"Sandałki ze złotymi paseczkami, koszulka z głębokim dekoltem i poręczny Smith&Wesson, kaliber 38. Oto Stepanie Plum, łowca nagród z New Jersey." To tylko początek z tego czym wydawnictwo zachęca do sięgnięcia po przygody Stephanie Plum - najbardziej żałosnej bohaterki książkowej z jaką miałem do czynienia od... nie pamiętam kiedy.
A skąd takie odczucia, skoro (prawie)każda kobieta, która miała tę książkę w swoich rękach pieje zachwyty i już nie może się doczekać 25 (sic!) części? Już tłumaczę. Pierwszym i zasadniczym tego powodem jest fakt, że nie jestem kobietą, a jest to literatura bardzo stargetowana. Główna bohaterka, bo o niej chciałbym napisać na wstępie, jest najbardziej wyrachowaną (stąd chyba tytuł dwóch pierwszych tomów) i do tego - co ty dużo mówić - nieudolną i głupią osobą płci przeciwnej jaką spotkałem na kartach książek. Stefanie straciła pracę, nie ma pieniędzy, chcą ją wywalić z mieszka, a za niespłacanie rat windykator zabrał jej również samochód. Zdesperowana tym, że matka próbuje ją wyswatać z jakąś "dobrą partią" postanawia złapać się brzytwy i zostać łowcą nagród. Scenariusz iście hitchcockowski, nieprawdaż? Ale nie zapominajmy, że Stephanie jest idiotka, która nie ma do tego zawodu żadnych predyspozycji. Dodatkowo jest osobą niezwykle wyrachowaną i pustą (robi tylko to co jest dobre dla niej i może przynieść jej korzyść nie bacząc na innych, natomiast jeśli znajdzie się w tarapatach (czyli niemal na każdej z 230 stron książki) szuka pomocy u innych - żałosne).
Drugim problemem książki jest to, że albo autorka jest idiotką, albo jej tłumacz, bo takich bredni jakie się tam pojawiały nikt o zdrowych zmysłach by nie wymyślił. Najbardziej fascynuje mnie tłumaczenie przydomka jednej z głównych postaci męskich, które brzmi "leśnik". WTF?! To kim on jest? Gościem, który chodzi i sprawdza, które drzewa trzeba wyciąć i czy zwierzątka mają wystarczająco dużo pokarmu? Jeśli przetłumaczonym słowem było "ranger", to było się już nie kłopotać z jego tłumaczeniem i zostawić oryginał albo zajrzeć do jakiejś książki o siłach zbrojnych, a nie pisać od czapy co się pierwsze pojawiło w głowie... Ale jest też bardzo wiele innych bredni, które mnie osobiście bardzo denerwowały, jak na przykład dolewanie oleju do "miski olejowej"... życzę powodzenia w tej czynności, jeśli ktoś chciałby kiedyś spróbować (proponowałbym, jak wszyscy, dolać go po prostu do silnika).
Kolejnym bardzo słabym punktem są bohaterowie. Płytcy, papierowi i zupełnie pozbawieni jakiegokolwiek rysu charakterologicznego. Czytając pierwszy tom nie potrafiłem powiedzieć nic o praktycznie żadnej z głównych postaci. Chyba jedynie to, że babcia Mazurowa jest stukniętą ekscentryczną starą wariatką stworzoną chyba tylko po to, aby idealnie wypełnić freakową pustkę w filmowej adaptacji, jeśli takowa powstanie (a powstała). Reszta bohaterów? Nieznaju. A jeśli już o bohaterach mowa, to swoją drogą kto wymyśla główną postać książkową i za towarzysza życia daje mu chomika?! Chyba bardziej beznamiętnego stworzenia już się nie dało znaleźć...
Mało tego, w tej książce nie ma dosłownie nic co mogłoby się podobać, bo nie jest to ani komedia (za dużo scen przemocy i różnych rzezi), ani też kryminał (intryga jest żałosna, a do tego zupełnie niezrozumiała, a w końcówce mamy zastosowany trik iście z greckiej tragedii, kiedy to bohaterów ratuje boska ręka). Do tego, w takie nagromadzenie przeróżnych zbiegów okoliczności, wypadków, morderstw i innych dziwnych wydarzeń w ciągu jednego tygodnia, może uwierzyć chyba tylko kobieta. Ja wiem, że kryminał nie do końca jest rzeczywisty, bo właśnie dużo zależy od zbiegów okoliczności, ale na litość boską, inni autorzy robią to z wyczuciem i ze smakiem, a tu jest totalny rozpiździaj.
Nie wspomnę już o takich drobiazgach jak nawyki żywieniowe głównej bohaterki, jej nieudaczność i safandułowatość oraz żenujące zakończenie. Nie, moi drodzy, książka ta jest naprawdę wymysłem jakiegoś szalonego grafomana, a jej ogromna popularność świadczy o infantylizmie i ckliwej nieudaczności jej czytelniczek, bo przecież każda z Was chciałaby być taką Stefcią Śliwką, która nic nie umie a jakimś dziwnym trafem wszystko jej się udaje. Żywi się pizza, piwem i maminą szarlotką, a dalej jest niezłym lachonem. Wkurza wszystkich dookoła, a leci na nią dwóch przystojniaków... Ehh żałosne.
Panowie, napiszę krótko, nie warto tracić na to czasu, to jest literatura dla pań :)
Na zakończenie chciałbym jeszcze napisać kilak słów na temat samego wydawnictwa, wydawnictwa, które do tej pory ceniłem za ciekawą szatę graficzną swoich książek (to się na szczęście nie zmieniło) i za dobór tekstów. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że wydanie tego gniota zdecydowanie obniżyło jego ocenę w moich oczach. A już cena za jaką sprzedawane są te książki - 40 zł szt. - jest po prostu absurdalna!
Mój werdykt 2/10