sobota, 22 czerwca 2013

[9] Książka: Marek Edelman. Życie.Do końca - Witold Bereś, Krzysztof Burnetko (2013)

Przed chwilą skończyłem czytać książkę pt. "Marek Edelman. Życie. Do końca". Jest to uzupełnienie o ponad 200 stron wydanej w 2008 roku biografii Marka Edelmana pt. "Życie. Po Prostu" autorstwa Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetko. W sumie nie wiem jak zacząć tę recenzję, bo jestem wciąż jeszcze pod ogromnym wrażeniem. Mogę tylko na samym wstępie napisać, że wystawiłem ocenę 10/10. Czuje, że to sprawiedliwa nota. I to chyba nie nota dla samej książki, a dla człowieka, którego opisuje. Człowieka, którego tak naprawdę do tej pory prawie nie znałem. Bo w sumie odpowiedzmy sobie na proste pytanie: kim był Marek Edelman? Co Wam się pierwsze jawi w głowie? Żyd? Zastępca komendanta powstania w Getcie Warszawskim? Kardiochirurg? Hmm...takie były moje skojarzenia, które miałem po dość odległej w czasie, lekturze "Zdążyć przed Panem Bogiem" Hanny Krall. Jednak teraz spektrum mojego postrzegania Edelmana znacznie się powiększyło. A wszystko to zasługa tej książki.

Książki streszczać nie będę, bo to tak jakbym chciał streszczać cudze życie. Napisze tylko jak autorzy poradzili sobie z dość spójnym przedstawieniem tak ciekawej biografii, pełnej wielkich czynów i wielkich nazwisk. A mianowicie, książka, poza wstępem, w którym autorzy pokusili się o przedstawienie krótkiej anegdoty  mającej na celu zilustrowanie jak trudnym rozmówca jest Marek Edelman (opisuje wydarzenie z roku 2006), od krótkiego prologu ukazującego lata dziecięce Edelmana (rok 1919) biegnie już rzeczowo od roku 1938 chronologicznie aż do czasów zakończenia wojny. W tym miejscu opisana jest m.in. walka Edelmana w powstaniu w Getcie Warszawskim, a także w Powstaniu Warszawskim. Sposób w jaki udało mu się przetrwać i co musiał przetrwać aby móc dalej żyć. W tej części (która swoją drogą jest najobszerniejsza patrząc na czas jaki obejmuje - 7 lat i ponad 50% objętości książki) nie ma żadnych dygresji, czy powtórzeń dat w innym kontekście wydarzeń, jak to będzie się zdarzało później. Następnie zaczyna się lekki galimatias, jednak mimo wszystko autorzy podzielili książkę tematycznie a nie całkiem chronologicznie, co jest dobre, bo dzięki temu jest pełniejsza w odbiorze. I tak na przykład mamy wiele ważnych wydarzeń w życiu Edelmana, ale też w życiu wielu innych osób, których Edelman był uczestnikiem, wiele wydarzeń w historii Polski, Europy i świata, do których ten nieznany większości człowiek? dołożył swoje przysłowiowe "trzy grosze". Ale nie mówię tutaj tego w kontekście negatywnym. Co to, to nie!. On po prostu uważał, że ludzie są ważni. Ich życie jest ważne. I zawsze, niezależnie od tego kto jest potrzebującym czy uciskanym, trzeba mu pomagać. Bo dla niego ten uciskany, niezależnie od narodowości, był takim "Żydem", takim jak on w Getcie. Stąd jego interwencje u wielkich tego świata (m.in. Clintona, Chiraca, Blaira, Solany - sekretarza generalnego NATO) w sprawie mordowania Albańczyków w Kosowie. Chciał aby NATO nie ograniczało się tylko do bombardowania miasta, ale wysłało tam też wojska lądowe, bo może się okazać, że w takim zbombardowanym mieście nie będzie już komu nieść tej pomocy. Jak sam twierdzi:
"Byłem świadkiem ludobójstwa i byłem ścigany przez ludobójców. Wiem, co to znaczy. Trzeba zniszczyć tych, którzy niszczą. Dyktatorzy sami się nie poddają. nigdy sami nie ustąpią. Fanatyków przed zbrodnią może powstrzymać jedynie siła." 

Był też wielkim lekarzem. Lekarzem, który leczył wszystkie choroby, nie tylko te związane z sercem. Pochodził z tej starej szkoły, w której lekarz musiał potrafić zdiagnozować pacjenta po prostu na niego patrząc, bez użycia sprzętu czy przeróżnych maszyn drukujących wyniki badań. W taki sposób uratował niejedno życie, bo Ci co zawierzają maszynom często się mylą poprzez błędy tych maszyn. Był także lekarzem, który wychodził z założenia, że nigdy nie należy mówić człowiekowi, że umiera. W stosunku do Grażyny Kuroń, żony Jacka Kuronia, którą opiekował się aż do śmierci, użył następujących słów:
"Żeby się nie domyśliła, że umiera, użyłem całej mojej wiedzy lekarza. Cieszę się, że mi się udało. Bo umierający człowiek powinien pozostać człowiekiem: mieć nadzieję, nie cierpieć, być szczęśliwy."

