czwartek, 14 listopada 2013

[53] Film: "Thor: Mroczny świat / Thor: The Dark World" (2013)

Ok, wszyscy piszą o nowym Thorze, napiszę więc i ja. Zacznę może od tego, że film ogólnie mi się podobał, ale chyba zupełnie inaczej niż wszystkim... Ale zacznę od czegoś innego, choć moim zdaniem bardzo ważnego.


Najnowsze przygody boga piorunów w naszych polskich kinach były dostępne w wersji 3D i 2D z napisami i dubbingiem. Jednak najgorsze jest to, że dubbing był w obu "wymiarach" a napisy tylko w 3D. A to prowadzi nas do prostej konkluzji -> w Heliosie 3D jest tak żałosne, że po "Iron Manie 3" już nigdy więcej nie obejrzę tam filmu w trzech wymiarach (a Helios jest jedynym kinem w moim mieście, w którym emitowany był nowy Thor), więc musiałem wybrać dubbing, czyli jedyną formę tłumaczenia dostępną w 2D. I ten wybór dość mocno wpłynął na mój odbiór całości. Bo powiedzmy sobie szczerze - dubbing "głupi jest, brzydki jest!" i tak naprawdę podobał mi się tylko w Harrym Potterze i trzech pierwszych częściach Gwiezdnych Wojen. Żaden inny film nie zyskał na dubbingu. Co innego bajki, ale to już inna...bajka. "Thor" także został skrzywdzony przez dubbing. I to dość poważnie, bo moim zdaniem ten rodzaj tłumaczenia odbiera co najmniej dwa oczka od oceny końcowej. Ale do oceny przejdę później. Najpierw wrażenia z seansu.


Jest Thor...

Nie było źle...ale bez rewelacji. Mój największy zarzut do twórców, czyli Alana Taylora (reżyser) i trójcy scenarzystów Christophera Yosta, Christophera Markusa i Stephena McFeelya, jest taki, że chyba sami nie wiedzieli co chcą do końca zrobić :| Bo jak można wytłumaczyć wplecenie tak wielu głupkowato-slapstikowych, wymuszonych i zupełnie nienaturalnych i niepotrzebnych scen humorystycznych w film, który od początku wydaje się być dość poważny i, można by nawet rzec, wzniosły? No po co, pytam się? Selvig latający dookoła Stonehenge na golasa... Zupełnie sfreekowani pomocnicy doktor Foster, którzy bardziej przypominają idiotów niż naukowców... I wiele scen całkiem od czapy, nic nie wnoszących do fabuły, rozbijających spójność całego obrazu z wyżej wymienionymi postaciami. Panowie, to nie są żarty na poziomie Tonego Starka, które pojawiały się subtelnie i jakoś tak samoistnie, naturalnie. Nie, tutaj mamy do czynienia z żałosną komedią, przykro mi jeśli komuś się podobały, dla...sami wiecie kogo. To byłby pierwszy zarzut...i chyba jedyny, bo cała reszta była w miarę przyzwoita.

...jest Loki...

Nie mam jakichś większych zarzutów do gry aktorów, bo w końcu jest to "bajka" o superbohaterach, więc wymaganie jakiejś powalającej głębi jest paradoksem. Choć oczywiście są postaci zdecydowanie wysuwające się na pierwszy plan (Tom Hiddlestone jako Loki...tak, tak...mnie też się podobał, choć ten ciągły pisk pod jego adresem już mnie z lekka męczy) i te które osiągnęły dramaturgiczne dno kloaczne (Natalie Portman jako Jane Foster, która była po prostu nijaka i w sumie nic by się nie stało jakby w ogóle jej nie było). Reszta aktorów była gdzieś pośrodku. Choć wydawałoby się, że należałoby oczekiwać czegoś więcej od takiego tuza jak Anthony Hopkins, który niestety nie powalał swoim Odynem. To już Rene Russo jako jego harda żonka, która przeszła chyba jakiś kurs samoobrony od czasów pierwszej części gdzie była mientka jak rozgotowane spaghetti i padała już po pierwszym ciosie, była bardziej wyrazista i przekonująca. A sam Thor? Chyba lepiej niż wcześniej, ale dalej jego postać nie pozwala na zbyt wiele. Ma być pięknym, muskularnym, szlachetnym blondynem z młotem, czyli zbyt wielkiego pola do popisu nie ma, ale i tak Chris Hamsworth radzi sobie całkiem dobrze.

...są i Mroczne Elfy.

Co do fabuły, to też nie powala, ale w jakiś sposób potrafi wciągnąć i zainteresować. Mamy tutaj pradawną rasę Mrocznych Elfów, które jak wszyscy domniemywali, zostały wybite 5 tysięcy lat temu przez ojca Odyna - Bóra. Jednak Malekith (Christopher Eccleston) - ich przywódca - i jego najbliżsi poddani, przetrwali. Podobnie jak magiczna substancja - Eter - przy pomocy której Maletith chciał zniszczyć pradawny ład wszystkich dziewięciu światów. Eter także nie został zniszczony, a jedynie "przechowany daleko i głęboko", co oczywiście się nie udaje, bo w jakiś przedziwny sposób wpadła na niego dr Jane Foster i jej fiśnięci pomagierzy. Wszystko to dzieje się za sprawą zbliżającej się koniunkcji światów, którą Malekith chce wykorzystać do swoich niecnych celów. Po raz kolejny świat(y) mogą ocalić jedynie asgardczycy z Thorem na czele. 

Jest i miłość...niestety.

I niby wszystko pięknie ładnie, ale całość tzw. dupy nie urywa. I osoby bardziej wybredne i spoglądające na świat krytycznym okiem mogą się na seansie lekko nudzić (tak było w przypadku mojej Lubej, która najnowszą odsłoną przygód Thora nie była zachwycona). Zliczając zatem wszystkie za i przeciw ocena końcowa oscyluje koło mocnych 6/10. Polecam raczej fanom Marvelowskich ekranizacji i wydaje mi się, że da się obejrzeć, ale proszę Was, wystrzegajcie się dubbingu jak ognia, bo boli ;)

A tak to wyglądało na premierze. Która kreacja bardziej wam się podoba? ;>

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...