jest to rzecz ciekawa, ale bez jakichś większych zachwytów. Dam sześć plus jedno oczko za lektorski popis Stuhra.
Moja ocena: 7/10
Przygodę z Dánem zacząłem na tyle chronologicznie, na ile się dało, Czerwony Kapitan jest bowiem pierwszą książką, z której polscy czytelnicy mogą poznać poznać detektywa Richarda Krauza (choć tak w rzeczywistości to szóstą pod względem, tak dat publikacji, jak i chronologii opisywanych wydarzeń). Padło również na tę pozycję (mimo iż na rynku są już trzy kolejne powieści Dána) z powodu jej ekranizacji, która miała Polską premierę cztery tygodnie temu. Co takiego jest w Czerwonym Kapitanie, że to właśnie on z 21 kryminałów napisanych przez słowackiego autora jako pierwszy został wybrany do sfilmowania?
Prawdopodobnie historia, bo bohaterowie i klimat są bardzo podobne do tego co mogliśmy czytać i oglądać do tej pory w innych tego typu powieściach z całego świata. Ale historia jest zabójczo... fascynująca. Słowacja, 1992 rok. Czas przemian polityczno-społeczno-gospodarczo (-mentalnych?). Pewnego upalnego dnia, z powodu prac remontowych niedaleko cmentarza, dochodzi do konieczności przeniesienia kilku grobów w inną część cmentarza. Podczas załadunku trumien na ciężarówkę jedna z nich roztrzaskuje się o ziemię a głowa jej właściciela odtacza się w pobliskie krzaki. W trakcie ponownego kompletowania jej zawartości robotnicy zauważają, że w głowie tkwi gwóźdź. Policjanci wezwani na miejsce zdarzenia podczas sekcji odkrywają, że zwłoki noszą dodatkowo ślady dotkliwych i długotrwałych tortur. Rozpoczyna się śledztwo, które doprowadzi naszego bohatera do odkrycia tajemnicy chronionej niemal od siedmiu wieków, w którą zamieszany jest Kościół, byłe (choć wciąż obecne) służby bezpieczeństwa i jedna z ciekawszych, owianych tajemnicą organizacji powstałych na początku czternastego wieku, której nazwy nie zdradzę, żeby nie psuć wam zabawy.
A teraz jeszcze kilka słów o wersji audiobook, ponieważ właśnie z taką miałem do czynienia. Czyta ją odtwórca głównej roli w filmie - Maciej Stuhr - i wydaje mi się, że jest to bardzo ciekawy zabieg pozwalający przyzwyczaić się do głosu również głównego bohatera filmu. Ale to co robi Stuhr to nie jest zwykłe czytanie, jego wczucie się w poszczególne postaci, modulacja głosu, intonacja i nadanie każdej z nich charakterystycznych i niepowtarzalnych cech sprawia, że książka wciąga, intryguje, zaskakuje i - miejscami - bawi jeszcze bardziej, niż jakbym sam ją czytał.
Podsumowując, Czerwony Kapitan jest kryminałem o tyle sztampowym (bohaterowie, zaduch kostnicy, podśmiechujki między kolegami policjantami, dramatyzm i makabryczność opisywanych zbrodni) co niepowtarzalnym (klimat Słowacji w trakcie zmian ustrojowych, no i ta szalona tajemnica - inaczej nazwać jej nie można). Dla mnie jest to rzecz ciekawa, ale bez jakichś większych zachwytów. Dam sześć plus jedno oczko za lektorski popis Stuhra.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz