Większość recenzji tej książki rozpoczyna się od słów "kontrowersyjna", "szokująca", "wstrząsająca", "budząca niesmak". Mnie ta historia ani nie zniesmaczyła, ani tym bardziej nie zszokowała. Nie wiem jaki trzeba mieć niedorzeczny obraz polskiego (czy też jakiejkolwiek innej narodowości) żołnierza, żeby nie dopuszczać do siebie myśli, że rzeczy opisywane przez Dąmbskiego dzieją się na każdej wojnie i w każdej armii. Swoją drogą polecam skandynawski film "Podziemny front", który opowiada o podobnych wydarzeniach w Danii (recka tutaj).
A Dąbski opowiada nam swoją (choć i tutaj pojawiają się dość wyraźne głosy sprzeciwu jakoby jawnie i umyślnie konfabulował) wojenną "przygodę" z AK. Przygodę dość drastyczną i na pierwszy rzut oka niemoralną, ale wydaje się, że prawdziwą. A o czym pisze?
Stefan Dąmbski w wieku 13 lat (Fot. ze zbiorów rodzinnych) |
Już jako 16-latek, od maleńkości wychowywany w patriotycznych wartościach, gdzie ojczyzna zawsze zajmowała nadrzędne miejsce, postanowił wstąpić do partyzanckich oddziałów Armii Krajowej. Jednak nie interesowało go zwykłe bieganie z karabinem po lesie. On miał inny cel. Oddział dywersyjny. A dokładniej oddział zajmujący się cichą likwidacją celów, zaocznie przez "trybunały" wojskowe, skazanych na śmierć za pomoc nieprzyjacielowi.Jest to bardzo ciemna i nieprzynosząca chluby część polskiej historii, ale nie powinna zostać pominięta i zapomniana.
Jak sam pisał w swoich wspomnieniach, do takiej "roboty" najlepiej nadają się ludzie młodzi, jeszcze do końca nieukształtowani, którzy ślepo wykonają każdy rozkaz, bez większego zastanowienia się nad jego racjonalnością, wierząc w jego niezaprzeczalną słuszność. I Stefan Dąmbski pseudonim "Żbik" była właśnie takim dzieciakiem. To słowo wydaje mi się najlepsze, bo jak inaczej możemy nazwać nastoletniego chłopca? Młodym mężczyzną? Jak by go jednak nie nazywać, to ze swoich obowiązków wywiązywał się nad wyraz dobrze i już w wieku lat 19 był doświadczonym zabójcą.
W swojej opowieści przytacza nam kilka różnych akcji, w których brał udział. Opisuje między innymi zabójstwa wysokich rangą żołnierzy Niemieckich, urzędników niemieckich i polskich współpracujących z Rzeszą, a także ludność cywilną kolaborującą z Niemcami czy w jakikolwiek inny sposób szkodzącą polskiej ludności i AK. Tak było za okupacji Niemieckiej. Za Rosyjskiej i po tzw. "wyzwoleniu" zmienił się jedynie kolor mundurów i język ofiar. Jednak, jak pisze Dąmbski, i takiemu "fachowcowi" jak on powinęła się noga. Wtedy udało mu się przedostać do USA, gdzie mieszkał aż do samobójczej śmierci w 1993 roku w Miami.
1947 rok. Dąmbski w zachodniej strefie okupacyjnej w Niemczech (Fot. ze zbiorów rodzinnych) |
Historia Egzekutora, od momentu ukazania się w formie obszernych fragmentów w 2006 roku, budziła wiele kontrowersji i sprzeciwów. Na jej temat wypowiadali się ludzie znający realia i miejsca, o których pisał Dąmbski i w skrajnych przypadkach nie tylko poddawali w wątpliwość jego opowieść, ile zarzucali mu, iż przypisuje sobie czyny dokonane przez zupełnie innych ludzi. Znaleźli się jednak i tacy, którzy brali go pod swoją obronę twierdząc, że być może nie wszystkie daty, bądź też dokładność faktów (spisywanych zresztą po kilkudziesięciu latach) muszą być w 100% prawdziwe, ale jednak nie można zarzucać Dąmbskiemu pisania całkowitej nieprawdy.
Ja osobiście uważam, że tacy ludzie naprawdę istnieli i ich "praca" także powinna ujrzeć światło dzienne. Wojna nie jest piękna, więc i czyny na niej popełniane piękne być nie mogą. A pisanie, że tylko Oni byli źli, a My byliśmy krystalicznie dobrzy to absurd dla każdego myślącego człowieka.
Polecam tę krótką lekturę każdemu, kto chce spojrzeć na obraz walki z okupantem z trochę innej perspektywy.
Ocena: Brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz