Bardzo ciężko jest napisać recenzję czyjejś książki. Szczególnie wtedy, kiedy książka ta jest bardzo obszerna i zawiera wiele wątków składających się na jej całokształt (co znaczy, że autor, bądź jak w tym przypadku, autorzy włożyli w nią dużo pracy, czasu i wysiłku). Dodatkowo porusza dość istotne sprawy dotyczące historii kraju, w którym się żyje (poglądy w niej przedstawione nie wszystkim mogą przypaść do gustu i mimo rzetelności w oddaniu faktów, to i tak dzieło przez niektórych może zostać uznane za tendencyjne). No i na końcu, choć nie najmniej ważne, robi ogromne wrażenie na czytającym. Wtedy trudno się ustrzec braku obiektywizmu, który recenzent powinien zachować. A przynajmniej tak mi się wydaje. A ta książka właśnie taka jest i spełnia wszystkie wymienione cechy.
Po pierwsze liczy sobie blisko 700 stron formatu podobnego do podręcznika historii. To sporo, choć w tym przypadku pewnie i tak można by było napisać znacznie więcej, bo jest o czym, a przede wszystkim o kim pisać. Autorzy stawiając jako oś wydarzeń Jerzego Turowicza opisali, jak zresztą sami podają w (pod)tytule Tygodnik (Powszechny), czasy w jakich redaktorem naczelnym był Turowicz i, co najważniejsze, ludzi którzy pismo współtworzyli, czy to przez długie dziesięciolecia, czy też jedynie okazjonalnie. Zaletą, przynajmniej dla mnie, tej książki jest, że Bereś, Burnetko i Podsadecka bardzo zręcznie wpletli w życiorysy twórców i dziennikarzy tygodnika, najnowszą historię Polski. Nie da się ukryć, że Ci ludzie, który pisali dla tygodnika mieli ogromny wpływ na obraz obecnej Polski.
Spytacie, a któż to w takim razie był? No to spróbujcie pomyśleć o jakimś nazwisku, o osobie, która wydaje się Wam utalentowana (a nawet sławna, choć to słowo jakoś mniej mi się podoba), i która działała twórczo w okresie, w którym wydawany był tygodnik. Macie już kogoś? Na pewno okaże się, że ta osoba w jakiś sposób była z tygodnikiem związana. Ja sam wymienię tylko nazwiska najznamienitsze (może, żeby nikogo nie obrazić i nie umniejszać jego roli, lepiej użyć zwrotu najbardziej znane ogółowi) tj. kardynał Karol Wojtyła, Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Paweł Jasienica, Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Stanisław Kisielewski, Jerzy Pilch, ks. Józef Tischner, Leopold Tyrmand, Adam Zagajewski...można by tak bez końca, ale to nie wyliczanka i licytowanie się, kto ważniejszy, kto bardziej znany. Chodzi o to, że tygodnik tworzyli ludzie, których łączył wspólny cel, a mianowicie walka o demokratyczną ojczyznę a ich jedynym narzędziem było właśnie to czasopismo. Co jednak w czasach rygorystycznej cenzury nie było ani proste ani bezpieczne. A nad nimi wszystkimi, przez ponad 50 lat, czuwał Szef, czyli Jerzy Turowicz.
Spytacie, a któż to w takim razie był? No to spróbujcie pomyśleć o jakimś nazwisku, o osobie, która wydaje się Wam utalentowana (a nawet sławna, choć to słowo jakoś mniej mi się podoba), i która działała twórczo w okresie, w którym wydawany był tygodnik. Macie już kogoś? Na pewno okaże się, że ta osoba w jakiś sposób była z tygodnikiem związana. Ja sam wymienię tylko nazwiska najznamienitsze (może, żeby nikogo nie obrazić i nie umniejszać jego roli, lepiej użyć zwrotu najbardziej znane ogółowi) tj. kardynał Karol Wojtyła, Wisława Szymborska, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Paweł Jasienica, Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Stanisław Kisielewski, Jerzy Pilch, ks. Józef Tischner, Leopold Tyrmand, Adam Zagajewski...można by tak bez końca, ale to nie wyliczanka i licytowanie się, kto ważniejszy, kto bardziej znany. Chodzi o to, że tygodnik tworzyli ludzie, których łączył wspólny cel, a mianowicie walka o demokratyczną ojczyznę a ich jedynym narzędziem było właśnie to czasopismo. Co jednak w czasach rygorystycznej cenzury nie było ani proste ani bezpieczne. A nad nimi wszystkimi, przez ponad 50 lat, czuwał Szef, czyli Jerzy Turowicz.
