Zastanawialiście się kiedyś kto kryje się pod pseudonimem Rick Castle? Ja tak i najpierw, zanim przejdę do recenzowania tych pozycji, chciałbym się pochwalić moimi poszukiwaniami na temat prawdziwej tożsamości autora "poczytnych kryminałów".
Tak więc zacznę od tego, że:
1.Nikt nie przyznaje się do napisania tych książek (w sumie może i słusznie, bo to niezłe gnioty są :D)
2. Nathan Fillion choć gra autora książek, to jak wyznał Magazynowi Prada nie popisuje się i nie pretenduje do bycia Richardem Castlem.
3. Wydawca (ten kanadyjski) Hyperion, zdradził tylko jedną wskazówkę dotyczącą tego kto jest autorem. Brzmi ona następująco: ten człowiek pojawił się w serialu Castle.
4. Jak dobrze wiemy (a przynajmniej wiedzą to fani serialu i literatury popularnej) w serialu pojawiło się sporo autorów tego typu prozy, m. in. James Patterson, Stephen Cannell, Michael Connelly.
5. Jak dowiadujemy się z notki "O Autorze": Richard Castle jest autorem licznych bestsellerów, w tym znakomicie przyjętego przez krytyków cyklu książek o Derricku Stormie. Jego Pierwsza powieść, Pod gradem kul, opublikowana jeszcze w collage', otrzymała prestiżową nagrodę Toma Strawa dla Literatury Kryminalnej Stowarzyszenia Nom DePlume. Castle mieszka na Manhattanie ze swoją córką i matką, które wypełniają jego życie humorem i inspiracją.
6. Stowarzyszenie Nom DePlume jeśli naprawdę istnieje to musi być bardzo sekretne, bo pomimo poszukiwań nie udało mi się znaleźć na jego temat ani słowa. (Nie to że wierzyłem w jego istnienie, ale musiałem być pewny)
7. Jednakowoż Tom Straw, którego nagrodą został uhonorowany Richard Castle, naprawdę istnieje. I - co szokujące - jest pisarzem. Jest autorem powieści The Trigger Episode oraz producentem i scenarzystą takich telewizyjnych shows jak Siostra Jackie, Cosby czy też Grace w opałach, choć to tylko ułamek z jego portfolio. Na Amazom.com klienci, którzy kupili jego książkę, co wcale nie dziwi, dość często nabywali także książki Richarda Castle'a.
8. Tom Straw jest także wzmiankowany w kartach tytułowych w oryginalnych wersjach językowych książek Castlea (u nas tego nie ma).*
Czy więc autorem może być Tom Straw? Wszystko na to wskazuje, gdyż on także pojawia się w jednym z epizodów, dokładnie 5 odcinku sezonu 2 na spotkaniu promującym wydanie Heat Wave. Castle ściska mu dłoń ;)
Poniżej zdjęcie "oryginalne" Toma Strawa. Podobny prawda? Więc jeśli nie jest to jego brat bliźniak, to wszystko wskazuje, iż to on może być autorem widmo książek o Derricku Stormie i Nikki Heat.
Ok, ale po tych zabawach w detektywa (a raczej w tłumacza :P) czas wreszcie przejść do recenzowania książek.
Jak większość z Was zapewne wie, jestem zagorzałym miłośnikiem serialu Castle (choć szósty, najnowszy sezon, nie smakuje już tak dobrze jak wcześniejsze), więc i z przyjemnością, a może bardziej z jakiegoś sentymentu, czytam książki poświęcone Nikki Heat. Z jednej strony dlatego, że są dość zgrabnie wymyślonymi historyjkami kryminalnymi, a z drugiej dlatego, że w jakiś sposób uzupełniają moje rozumienie i postrzeganie serialu. Jednak jeśli chodzi o sam sposób w jaki zostały napisane to jest to stosunkowo siermiężne czytadło bez polotu i gracji np. Miłoszewskiego :D Tutaj bohaterowie są dość sztampowi, prawie niczym się nie różniącymi od tych, których znamy z telewizyjnego ekranu. Zagadka jest prowadzona także w sposób bardzo podobny, czyli najpierw coś oczywistego, podejrzany, który musi być sprawcą bo wszystkie dowody i poszlaki na to wskazują. Później mała grzebaninka, odkrywanie nowych dowodów aby wreszcie pod sam koniec zaskoczyć nas czymś o czym byśmy nawet nie pomyśleli. Czyli coś takiego jak Ojciec Mateusz tylko na sterydach.