Książka liczy ponad 700 stron (i bardzo wiele ilustracji) i prawie na każdej z nich można znaleźć coś zaskakującego, mądrego, wzruszającego. Wypełnia ją życie człowieka wielkiego, który jednak wciąż pozostawał w cieniu. Życie proste i zwyczajne mimo wszystkich "zaszczytów", które go spotkały już w wolnej Polsce. On nie chciał wyjeżdżać do Izraela. Zawsze powtarzał, że Polska jest jego domem. Nie wyjechał razem z żoną i dziećmi, kiedy zaczęły się prześladowania Żydów w roku '63, nie wyjechał wtedy, kiedy wyrzucali go z pracy, choć ze swoją wiedzą i umiejętnościami mógł na zachodzie zrobić oszałamiającą karierę i dorobić się wielkiego majątku.

"O Marku Edelmanie można wygłosić dwa, wydawałoby się sprzeczne, sądy. A oba sa prawdziwe. Bo z jednej strony Marek jest człowiekiem nadzwyczaj zaangażowanym we współczesność. Chodzi zarówno o jego praktykę lekarską, jak o działania społeczne. Z drugiej - wciąż jest dowódcą powstania w getcie warszawskim. To powstanie dla niego trwa."

Są to słowa Jacka Kuronia podsumowujące, najtrafniej chyba, fenomen Marka Edelmana opublikowane na łamach Tygodnika Powszechnego w 1999 roku komentujące nadanie mu przez jego redakcję Medalu Świętego Jerzego. Jednak dużo głębsze i bardziej osobiste słowa o Edelmanie (a może bardziej do Edelmana) znajdziemy w jednym z listów, które Kuroń pisze do Edelmana z aresztu na Rakowieckiej tuż po pogrzebie żony:
"Marku, (...) ostatnio bardzo wiele myślę o Tobie. W czasie tych dwóch tygodni po śmierci Grażyny stałeś mi się wyjątkowo bliski, ważny, potrzebny. Przed całą tą sprawą szanowałem Ciebie zapewne bardzo, ale konwencjonalnie. Znaczy nie tyle Ciebie, co legendę, którą jesteś. W Białołęce i później, ale jeszcze przed śmiercią Gai byłem Ci bezmiernie wdzięczny. Rozumiałem przecież w jakiś sposób, co znaczyłeś dla Niej. Natomiast w czasie tych dwóch tygodni - no właśnie, jak opisać to, co zdarzyło się w czasie tych dwóch tygodni (...). 
Zapewne najważniejsze jest to, że Ciebie też zabiła śmierć Grażyny.
 W tym stwierdzeniu dwa momenty. Pierwszy właśnie dla mnie nieskończenie ważniejszy od innych - to, że potrafiłeś tak pokochać Grażynę, połączyło mnie z Tobą, jak chyba nic innego połączyć nie może. (...) To, że zabiła Cię śmierć człowieka, Ciebie, który już tyle razy umierałeś.
Niezwykłe, niepojęte, cudowne... I jeszcze przy tym stałeś się dla mnie czymś w rodzaju nadziei. (...) Pamiętasz, zapytałem Ciebie zaraz w pierwszej chwili - ile razy umierałeś - umierał ci świat? (...) Potem z całej żydowskiej sprawy zrobiłem sobie coś w rodzaju tarczy. (...) Żeby zwalczyć ból śmierci Grażyny bólem ogólnoludzkim. Bo tamta żydowska śmierć tak głęboko ugodziła w samą istotę człowieczeństwa, że boli i będzie boleć każdego człowieka. (...) Dopiero teraz zaczynam rozumieć, dlaczego rozmowy z Tobą o getcie stępiały mój ból. (...) Kiedy taka katastrofa jak ta, która nam się zdarzyła, zwali się na człowieka, wtedy będzie chwilami na samej granicy wytrzymałości. Jeśli zdecyduje się żyć, to poszukuje nadziei, że to nie stale będzie tak boleć. Gdy jednak boli na granicy wytrzymałości (...) następuje wyłączenie układu odczuwania.
Przychodzi pustka, którą w pierwszym momencie odczuwam jako ulgę, a zaraz strach czy nie spopielej we mnie miłość. Otóż Ty byłeś świadectwem, że można wytrzymać ten ból i nie spopielić w sobie miłości. Przeciw strachowi, że nie wytrzymam, świadczysz już tym, że żyjesz i - co po wielokroć ważniejsze - co świadczy przeciw strachowi przed spopielałą miłością - jak żyjesz i jaki jesteś. Mam takie głębokie przekonanie,  że tamta śmierć jest wciąż w Tobie, że żyjesz nią, mimo niej, jakby dla niej. Nie, nie jak żałobnik, płaczka, nieutulona wdowa. Ty tę śmierć oswoiłeś, co wcale nie znaczy zabliźniłeś. Raczej zżyłeś się z nią, zrobiłeś z niej powinność czy raczej system powinności. Wypełniasz te powinności, strzeżesz tamtej śmierci, walczysz o życie ludzkie i - wybacz to słowo dla Ciebie zbyt patetyczne - kochasz ludzi. Nie znam nikogo drugiego, kto by to umiał. (...) Dziękuję Ci za to, że byłeś, jesteś ze mną. Jacek. Warszawa-Mokotów, Areszt Śledczy 20 grudnia 1982".

... Życie. Po prostu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...