Po drugie Tygodnik Powszechny (dalej TP) był pismem katolickim. Powołał je do życia kardynał Sapiecha, a przez wiele lat, jeszcze przed rozpoczęciem swojego pontyfikatu, ale także i w jego trakcie, wspierał je i współtworzył kardynał Karol Wojtyła. To wszystko sprawiało, że pismo miało swój profil. Swoją, jeśli można tak rzec, linię programową. Choć najważniejszą sprawą jest to, że zawsze było otwarte na dialog i Szef zwykł postępować według zasady ks. Piwowarczyka, pierwszego redaktora naczelnego TP: "Pan się myli. Pan zupełnie nie ma racji. Ale ja Pana wydrukuję, bo Pan myśli". To jednak powodowało, że wielu ze stałych czytelników często nie zgadzało się z poglądami publikowanymi na łamach czasopisma. A także, w późniejszych latach, powodowało spięcia między członkami ekipy (spory z Kisielem), czy też ludźmi blisko związanymi z tygodnikiem (Papież Jan Paweł II, czy też Lech Wałęsa), a w skrajnym przypadku także odsunięcie się od tygodnika kościoła katolickiego już w czasach wolnej Polski.
No i po trzecie - książkę tę bardzo dobrze mi się czytało i zrobiła na mnie ogromne wrażenie, co dodatkowo utrudnia obiektywną jej ocenę. Uważam jednak, że jest ona napisana w sposób bardzo spójny i przejrzysty. Nawet mimo swojej objętości, mimo że porusza tak wiele wątków, to stara się zachować chronologię wydarzeń i tylko czasami cofa nas wstecz, czy też przenosi w przyszłość od widełek czasowych przewidzianych w danej części. Robi to jednak tylko i wyłącznie po to aby lepiej zobrazować jakieś wydarzenie, czy też może trafniej będzie napisać, jakąś osobę, która z TP była związana. Dodatkowo na koniec, podobnie jak było w przypadku książki o Marku Edelmanie (recenzje można przeczytać tutaj), choć tam zdarzało się to zdecydowanie częściej, autorzy potrafili mnie rozczulić i wzruszyć. Tym razem przedstawieniem obrazu przyjaźni i szacunku wobec siebie dwóch wielkich ludzi - Turowicza i Miłosza. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować ów fragment:
"Turowicz siedział na starym >>sapieżyńskim<< (typowa Tygodnikowa terminologia) fotelu, odłożył laskę, dłonie trzymał na wysokich oparciach (beżowy, łuszczący się skaj z lat pięćdziesiątych). Patrzył na nas z oddalenia i bez uśmiechu, ale widziałem, jak przelotnie promieniał, kiedy spotykali się z Miłoszem spojrzeniami. Dziwne wrażenie, że w tym całym zgiełku oni są ze sobą sam na sam, a my to tylko jakieś widma. Potem nastąpiło coś, czego do końca życia nie zapomnę. Miłosz usiadł przy Szefie na krześle, próbowali rozmawiać, ale wciąż ktoś domagał się wysłuchania dowcipu, plotki, więc jakoś im nie szło... Ale energia towarzyska wygasała, wreszcie zrobiły się podgrupy i momenty względnej ciszy. Pomyślałem, że wreszcie będą mieli tę swoją chwilę. I wtedy pojawiła się kilkuosobowa grupka, która - okazało się - chciała przy okazji urodzin załatwić z Miłoszem jakieś pilne wydawnicze interesy. Uznali, że teraz jest najwłaściwszy moment. Obsiedli Noblistę tak, że musiał odwrócić się plecami do Turowicza. Zaczął z nimi rozmawiać ( ... ) Nagle, dyskretnym, niezauważalnym gestem sięgnął prawą ręką daleko za plecy, nie oglądając się. Położył dłoń na dłoni Szefa, złapali się lekko palcami i trwali tak przez długie minuty. Gapiłem się na ich ręce, bo nigdy nie widziałem gestu tak miłosnego, czystego, oczywistego i nieodgadnionego zarazem. Miłosz rozmawiał dalej, Turowicz siedział jakby nieobecny, życie chichotało dookoła, ale teraz nie byliśmy już nawet widmami, zniknęliśmy zupełnie."
Na zakończenie dodam tylko, iż mimo tego, że tygodnika nigdy nie czytałem i czytać raczej nie zamierzam, to cieszę się, że miałem możliwość poznać jego, tak obszernie i skrupulatnie opisane, losy dzięki tej monografii. Uważam tę książkę za wartą polecenia każdemu, kogo chociaż w najmniejszym stopniu interesują losy, jeśli nie Turowicza, ani samego tygodnika, to chociaż powojennej Polski.
Za możliwość przeczytania książki dziękuje autorom, a w szczególności Panu Witoldowi Beresiowi.
