Ostatnimi czasy, po dłuższej przygodzie z szeroko pojętą literaturą faktu, zapragnąłem wreszcie przeczytać jakąś książkę z fabułą. Kiedy przystępowałem do lektury miałem do wyboru dwie powieści - obie wydawały mi się nad wyraz ciekawe, z czego na jedną czekałem od dawna, a drugą kupiłem tak po prostu, w wyniku chwilowego impulsu. Pierwszą było "Inferno" Dana Browna. Drugą natomiast "Tajemnica Kolumba" Steve'a Berrego. Jak zapewne wiecie już z tytuły tego posta, zdecydowałem się na tę drugą. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że wybór nie okazał się trafny, ale po kolei.
Steve Berry, jeśli nie wszyscy go kojarzą, jest kimś w rodzaju kopii Dana Browna. Swoją pisarską karierę rozpoczął w roku 2003 opublikowaniem powieści "Bursztynowa komnata". Kolejna, "Przepowiednia dla Romanowów", ukazała się rok później. Przy tym rocznym cyklu wydawniczym autor pozostał do dziś. Od 2006 do 2011 roku wydawał serię przygód Cottona Malone'a - byłym agencie CIA, który zawsze wplącze się w jakąś aferę - (najnowsza powieść tego cyklu pt. "Klucz Jeffersona" ma mieć polską premierę już w listopadzie). Do tej pory ma już na koncie kilkanaście powieści i unormowaną markę. Ja jednak wciąż nie jestem przekonany co do jego talentu. Kiedyś czytałem książki z perypetiami Malona i nie byłem zachwycony ani oczarowany. Jednak z racji tego, że moja luba zaczytuje się w jego powieściach, a w księgarni pojawiła się najnowsza jego książka, postanowiłem jej ją sprezentować a i samemu sprawdzić czy nastąpiły zmiany w jakości pisarstwa Berrego.
Cóż, z przykrością muszę stwierdzić, że nie. Kolejna nudna historia, w której akcja prowadzona jest w sposób mało zajmujący i chaotyczny. I choć sama historia początkowo wydała mi się nawet interesująca, to sposób w jaki została opowiedziana już zdecydowanie mnie rozczarował. A jaka to historia? Autor opowiada mam opowieść opartą na przypuszczeniach i hipotezach o żydowskim pochodzeniu Krzysztofa Kolumba i wielkim skarbie Izraelitów (trzy święte relikwie), który rzekomo miał dzięki niemu ocaleć.
Zbyt duża ilość bohaterów, którzy są w opowieść zaangażowani i tak naprawdę oni relacjonują nam jej przebieg, czyli mamy do czynienia ze skakaniem po miejscach i wątkach co kilka stron. Bardzo mało autentyczna historia. Słabo wykreowani i miejscami denerwujący, a do tego niezbyt dający się polubić bohaterowie. Nudne i mało ekscytujące relacje między odtwórcami głównych ról w tym spektaklu. To wszystko powoduje, że książka mimo, iż ma potencjał, to zupełnie go nie wykorzystuje.
Steve Berry bardzo mocno chce być drugim Danem Brownem, ale niestety mimo tego, a może właśnie przez to, że wydaje książki z tak dużą częstotliwością, jest tylko jego słabą namiastką. I taka sama jest jego najnowsza powieść - "Tajemnica Kolumba" - bardzo przeciętna i zupełnie nie porywająca. Podsumowując, książkę oceniam na 5/10, ponieważ była dla mnie zupełnie obojętna. Gdybym przestał ją czytać w połowie, to wcale by mnie nie ciągnęło aby dowiedzieć się jak się skończyła. Szkoda.
Mam nadzieje, że "Inferno" będzie lepsze :) O Berrym nie słyszałem, ale na kolejną historyjkę Browna mocno czekam :D
OdpowiedzUsuńNo ja też mam taką nadzieję. Choć teraz zabrałem się za podobną książkę, ale niestety polskiej autorki i jest źle. W porównaniu z tym tytułem, czyli "Operacją Kustosz", to "Tajemnica Kolumba" była naprawdę ciekawa :) "Inferno wciąż czeka na swoją chwilę :)
UsuńHaha, pozostaje więc mieć jedynie nadzieje, że konkretnie zjedziesz ją w recenzji :P No cóż, poczekam i zobaczę co to za "dzieło".
UsuńMoże jeszcze się rozkręci;) Choć wątpię ;] Jeśli nie, to obiecuję nie pozostawić na niej suchej nitki :D
UsuńPatrząc na sam tytuł, pewnie chciałabym zerknąć dalej do książki. Ale mnie nie przekonuje ani Dan Brown, ani jego podróbki. Browna czyta się całkiem dobrze i szybko, ale dziwiła mnie zawsze popularność jego książek. Nigdy nie identyfikuję się z bohaterami, a po lekturze nic mi w głowie nie zostaje. Nie mówię że książki muszą mieć walory edukacyjne, chodzi mi o to, że lubię książki, po których nie mogę wyjść ze świata przedstawionego.
OdpowiedzUsuńMnie też jakoś mocno nie przekonuje Brown, ale ma on tę zaletę, ze potrafi mnie od pierwszych stron zainteresować swoją opowieścią. W przypadku Berrego tego niestety nie ma.
Usuń