Ot, czytadło na kilka godzin do zapomnienia w ciągu 1-2 dni. Ale czytam, bo książki są stosunkowo tanie i tak jak już pisałem wcześniej, mam do tych postaci sentyment. Jednak szału to one nie robią. I tak samo jest z najnowszą przetłumaczoną na język polski częścią przygód Nikki Heat, czyli Gorączką zmysłów. Tym razem zamordowany zostaje ksiądz. Miejscem zbrodni jest salon BDSM. A wstępne dochodzenie wskazuje na to, że w sprawę dość poważnie zaangażowany jest kapitan Montrose, mentor i ktoś w rodzaju drugiego ojca Nikki Heat. Do tego dochodzi egzamin na porucznika, kryzys zaufania wobec Jamesona Rooka i zawieszenie w obowiązkach spowodowane upublicznieniem informacji dotyczących śledztwa. Zamach na jej życie i trupy z przeszłości są tylko wisienką na tym lekko zakalcowatym torcie.
Podsumowując, jest to lektura jedynie dla pasjonatów serii albo serialu, inni mogą poczuć się rozczarowani. Tak też i ocena nie za wysoka.
Ocena gatunkowa 5/10
Ocena ogólna 3/10
Jeśli natomiast chodzi o pierwszą część przygód Derricka Storma, która nosi tytuł Nadciągający Sztorm (w oryginale Brewing Storm), który jest jedną z części trylogii składającej się jeszcze z mini-powieści pt. Wściekły Sztorm i Krwawy Sztorm, to jest to po prostu twór szalonego grafomana, który nigdy nie powinien opuścić jego szuflady.
Tak żałośnie przewidywalnej, schematycznej i nieciekawej książki nie czytałem już od dawna. Wszystko jest w niej dokładnie takie jakie wymarzyłby sobie twórca filmów klasy Z. Sztampowy główny bohater, były agent CIA obecnie żyjący na odludziu pod przykrywką własnej śmierci. Jego szef, doświadczony agent w służbie czynnej, wobec którego nasz bohater ma dług wdzięczności, stąd też wraca aby mu pomóc. Młoda agentka FBI, piękna i niedoświadczona, choć inteligentna i przebiegła na swój sposób. Stary zatwardziały polityk, przekupny i znający polityczne machinacje na wylot, któremu porywają pasierba chcąc uzyskać okup. Do tego narzeczona chłopaka i ruska mafia w tle. No gorzej być nie mogło. I choć nie jestem najlepszy w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, to już po pierwszych kilku stronach wiedziałem kto jest kim, kto co zrobił i dlaczego oraz jak to się wszystko mniej więcej skończy.
Dodatkową zbrodnią związaną z tą książką jest fakt, że sztucznie została podzielona na trzy części, gdyż każda z nich jest naprawdę krótka, ma może z 50-60 stron (w ebooku jest ich około 120 ale są tak małe, że jakby ją wydać na papierze to pewnie miałaby tyle co spore opowiadanie) i trzeba za nie płacić oddzielnie. Są tanie, nie przeczę, bo kosztują zależnie od promocji od 7 do 12 zł, ale to i tak nie powód aby na siłę dzielić tego gniota na trzy części zamiast wydać go pod jednym tytułem i nie naciągać ludzi na dodatkowe koszta. Choć może w sumie jest to także zabieg uczciwy. Kupujemy jedną, stosunkowo tanią książkę, czytamy ją. Ona okazuje się totalnym gniotem i już za resztę nie płacimy, a w przypadku gdyby wszystkie trzy były wydane w jednym tomie to i cena byłaby pewnie 2 razy droższa.
Podsumowując, jest to kaszan jakich mało i odradzam ją dosłownie wszystkim. Niech Was Ręka Boska broni przed sięgnięciem po tego gniota.
Ocena gatunkowa 2/10
Ocena ogólna 1/10
*Informacje z punktów od 1 do 8 pochodzą z bloga "Happy Endings" należącego do