Tą Szymborską to akurat nie powinni się wcale szczycić. Z tych o których wiem: Miłosz Herbert, Lem i Mrożek - wszyscy mieli jakieś tam mniejsze lub większe powiązania z komunizmem. Jednak to jaką osobą była Szymborska (wnioskując po faktach historycznych) w moich oczach kompletnie ją skreśla. Nie chciałbym żeby moje dziecko uczono, że jest to bohaterka, tylko dlatego że dostała Nobla. Dam głowę, że duża część tych ludzi z walką o niepodległą ojczyznę nie miała kompletnie nic wspólnego :/
OdpowiedzUsuńHmm...ciekawe jest to co piszesz. powiem szczerze, że niewiele wiem na ten temat. Wiem tylko, że Szymborska NA PEWNO byłą wielką poetką. A jak sobie radziła z systemem. To już jest inna sprawa. Trzeba było żyć w tamtych czasach żeby móc mówić co był słuszne, a co nie. Teraz to wydaje się łatwe, ale wtedy...no nie wiem. Mnie się wydaje, że mimo wszystko są to nazwiska, które każdy wykształcony człowiek znać powinien.
UsuńHmm, byłbym w stanie wymienić wielu artystów i poetów, którzy potrafili działać w tamtych czasach i przynajmniej zachować twarz.
Usuń"Grób w którym leży, ten nowego człowieczeństwa Adam, wieńczony będzie kwiatami, z nieznanych dziś jeszcze planet." - pani Szymborska o Leninie.
"Miasto socjalistyczne – miasto dobrego losu." Źródło: Na powitanie budowy socjalistycznego miasta
"Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie. Jego Partia rozgarnia mrok." - o mało znanym panu Józefie Stalinie
"Partia. Należeć do niej, z nią działać, z nią marzyć, z nią w planach nieulękłych, z nią w trosce bezsennej, wierz mi, to najpiękniejsze, co się może zdarzyć" Źródło: Wstępującemu do Partii
Dobra, starczy tych cytatów. Mam nadzieje, ze wyraźnie widać, że tu nie chodzi o radzenie sobie w tamtych czasach, tylko o fakt, że pani Szymborska była stalinistką, która tak naprawdę nigdy nie została rozliczona z przeszłości. A to że była również świetną poetką w moich oczach czyni ją jeszcze gorszą (przecież to właśnie ona swego czasu brała udział w tworzeniu socjal-propagandy, a że robiła to dobrze, to żadna zasługa).A co do znania nazwiska - owszem każdy znać powinien i wiedzieć komu szacunek się należy, a komu nie. Pewnie i tak nikogo nie przekonam, bo zwykle ludzie bronią swych racji do końca, ale warto myśleć samodzielnie, a nie ślepo wierzyć w to co pani polonistka wpycha do głowy :)
Pod rozwagę mogę podać tylko krótką rozmowę, niestety mało wiarygodnego źródła jakim jest Super Express, z Józefą Hennelową na temat Szymborskiej i jej początkowego oczarowania komunizmem.
Usuń"Super Express": - Kiedy pierwszy raz zetknęła się pani z Wisławą Szymborską i jej twórczością?
Józefa Hennelowa: - To były moje pierwsze kroki w "Tygodniku Powszechnym", początek lat 50. Podczas swoich praktyk starałam się napisać recenzję jej debiutanckiego tomiku poezji "Dlaczego żyjemy". Ta lektura naprawdę mną wstrząsnęła, zwłaszcza wiersz, który zaczynał się od zdania: "Żołnierz radziecki w dniach wyzwolenia do dzieci polskich mówi tak..." , a kończył się frazą: "niech was nie trwoży to natarcie, trąd jak wiosenny deszcz przewieje". Ja przeżyłam trzykrotnie przechodzenie frontu radzieckiego przez Wilno - w 1939, w 1941 i w 1944. Nie byłam w stanie zrozumieć, jak można było tak pozytywnie pisać o radzieckich żołnierzach. Buntowałam się przeciwko temu, przez co moja recenzja była krytyczna i z oczywistych względów nie poszła do druku.
- Wspomina pani moment twórczości Szymborskiej, który dzisiaj jest jej przez wielu wytykany. Pytała pani, dlaczego to zrobiła?
- Osobiście nie, ale zaraz po tym, jak się dowiedziałam o jej śmierci, wzięłam ten tomik poezji znowu do rąk i starałam się znaleźć odpowiedź na pytanie: jak ta wspaniała, ciepła osoba, cudownie wrażliwa i uczciwa, którą poznałam potem, mogła w latach 50. stworzyć takie wiersze? Kluczowe wydaje mi się zrozumienie jej doświadczenia życiowego i ówczesnego wieku - miała wtedy niespełna 30 lat, praktycznie dopiero co zakończyła się wojna, którą spędziła pod okupacją niemiecką. Nie wiedziała, co to znaczy ZSRR, a widok powstającej Nowej Huty i cała propaganda ideologiczna mogły sprawić, że ona naprawdę w to uwierzyła.
