Formuła 1 nigdy nie była moją ulubioną dyscypliną sportu a uściślając nawet kiedy wyodrębnimy sporty motorowe. Szczególnie teraz kiedy wszystko jest skomputeryzowane, a to kto wygra wyścig rozgrywa się głównie w boksach, a jeszcze częściej na kontach zespołów. Ale kiedyś było inaczej. Kiedyś kierowcy wyjeżdżając na tor walczyli nie tylko o to kto wygra, ale też o to kto dojedzie do mety żywy. Wtedy te zawody emocjonowały a z ich uczestników robiły niemalże gladiatorów (o dwóch z nich opowiada najnowszy film Rona Howarda "Rush", którego premiera już 8 listopada!). Tak było jeszcze do połowy lat 90, kiedy to w '94 na torze tragicznie zginął genialny kierowca i wspaniały człowiek - Ayrton Senna. Natomiast Bernie Eccleston prawie od samego początku brał w tym wszystkim udział. Można powiedzieć jeszcze więcej - to on stworzył Formułę 1 taką, jaką znamy ją dziś. I to głównie fascynacja ciekawymi ludźmi jacy nas otaczają skłoniła mnie do sięgnięcia po tę książkę. Czy było warto? Przekonajmy się.
Już na wstępie muszę powiedzieć, że tego co otrzymałem na pewno się nie spodziewałem. Nie spodziewałem się książki napisanej w taki sposób. Nie wiem tak naprawdę jaki cel przyświecał autorowi, ale efekt końcowy jest po prostu powalający. A może bardziej powalająco nudny i nijaki. Otrzymujemy bowiem fiskalny wydruk transakcji jakie miały miejsce podczas ewolucji drobnego handlarza motocyklowego, a później samochodowego, w jednego z najbardziej wpływowych ludzie w świecie sportu, a co za tym idzie w jednego z bogatszych na świecie (a na pewno na Wyspach Brytyjskich).
Mimo wszystko zza całego tego ekonomiczno prawniczego bełkotu wyłania nam się jakaś sylwetka. Nie jest to jednak sylwetka jakiej byśmy oczekiwali. Ecclestone jest człowiekiem małostkowym, zawziętym, upartym, obłudnym i ogólnie rzecz biorąc złym. A przynajmniej takie zrobił na mnie wrażenie na tych kilkuset stronach. Był niski i drobny, więc od dzieciństwa musiał się zmagać z docinkami innych dzieci. To wytworzyło w nim dziwne poczucie, że zawsze musi być lepszy, mieć ostatnie słowo, i upokarzać swojego przeciwnika. Często za pośrednictwem nie do końca legalnych sposobów i środków. Na pewno nie jest to postać jaką można by stawiać za wzór dzieciom, bo mimo iż dorobił się wielkiej fortuny to tak naprawdę nie zrobił w swoim życiu nic dobrego.
Po lewej Bernie i jego druga żona Slavica. Po prawej z najnowszą wybranką Fabianą Flosi. |
Bardzo nie podobała mi się ta książka. Nudziła mnie. Powodowała złość w trakcie czytana, że ktoś może być tak małostkowym wstrętnym gnomem. W trakcie jej lektury po raz kolejny przekonałem się też o interesowności kobiet, czyli fakcie, że nie liczy się nic poza kasą i możliwościami wybranka 'serca' (bo jak inaczej można nazwać wybór niespełna trzydziestopięcioletniej pięknej dziewczyny, która nagle zakochała się w ponad osiemdziesięcioletnim wrednym karzełku?).
Tutaj dość adekwatny kawałek do takiego zachowania :D
No ale nie będę się już dłużej pastwił ani nad autorem, ani nad bohaterem tej biografii, bo nie jestem godzien wypowiadać się w ten sposób o wielkich i możnych tego świata. Napiszę tylko krótko podsumowując tę kulawą recenzję - nie podobało mi się. I sądzę, że znajdzie się naprawdę mało osób, którym się będzie podobało. 3/10 (2 oczka za kilka ciekawych informacji o samej formule 1 jako takiej).
No wiesz co, ależ z Ciebie ignorant - odmawiasz prawa do miłości dwóm ludziom tylko ze względu na wiek? Wstydź się.
OdpowiedzUsuńA tak poważnie, to gość przypomina mi brytyjską wersję Hitlera :)
:D No cóż...taki to już ze mnie niewdzięcznik i cham :P Ale swoje zdanie mam!
UsuńMoże Hitler to za dużo powiedziane, ale dziadyga był nie lada !@#$%^& :]