Wciąż nic się nie zmienia. Nadal nie tykam fabularnej prozy. Jakoś po prostu nie czuje takiej potrzeby. I w taki oto sposób kolejną przeczytaną przeze mnie lekturą był zbiór reportaży o Rosji - swoją drogą temat, który już od dłuższego czasu mnie fascynuje - autorstwa Igora T. Miecika pt. "14:57 do Czyty". Niestety już na wstępie muszę się poskarżyć, że czuje spore rozczarowanie tą książką.
Moje rozczarowanie wynika po części z tego, że nie zrozumiałem zamiarów autora i struktury samej książki. Myślałem, że będzie to "podróż" pociągiem wraz z reportażystą a co za tym idzie poznawanie miejscowości, ludzi, obyczajów i kultury w mijanych miejscowościach. Podejrzewam, że w błąd wprowadził mnie tytuł i pierwszy reportaż, który początkowo wziąłem za pierwszy rozdział, w którym Miecik zapoznawał nas z pasażerami pociągu jadącego z Moskwy przez tak zapomniane miejsca Syberii jak Riazań, Samara, Czelabińsk, Omsk, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Irkuck, Czyta i Chabarowsk do Władywostoku. To właśnie kolej zrobiła z tych punkcików na mapie miasta i włączyła je do Imperium. Jednak autor już na samym początku zawodzi, bo zamiast zabrać nas na wycieczkę po tychże miejscach, przybliżyć ich charakterystykę, mieszkańców, kulturę, specyfikę panujących tam stosunków, bądź po prostu napisać co jest tam ciekawego, to Miecik przybliża nam jedynie ...ludzi z pociągu.
Pierwszy reportaż charakteryzuje jedynie pasażerów i samą podróż. Jest oczywiście ciekawy, bo specyfika poruszania się pociągiem, który jedzie, z pierwszej do ostatniej stacji, około tygodnia jest dla mieszkańców naszego kraju zupełnie obca, jednak nie dla Rosjan. Picie wódki tak żeby nie trzeźwieć całą drogę, "wyrywanie panienek", sprzedawanie jedzenia pasażerom pociągu aby dorobić do bardzo lichej emerytury. To wszystko pojawia się w tym fragmencie. Jednak to jak dla mnie zdecydowanie za mało. Bo kiedy tylko zaczynałem się wciągać, losy bohaterów zaczynały mnie coraz bardziej interesować...trach, koniec. Kolejny temat.
I tak jest niestety już do końca. Miecik umieścił w swojej książce reportaże, które publikował wcześniej na łamach "Polityki". Być może to jest przyczyną ich bardzo małej objętości. I ta zbyt mała objętość jest w moich oczach głównym zarzutem wobec autora i, co za tym idzie, książki. Jest to dla mnie sytuacja nie do pomyślenia aby na 150 stronach umieścić przeszło dziesięć (dokładnie 12) różnych historii. Średnia stron na jeden reportaż jest naprawdę niewystarczająca, bo i samego tekstu na stronie nie jest dużo.
Nie mam za to nic do zarzucenia autorowi jeśli chodzi o dobór tematów, bo wiele z nich naprawdę mnie zainteresowało. Reportaże takie jak na przykład "Niedziela w domu nad rzeką Moskwą", "Miss Gułag 2004", czy też "Gladiator" są naprawdę obiecujące. Używam tutaj właśnie słowa "obiecujące", a nie dobrze czy nawet rewelacyjne, bo są za krótkie, tym historiom potrzeba by było co najmniej 30-tu, 50-ciu, a może nawet całego osobnego tomu aby je dobrze rozwinąć i opowiedzieć.
Może jestem taki wybredny dlatego, że to nie jest pierwsza książka tego typu, którą czytam. A przyzwyczajony do Hugo-Badera genialnie piszącego właśnie o Rosji, czy też do czeskich reportaży Szczygła stwierdzam po prostu, że użyje takiej gastronomicznej, choć bardzo rosyjskiej metafory: "Ta książka, to taki bardzo cienki barszcz".
Jednakowoż nie spisuję tego zbioru reportaży całkiem na straty i choć moja ocena jest dość drastyczna, bo jedynie 4/10, to wydaje mi się, że ludzie, który dopiero zaczynają zapoznawać się w tym ogromnym krajem i potrzebują czegoś co ich nie zmęczy a wciągnie, to te krótkie teksty mogą mu się spodobać.
Po tych reportażach powinieneś sięgnąć po krótką książkę "Moskwy-Pietuszki". Ta lekturka świetnie przedstawia rosyjską mentalność i właśnie fenomen długich podróży pociągiem. Krótko mówiąc - polecam ;)
OdpowiedzUsuńA dzięki za wskazówkę. Zaraz zacznę szukać :)
UsuńNo cóż... Są na rynku chyba lepsze reportaże.
OdpowiedzUsuńNo cóż... Chyba masz rację ;)
UsuńA ja przeczytam w weekend. Łaknę reportażu:)
OdpowiedzUsuńCzytaj i podziel się swoimi spostrzeżeniami ;)
UsuńPublikowanie felietonów lub reportaży z gazety w formie książki to taki zapychacz. Zarobić dwa razy na tym samym :) Temat wydaje się ciekawy, to pewnie pobiegnę po książkę, o której Łukasz wyżej pisał.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj wolę obszerne artykuły, ale nie jestem koneserką reportaży, więc może na początek taka krótsza forma rzeczywiście będzie lepsza. Zastanowię się nad tym :)
OdpowiedzUsuń