- Tylko czy to przekreśla całą jej późniejszą twórczość i życie?
- Jeżeli spojrzymy na wszystkie listy sprzeciwu, które podpisywała później, jej działalność opozycyjną, to absolutnie nie. Ona całą resztą swojego życia odpokutowała tamten epizod. Może dlatego w pamięci mam zupełnie inne wspomnienia z nią związane. Np. moment, w którym przyszła do redakcji "Tygodnika Powszechnego" z pytaniem, jak może pomóc w leczeniu cięż-ko już wówczas chorego Jerzego Turowicza. Cała ona - niezwykle delikatna, wyważona, taktowna, myśląca o innych. I taką ją zapamiętam - jako tą, która myślała o drugim człowieku.
Józefa Hennelowa
Felietonistka "Tygodnika Powszechnego"
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/jozefa-hennelowa-uwierzya-w-komunizm_225450.html
Hmm, czyli w gruncie rzeczy nie obala to żadnego mojego argumentu ;) Bo to, że wierzyła w propagandę komunistyczną (np. popierając egzekucję księży) wobec procesów AK-owców i antyzachodniej postawie PRL-u, a także cenzurze o której raczej coś wiedziała, to tylko potwierdza, że wybrała sobie wygodne życie pod skrzydłami komunistycznej swołoczy :) Nie wiem jaką była osobą, ale mam świadomość o czym świadczą fakty z jej życia.
UsuńTwoich argumentów nie da się obalić, bo są wypisane czarno na białym w wielu tomach jej poezji, czy też w innych historycznych "teczkach". Chodzi po prostu o to, że może nie byłą taka zła do szpiku, żeby ją od razu skreślać. Każdy może się pomylić i każdy może w coś bardzo wierzyć odnajdując tam dobro i słuszność (do tak naprawdę założenia socjalizmu nie były takie złe tylko później zostały przez Stalina spaczone i wywrócone do góry nogami).
UsuńJa uważam, że życie w tamtych czasach nie było takie proste jak się teraz wszystkim wydaje. I dlatego patrze na całokształt a nie tylko na drobne epizody. Ale masz rację. To na pewno bardzo niechlubny fragment jej życiorysu. Nie wiem o Szymborskiej też aż tak wiele, żeby jej tutaj bronić.
Nom, akurat w to, ze nie była wcieleniem diabła to mogę uwierzyć. Jednak za takie błędy młodości powinno się płacić. Przecież ideologów nazistowskich ścigano. Ich wytłumaczeniem też była wszechobecna propaganda, ale mimo to wyroki były wydawane. Nie wiem dlaczego komunizm, który był podobnie zbrodniczym systemem ma pozostawać bezkarny. Faktem jest, że piszę to z perspektywy pokolenia, które żyło już we względnie wolnej Polsce, ale tym bardziej zakrawa dla mnie na hipokryzję fakt, że jednych się piętnuje, a innych czci. Co do socjalizmu - nie jestem jego największym fanem. Każda ideologia ma u podstaw szczytne idee, ale nie wydaje mi się, żeby socjalizm był dobrą drogą do ich realizowania :)
UsuńCo do samej dyskusji - to niespotykanie grzecznie tu sobie rozmawiamy :) Widocznie nwet mimo różnych poglądów da się jakoś dogadywać ;)
Niespotykanie grzecznie tu sobie rozmawiamy, bo jesteśmy niespotykanie grzecznymi i kulturalnymi ludźmi ;) A tak na poważnie, to uważam, że jest to zbyt drażliwy i ważny problem aby się sobie do gardeł rzucać. A poza tym możemy mieć inne poglądy i obydwaj mieć rację ;)
UsuńMimo całej tej dyskusji i Twojej negatywnej opinii co do jednej z naszych noblistek, to mam nadzieję, że jeśli będziesz maił możliwość sięgniesz po książkę ;)
Być może :) Jednak prawdopodobnie wiele faktów będę starał się na bieżąco weryfikować również w innych źródłach :)
UsuńBardzo słusznie. Ale książka podaje fakty i dość dobrze stara się je weryfikować. Jednak sprawdzić samodzielnie nigdy nie zaszkodzi :-)
UsuńNie wiem, jakoś nie jestem przekonana, że chciałabym spędzić z tą książką tyle czasu, ile potrzeba na 700 stron ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda.
Usuń